W spektaklu oglądamy ostatnie godziny życia pokonanej królowej. Maria szykuje się na śmierć przez ścięcie, bo taki wyrok wydała jej kuzynka i najbardziej zajadły wróg - Elżbieta I, królowa Anglii. Ta kochająca życie i jego przyjemności kobieta musi przygotować się na śmierć. Jak jej się to udaje?
Cóż, nie ma tu nic specjalnie odkrywczego: Maria, wzorem wielu innych osób, którym nie zostało wiele życia, a które mają co wspominać - zagłębia się we wspomnienia. Nie wyłania się z nich najsympatyczniejsza osoba mimo powtarzanych jak mantra słów, że zawsze była czysta, niewinna, nie zgrzeszyła ani przeciw Bogu, ani przeciw ludziom. Ale czy to nie normalne, że stając przed nieznanym i czując odwieczny lęk, usiłujemy się wybielać?
Widzimy więc w tym spektaklu Marię w wielu odsłonach: odchodzącą od zmysłów ze strachu przed śmiercią, uciekającą we wspomnienia z młodości, by odgonić strach. Widzimy zaniedbaną starą kobietę, która cierpi na wszystkie choroby świata łącznie z demencją starczą, a za chwilę nieoczekiwanie objawia nam się pełna godności i charyzmy prawdziwa władczyni i wtedy, w tej jednej chwili można zrozumieć, co miała w sobie takiego, że wszczynano dla niej wojny i zabijano się nawzajem.
"Mary Stuart" to jednak tragikomedia i komicznych akcentów w niej nie brakuje - jednym z nich są wspaniałe dialogi Marii z... własnym katem. Królowa spotyka go, gdy przygotowuje się do jej egzekucji, a zderzenia sposobów postrzegania świata królowej i katowskiego mistrza dają fantastyczny efekt komiczny.
Wspaniałą i niezwykle wyrazistą postacią jest także królewski lekarz, Raul - a zwłaszcza jego krótkie, celne i nieodparcie śmieszne komentarze, zazwyczaj mające na celu sprowadzenie egzaltowanej królowej na ziemię.
"Mary Stuart" to studium szaleństwa - nie wiadomo tylko, czy to szaleństwo wynika ze strachu przed śmiercią, czy też po prostu Maria zawsze taka była, ale można to powiedzieć dopiero teraz, gdy odarta z królewskiej godności i większości ziemskich dóbr przez tych, którzy twierdzili, że ją kochają, czeka na śmierć.
Być może nie ma w tym nic nowego, nic odkrywczego. Czekanie na śmierć wielkich ludzi, którzy wcześniej utracili już wszystko inne, rozważanie, co wtedy myśleli i jak oceniali swoją przeszłość, skoro o przyszłości marzyć już nie mogli - jest tematem wielu dzieł. Jednak jest to przejmujące do głębi studium kobiety, która miała wszystko: urodę, inteligencję, miłość, bogactwo i władzę, a która to wszystko utraciła. Piekło ostatnich i tak strasznie samotnych godzin jej życia nie staje się łatwiejsze do zniesienia tylko dlatego, że ktoś kiedyś już o czymś podobnym napisał. To wszystko Wolfgang Hildesheimer oddał z wyjątkową wyrazistością - a aktorzy poznańskiego Teatru Nowego, na czele z rewelacyjną Bożeną Borowską-Kropielnicką w roli Mary Stuart - perfekcyjnie to zagrali.
Wolfgang Hildesheimer "Mary Stuart"
Barbara Witek-Swinarska
Obsada:
Bożena Borowska-Kropielnicka,
Maria Rybarczyk
Ewelina Dubczyk
Mirosław Kropielnicki
Zbigniew Grochal
Cezary Łukaszewicz
Janusz Andrzejewski
Grzegorz Gołaszewski
Michał Grudziński
Wojciech Ziemiański
Mikołaj Osiński
Tadeusz Drzewiecki
Irena Dudzińska
REŻYSERIA i SCENOGRAFIA Waldemar Zawodziński
KOSTIUMY Maria Balcerek
OPRACOWANIE MUZYCZNE Adam Banaszak
premiera 13 listopada 2010
Festiwal WISEART Sztuka walki. Trwanie wojownika. Narodziny artysty 15-20 listopada 2010 |
Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?