Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Jean-Pierre Jeunet: "bazyl. Człowiek Z Kulą W Głowie" To Komedia, A Nie Film Z Przesłaniem

Redakcja
Od piątku w kinie Muza oglądać będziemy mogli ostatni film Jeana-Pierre’a Jeuneta – „Bazyl. Człowiek z kulą w głowie”. Przeczytaj rozmowę z reżyserem filmu i sprawdź, kto wygrał zaproszenia na seans tej postrzelonej komedii.

Po „Bardzo długich zaręczynach” i przed „Bazylem. Człowiekiem z kulą w głowie” pańskie nazwisko kojarzono z innymi projektami – z „Harrym Potterem” i „Życiem Pi”. Dlaczego się nie skonkretyzowały?

Po „Bardzo długich Zaręczynach” wytwórnia Warnera zaproponowała mi piątą część „Harry’ego Pottera”. Odmówiłem. Nie widziałem w nim wyzwania ani miejsca dla siebie. Ten świat już istnieje, dekoracje i kostiumy także. Aktorzy wiedzą, jak grać, to ich czwarty wspólny film. Przewidywałem trudności, a sam pomysł mnie nie pociągał. Z „Obcym” było inaczej. Wybrano mnie, bym nadał mu rys osobisty, bym wniósł do niego swoją rzeczywistość. Szczerze mówiąc, niemożliwe opowieści o czarodziejach, czarodziejskich różdżkach i latających miotłach niezbyt mnie interesują. Odmówiłem więc, mimo że zdaniem agenta, gdybym nakręcił „Harry’ego Pottera”, byłbym ustawiony do końca życia.

Skąd wziął się pomysł na „Bazyla”? Bohater z kulą w głowie? Kloszardzi? Handlarze bronią?

Jak zwykle wszystko pojawiło się jednocześnie. Historia Tomcia Palucha zawsze mi towarzyszy. Myśl o handlarzach bronią od dawna chodziła mi się po głowie. Kiedy w Saint-Cloud, w pobliżu fabryk Dassault, montowaliśmy „Miasto zaginionych dzieci”, często bywaliśmy w restauracji, w której stołowali się inżynierowie. Stateczni panowie, w garniturach, pod krawatem. Prześladowała mnie myśl, że konstruują i produkują szaloną broń, by niszczyć i zabijać. Jakoś nie spędzało im to snu z powiek. Byłem wstrząśnięty, porażony. Jednocześnie nie chciałem tworzyć filmu z przesłaniem, lecz komedię. A jakie jest przeciwieństwo handlarzy bronią? Szmaciarze. Bez trudu wyobraziłem sobie, jak banda kloszardów łączy siły przeciwko sprzedawcom śmierci. Dawid i Goliat. W naturalny sposób postanowiliśmy przeciwstawić handlarzom postaci rodem z „Toy Story”. Jestem wielkim wielbicielem dzieł wytwórni Pixar. Dziwacy z marginesu, trochę naiwni. Każdy z nich, jak w „Toy Story” ma charakter, cechę szczególną, która służy opowieści, pcha intrygę naprzód. Zbzikowani obrońcy prawa, ofermy, czasem poetyczni, zawsze solidarni i ludzcy do szpiku kości. Innym źródłem inspiracji była seria „Mission impossible”, której jestem zagorzałym fanem. To jasne, że w konstrukcji intrygi, w zwrotach akcji, w opowieści o manipulacjach jak na przykład fałszywa podróż na pustynię, pojawiają się reminiscencje kolejnych części „Mission impossible”.

Czasem też filmów Sergia Leone.

Oczywiście. Kiedy mowa o zemście, porachunkach, widać całe sekwencje z filmów Leone. Miło było z przymrużeniem oka oddać mu hołd.

Zamiłowanie do majsterkowania przywodzi na myśl „Delicatessen”, a naiwność, niewinność i dobroduszność Bazyla – „Amelię”. Zresztą „Bazyl” jest połączeniem tych dwóch filmów.

Owszem, choć to samo wyszło, właściwie niechcący. W każdym razie odkąd pojawił się temat, postępowaliśmy jak zwykle: wrzucaliśmy do pudła z pomysłami sugestie bohaterów, sceny, strzępki dialogów, wspomnienia drobnych gestów z dzieciństwa, powiedzonka, skrawki dekoracji, aż zapełniliśmy je po brzegi i pozostało z niego czerpać – wymyślając nowe rzeczy – by tworzyć postaci, budować historię i pisać scenariusz.

Jak dopełnia się pan z Guillaumem Laurantem?

Trudno powiedzieć. Łączy nas zagadkowa alchemia. Prawdziwa komitywa, która rozwija się w poczuciu szczęścia i w którym jeden napędza drugiego, aż w końcu nie wiemy, który jest autorem danego pomysłu. Wciąż odbijamy piłeczkę. Nasze światy doskonale się uzupełniają. Ubóstwiam gry słowne, on też. Za wszelką cenę chcę kręcić we Francji i po francusku, bo zależy mi, by bawić się językiem. Ważny punkt odniesienia stanowi dla mnie Jacques Prévert. Wszystko bierze się od niego. Ciągle mnie wzbogaca. Z Guillaumem łączy mnie uwielbienie dla Préverta, realizmu poetyckiego drogiego Carnému i Prévertowi. Usiłuję zawrzeć ten poetycki dystans we wszystkich moich filmach, a Guillaume z łatwością wychodzi mi naprzeciw. Zresztą kiedy dialogi stają się zbyt na mój gust banalne, mówię: „Trzeba to re-prévertyzować”. Z dialogami postaci Omara mieliśmy ubaw po pachy.

Co było najtrudniejsze podczas pracy nad „Bazylem”?

Właściwie nic fundamentalnego. Musieliśmy uzyskać równowagę między bandą kloszardów rodem z „Toy Story” a handlarzami bronią z nieco poważniejszej rzeczywistości. Handlarze nie mogli być jednak ani zbyt poważni ani zbyt karykaturalni. Ich także trzeba było wyważyć. Zresztą dlatego, zanim przystąpiłem do pracy, dysponując niewielką wiedzą na temat przemysłu zbrojeniowego, zdecydowałem się na drobne śledztwo. Z dziennikarzem Philem Casoarem przeprowadziłem wywiad z emerytowanym pracownikiem Generalnej Dyrekcji Uzbrojenia, niegdyś szpiegiem, inżynierem z zakładów Matry. Zwiedziliśmy też fabrykę broni w Belgii – we Francji nie było to możliwe. Uroczy ludzie, wielbiciele techniki, którzy mówią o swojej fabryce jak o pijalni czekolady, chociaż stworzony przez nich karmel, gdy trafi do celu, podnosi temperaturę wewnątrz wozu do dwóch i pół tysiąca stopni. To oznacza, że siedzący tam ludzie płoną w ułamku sekundy. Przerażające. A oni mówią o tym, jak o nowince technicznej. Wszystkie zdania nawiązujące w filmie do przemysłu zbrojeniowego są autentyczne, na przykład: „Nie pracujemy dla ministerstwa ataku tylko dla ministerstwa obrony”. Fantastyczny sposób, by uciszyć sumienie. Z tym, że ich „produkty” sprzedają się i przynoszą cierpienie, żałobę, śmierć.

Czy postaci szmaciarzy powstawały bez trudu? Jak ich cechy charakterystyczne miały służyć akcji?

Bawiliśmy się nimi i popuszczaliśmy wodze fantazji. Mieliśmy stworzyć malownicze postaci o określonej kolorystyce. Trochę jak u Moliera: mieszczanin szlachcicem, skąpiec, mizantrop. Z początku było ich więcej. W miarę postępów pracy eliminowaliśmy, oczyszczaliśmy, zostawialiśmy to, co najważniejsze. W pewnej chwili uznałem, że najlepiej, by było ich siedmioro. Po pierwsze dlatego, że to liczba magiczna, po drugie – bo ta historia przypomina bajkę o Królewnie Śnieżce i siedmiu krasnoludkach. Także ich imiona mają znaczenie. Mama Zupa gotuje, Paka siedział w pace. Guma potrafi zwinąć się w chiński paragraf, Łomot jest cały pogruchotany. Maszynopis pisze na maszynie, Rachuba wszystko instynktownie przelicza. Jedynie Mały Piotruś zawdzięcza imię mojemu ulubionemu artyście naiwnemu. Przypomina listonosza Ferdinanda Chevala, który z odpadów stworzył dzieło zatytułowane „Karuzela”. Szalone automaty budowane w filmie przez Małego Piotrusia to owoc pracy innego artysty, którego odkryłem w Halle Saint Pierre na Montmartrze, dokąd często chadzam jako wielbiciel sztuki naiwnej – Gilberta Peyre’a. Małego Piotrusia powołałem do życia, by wykorzystać jego wynalazki. Na szczęście Gilbert Peyre lubi moje filmy i zgodził się nam je wypożyczyć. Kiedy już określiliśmy postaci, zastanawialiśmy się, jak ich cechy posłużą rozwojowi historii, mechanizmom zemsty i zwrotom akcji.

A jak wyobrażał pan sobie Królewnę Śnieżkę, czyli Bazyla?

To on napędza opowieść. Dwukrotnie pada ofiarą handlarzy bronią. Przez nich został sierotą i przez nich żyje z kulą w mózgu, która w każdej chwili może go uśmiercić. To naturalne, że łaknie zemsty. Przyjmując go do siebie, kloszardzi przyjęli też jego zemstę. Kula w głowie pozwoliła nam na skoki w fantazję, majaki, wyobraźnię. Dała pretekst, by wprowadzić drobne filmiki, animowane dygresje, które ogromnie lubię.

Jaskinia Ali-Baby, w której mieszkają szmaciarze, wygląda imponująco. Jakie wskazówki dał pan Aline Bonetto? Co sugerował pan Madeline Fontaine w kwestii kostiumów?

Aline po raz kolejny mnie zdumiała. Powiedziałem jej „Wydrążyli w kupie żelastwa grotę, w której chcą żyć. Ściany muszą być z metalu”. Pobladła. Zwykle nie prezentuje elementów pośrednich – ani rysunków, ani makiet. Jaskinię zobaczyłem, kiedy była już gotowa. Z zachwytu opadła mi szczęka. Z kostiumami było inaczej. Nie czuję ich, nie mam pomysłów i czekam na propozycje Madeline. Widząc surrealistyczny fartuch, który miał się pojawić tylko w jednej scenie, powiedziałem: „To jest to. Strój Bazyla!”. Jedyną wskazówką dla Madeline było zdjęcie pierwszej marionetki z mojego pierwszego krótkiego metrażu. Ludzik w przydużym swetrze, łudząco podobny do Bazyla.

Wspomniał pan o „Wielkim śnie”, w „Bazylu” jest też fragment kreskówki Texa Avery’ego, który wyśmienicie pasuje. Jak pan na to wpadł?

Znów pomógł mi przypadek – albo przeznaczenie. Córka Guillaume’a uwielbia Texa Avery’ego. Któregoś dnia oglądał z nią kreskówki i zobaczył tę sekwencję. Grzechem byłoby nie wykorzystać przypadku. Tym bardziej, że to film Warnera, a Tex Avery jest moim idolem. Kiedyś nawet napisałem o nim książkę.

W „Bazylu” odnajdujemy pański ukochany, staromodny Paryż obok dzisiejszego i jego współczesnej architektury. Jakby chciał pan wszystko zagmatwać, przemieszać epoki. Powstał na przykład piękny kadr z nowoczesnym tramwajem i trójkołowcem z odzysku. Pod koniec filmu wykorzystuje pan YouTube.

Często padają zarzuty, że jestem zbyt staromodny. Bawiło mnie więc wykorzystanie czegoś tak bardzo na czasie jak YouTube. Musiałem się spieszyć, żeby ktoś nie wpadł na ten pomysł przede mną. Próbowałem pokazać miasto z nowej perspektywy, bo temat tradycyjnego Paryża już chyba wyczerpałem. Filary mostów, metro, dworce. Chciałem włączyć niektóre elementy współczesnego Paryża, który również bardzo lubię. Zresztą potrafię filmować tylko to, co kocham. Wspaniały budynek z lat trzydziestych obok nowoczesnego tramwaju, naziemna linia metra obok neonu na budynku poczty, witraże Galeries Lafayette i dział produktów sportowych z lycry, wejście do Muzeum d’Orsay i współczesna kawiarnia. Pragnąłem pokazać wspaniałość miasta, ale inaczej, dodając peryferie. Jednak nadal jest to Paryż wyidealizowany, widziany przez pryzmat mojej wyobraźni jak przez filtr. Nie mogłem się oprzeć i opróżniłem ulice, wyczyściłem niebo, bawiłem się kolorami. Ale oczywiście miałem wielką frajdę podczas zdjęć nad Canal de l’Ourcq przy moście de Crimée, który uwielbiam. Doisneau fotografował tam Préverta, w pobliżu jest szkoła imienia Marcela Carné, Sekwaną płynie prom Arletty. Tam powstały „Wrota”, film Marcela Carné, w którym w rolę Przeznaczenia wciela się Jean Vilar. I – jakby przez przypadek – to właśnie w teatrze imienia Jeana Vilara w Suresnes powstała siedziba jednej z firm zbrojeniowych. Uwielbiam palec losu. Carné-Prévert to moje dziedzictwo.

Mówi pan, że nie mógł się oprzeć i opróżnił ulice, przetarł niebo. Czy w filmie jest dużo cyfrowych efektów specjalnych?

Myślę, że około trzystu pięćdziesięciu przetworzonych planów, ale to rzeczy dość proste. Nie było wielkich scen, jak wybuch sterowca w „Bardzo długich zaręczynach”. Ale zawsze można coś wytrzeć, zmienić.

Wyczuwam u pana – i widać to również w filmie, chociażby w jaskini szmaciarzy – upodobanie do majsterkowania.

Uwielbiam majsterkować. Ubóstwiam wszystkie etapy produkcji filmu i zawsze w nich uczestniczę. Poczynając od wyboru papieru do story-boardu aż po ostateczne zgranie. W przeciwieństwie do innych reżyserów, których nużą prace wykończeniowe, ja bez przerwy mam uciechę. Tak działam i czerpię z tego przyjemność. Lepienie filmu jest dla mnie najwyższą rozkoszą. Czuję się jak chłopak, który otwiera pudełko Małego Konstruktora i bawi się każdą częścią. Nie ma mowy, żeby którejś nie wykorzystał. I czuję się też jak kucharz przed piecem, kiedy przygotowuje danie, wybiera składniki, pichci, podejmuje ryzyko. Oczywiście danie musi mu smakować, ale przed wszystkim przyświeca mu pragnienie, by podzielić się nim z innymi.

Bazyla. Człowieka z kulą w głowie oglądać możemy od piątku w kinie Muza. W naszym konkursie mieliśmy do rozdania trzy dwuosobowe zaproszenia na seans filmu Bazyl. Człowiek z kulą w głowie rozpoczynający się w sobotę, 11 września, o godz. 21.00. Decyzją redakcyjnego jury otrzymują je: carolinenp8, aniabart11 i katlada. Gratulujemy! O sposobie odbioru zaproszeń dowiecie się z wysłanych do Was e-maili.

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Jean-Pierre Jeunet: "bazyl. Człowiek Z Kulą W Głowie" To Komedia, A Nie Film Z Przesłaniem

Wróć na poznan.naszemiasto.pl Nasze Miasto