Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Klaudia Podkalicka: Przygotowania do Dakaru trwają latami [Rozmowa MM]

Redakcja MM Poznań
Redakcja MM Poznań
Mistrzyni kierownicy opowiedziała nam o swoich ambicjach, ...
Mistrzyni kierownicy opowiedziała nam o swoich ambicjach, ... Sebastian Wołosz
Mistrzyni kierownicy opowiedziała nam o swoich ambicjach, strachu przed jazdą motocyklami i stereotypie baby za kierownicą.

Nazywana jest najszybszą kobietą w Polsce.**To kierowca rajdowy i wyścigowy (otoMoto Team), najszybsza zawodniczka w Kia Picanto Cup i w 46. Rajdzie Barbórki. Wicemistrzyni ADAC Logan Cup. Na swoim koncie ma znacznie więcej tytułów, a przygodę ze sportami samochodowymi zaczęła już w wieku 13 lat, jeżdżąc na zamkniętych torach. Zamierza pojechać w Rajdzie Dakar. Jej pilotką jest Joanna Madej.

Klaudia Podkalicka ma też wiele innych pasji, a wśród nich: taniec (jest absolwentką Państwowego Ogniska Baletowego w Szczecinie ), jazdę konno, narciarstwo, snowboard i nurkowanie z akwalungiem.
W jakim wieku zrobiła pani prawo jazdy i za którym razem się udało?

Klaudia Podkalicka: Oczywiście zdałam za pierwszym razem, nie mogło być inaczej (śmiech)! To było dawno temu, wtedy można było jeszcze podchodzić do egzaminu w wieku 18 lat, a teraz o możliwość kierowania małymi autami mogą się przecież ubiegać już nawet 14-latkowie. Mam też prawo jazdy na ciężarówki i gdy je robiłam również wystarczyła mi tylko jedna próba. Tak więc jestem szczęśliwą posiadaczką dwóch rodzajów tego dokumentu.

A co z jazdą na motocyklach?

Nie mam na nie zezwolenia, bo boję się tych maszyn. Unikam jak ognia jeżdżenia motocyklami jako pasażerka. Miałam kiedyś parę przygód z enduro, jeździłam po lasach i przyznaję, że było trochę zabawy. Ale nigdy nie dałam rady się przełamać i zacząć jeździć ekstremalnie. To nie dla mnie, wolę obserwować jak na motorach radzą sobie inne osoby. Zdecydowanie lepiej czuję się w zabudowanym samochodzie; w środku klatki. Dlatego też nie przepadam za kabrioletami. Wolę czasami czuć się bardziej klaustrofobicznie niż mieć wiatr we włosach.

Pani ojciec Mariusz Podkalicki był czterokrotnym mistrzem i trzykrotnym wicemistrzem Polski w wyścigach samochodowych. Czy przez to była pani jakby "skazana" na pójście w jego ślady?

On faktycznie bardzo chciał żebym jeździła. To było jego marzenie. Jednak fascynacja wyścigami i rajdami pojawiła się u mnie sama z siebie. Na początku byłam przekonana, że będą primą baleriną i podbijała światowe deski przeróżnych teatrów. Jednak w wieku 16 lat powiedziałam "Stop!". Zrozumiałam, że potrzebuję więcej adrenaliny i muszę zmienić swoje życie. Wtedy zdecydowałam, żeby spróbować swoich sił w konkursach jazdy zręcznościowej. To były moje pierwsze kroki w świecie sportów motorowych.

Powiedziałaby pani o sobie, że ma paliwo zamiast krwi w żyłach?

Tak wszyscy inni o mnie mówią (śmiech). W moich żyłach na pewno pulsują chęć walki i rywalizacji oraz determinacja w dążeniu do celu. To siedzi we mnie i po prostu nie potrafię żyć inaczej.

A jak to jest ze stereotypowym postrzeganiem kobiet w świecie motosportu, uważanym tradycyjnie za sport dla facetów? Odczuwa Pani traktowanie z góry przez kolegów z branży?

"Baba za kierownicą" - tak można nazwać ten odwieczny stereotyp. Walczę z nim. Walczę w taki sposób, że udaje mi się odnosić sukcesy. Ten stereotyp na pewno jest już mniej odczuwalny niż kiedyś. Dawniej kobieta za kierownicą w ogóle była czymś zjawiskowym, nieważne w jakim wydarzeniu brała udział. Taką poprawę zawdzięczamy kobietom, które sprawdzają się w tym bardzo męskim przecież sporcie. Jestem dumna, że mam możliwość bezpośredniej rywalizacji z mężczyznami. Szczególnie dlatego, że mamy niewiele dyscyplin w których możemy stanąć razem w szranki. W wyścigach i rajdach nie ma barier, nie istnieją osobne klasy. Mam nadzieję, że to się nie zmieni. Im więcej kobiet będzie startowało w wyścigach i rajdach, tym złe postrzeganie "baby za kierownicą" będzie słabsze. Da się to zwalczyć, choć stereotyp zawsze będzie istniał.

Z drugiej strony wiemy, że na co dzień kobiety muszą pokonywać mniej kilometrów niż faceci. Gdy rodzina wybiera się na wczasy, to przy długiej trasie mężczyzna zawsze siada za kierownicą. Przez to panie nie zdobywają tyle doświadczenia ile powinny, więc miewają gorsze umiejętności. Ale myślę, że za parę lat to wszystko będzie wyglądało inaczej. Pozycja mężczyzny i kobiety za kółkiem zacznie się wyrównywać.

Czy pani zdaniem kiedyś będzie możliwe, żeby kobieta sięgnęła po mistrzostwo w Formule 1? Były brytyjski kierowca F1 Striling Moss zasłynął z wypowiedzi, że kobiety są za słabe psychicznie by wytrzymać trudy jazdy formułą i nie dadzą rady się na tak długo skoncentrować. A Martin Whitsmarsh, szef stajni McLarena, powiedział wprost, że kobiety są za słabe fizycznie by poradzić sobie z wysokimi przeciążeniami.

Faktycznie kobiety mają w tym sporcie trudniej. Nie jest im tak łatwo jak mężczyznom osiągnąć sukces. Problem polega na zbieraniu budżetu, znalezieniu partnera, który zaoferowałby możliwości rozwoju. Nie zgadzam się z lekceważącym traktowaniem kobiet w tym sporcie. Ilu mamy przecież zawodników w Formule 1, o których wiadomo że nie mają szansy na podium, bo nie są w stanie przekroczyć pewnych barier. Są dobrym kierowcami, jeżdżą długo i mają niesamowite doświadczenie, ale nie są na tyle dobrzy żeby załapać się do grona najlepszej trójki. To samo jest z kobietami. Na razie jest nas tak mało, że trzeba długo szukać, żeby znaleźć tę kandydatkę do bycia najlepszą.

Może to właśnie pani nią jest?

Ja zaczęłam jeździć późno, czyli w wieku 16 lat. To nie jest najlepszy wiek na rozpoczynanie kariery, bo - jak wiadomo - im wcześniej, tym lepiej. Nigdy nie fascynowałam się aż tak bardzo Formułą 1. Nie będę startować w tym sporcie. Nie pcham się tam i nie próbuję, bo akurat ja jestem na to za słaba. Ale wierzę w to, że kiedyś będzie szansa dla kobiety na mistrzostwo w F1. Denerwuje mnie, że gdy na zawodach kobieta jedzie ostatnia to nie tłumaczy się tego w taki sposób, że może zepsuło jej się auto albo coś innego jest nie tak. Mówi się, że jedzie ostatnia, bo jest beznadziejna. A jak facet jedzie na szarym końcu, to się tego jakoś szczególnie nie komentuje.

Zostając jeszcze na chwilę przy tym temacie, to czy w najbliższym czasie sukces Roberta Kubicy w F1 jest w ogóle do powtórzenia dla Polaka? Czy żeby ujrzeć w niej rodaka, będziemy musieli czekać 50 lat?

Trudno powiedzieć. Twierdzenie, że w Formule 1 nigdy nie zobaczymy Polaka byłoby równie bez sensu jak słowa o tym, że kobiety się do niej nie nadają. Mamy wielu wyśmienitych kierowców, ale mało z nich myśli o F1. Często mierzą się w wyścigach, rajdach płaskich czy offroadowych. A ukierunkowanym na Formułę 1 trzeba być od samego początku. Chociaż uważam, że Polacy są w sportach motoryzacyjnych bardzo zdolni. Ale wszyscy mają problem z funduszami, przez ich brak wiele talentów w naszym kraju się marnuje.

A czy zdarzały się w pani karierze jakieś niebezpieczne sytuacje? Daachowanie w 2012 roku na rajdzie Internext Rally Vsetin wyglądało groźnie.

To niebezpieczny sport i miałam parę przygód, ale na szczęście ze wszystkich trudnych sytuacji udało mi się wyjść bez poważniejszego szwanku. Ale najbardziej zawsze cierpi samochód, którego przygotowanie kosztuje wiele wysiłku i pieniędzy. Pamiętam, że raz na 100 metrów przed metą zbliżałam się do ostrego lewego zakrętu i trzeba było mocno hamować, gdy nagle na hopie odpadła mi kierownica. Po prostu została mi w ręku i uderzyłam wtedy w drzewo. Teraz się z tego śmieję, bo nie słyszałam, żeby komuś w trakcie rajdu odpadła kierownica. A jeszcze gdy ścigałam się w Pucharze Kia Picanto, to niestety często musiałam chodzić w kołnierzu ortopedycznym.

Mimo tego ciągle pani jeździ. Co więc jest najbardziej fascynującego w tym sporcie?

Adrenalina, prędkość, ryk silników, ta zamknięta puszka w której czuję się jak w innym świecie. Gdy siedzę w aucie, czuję się zupełnie inną osobą i to stanowi moją odskocznię od codziennych problemów. Gdy zbliżają się zawody, to o niczym innym nie myślę. Podczas wyścigu czy rajdu sama nie wierzę w to co robię, że pędzę moim Mitsubishi Pajero po dziurach 150 km/h albo i więcej (śmiech). Potem wsiadam do 310-konnego golfa na wyścigach Volswagen Castrol Cup, pędzę przed siebie, rywalizuję z facetami i to jest moja bajka. Tak więc ciągle myślę o tym, by zapiąć kombinezon, wystartować i walczyć.

Którego kierowcę rajdowego czy wyścigowego ceni sobie pani najbardziej?

Jest ich całkiem sporo. Na pewno genialny talent ma René Rast. Ale jako kobieta powinnam mówić o płci pięknej, a jestem zakochana w Juttcie Kleinschmidt, która w 2001 roku wygrała rajd Dakar. To niesamowite osiągnięcie.

I chce je pani powtórzyć.

Tak, takie jest moje marzenie, ale nie w 2014 roku, ponieważ to będzie poważny trening i walka o jak najwyższą pozycję końcową. Nie wiem tylko na ile ono jest realne. Wszystko zależy od mojego doświadczenia i predyspozycji. No i oczywiście od pieniędzy, jakie uzyskam od partnerów, z którymi realizuję to co kocham. Wszystko tak naprawdę okaże się, gdy stanę na mecie. To jest cel, wygrać z Rajdem Dakar!

Jak wyglądają treningi do tego rajdu?

Do Dakaru nie da się przygotować w jeden dzień czy nawet w ciągu pół roku. Treningi trwają latami. Jestem kierowcą wyścigowym i rajdowym od wielu lat. Ciągle zbieram doświadczenie, tak samo jak hartuję wydolność organizmu. Zajmuje się mną też psycholog sportowy. Stwierdziłam, że najważniejsze jest przede wszystkim wytrzymanie psychiczne tego wyzwania. W końcu warunki są tam niesłychanie trudne. Nie ma wygodnego fotela ani klimatyzacji, a upał dochodzi nawet do 60 stopni w rajdówce. Ale nigdy nie jesteśmy w stanie wszystkiego się nauczyć, a ogrom doświadczenia da mi sama jazda w Dakarze. Wsiądę po prostu za kółkiem i pojadę w tym rajdzie, żeby poczuć wszystko co się o nim mówi na własnej skórze.

Zmieńmy temat. Co Pani sądzi o stylu jazdy polskich kierowców?

Daleko odbiega od doskonałości. A jestem instruktorką doskonalenia techniki jazdy i mogę coś na ten temat powiedzieć. Na co dzień mam do czynienia z kursantami, którzy mają prawo jazdy od parunastu czy nawet parudziesięciu lat. Obserwuję ich nawyki i czasami nie chce mi się wierzyć, że oni jeżdżą aż tak długo. Bywa, że ktoś jeździ pół życia, tak naprawdę nie potrafiąc kierować autem i nic mu się nie stanie. Ale wystarczy przecież jeden błąd ze względu na marne przyzwyczajenia za kierownicą i może się to skończyć tragicznie.

Dlatego kursy doskonalenia techniki jazdy są świetną sprawą, ale zdobyte podczas nich umiejętności trzeba pielęgnować. Ważne jest, żeby nie wrócić po roku czy dwóch do złych nawyków. W ogóle po zdanym egzaminie powinniśmy iść na taki kurs. Parkowanie w kopertę na normalnych szkoleniach jest prostym elementem. Wiemy, że w tym momencie mamy dwa razy kierownicą w prawo, a potem w lewo... Takie absurdy i uczenie się na pamięć powoduje, że Polacy nie są dobrymi kierowcami. Żadne mandaty i sankcje tutaj nie pomogą.

Ciekawi mnie, co pani sama mówi policjantom, którzy zatrzymują panią za przewinienia drogowe. Chyba, że to się nie zdarza.

No właśnie, tutaj niespodzianka. Nigdy w życiu nie zatrzymała mnie policja. Ani razu nie dostałam mandatu ani zdjęcia z fotoradaru.

Będę drążył, bo jakieś wykroczenia na drodze muszą się zdarzać...

Oczywiście, że mi się zdarzają (śmiech). Nikt nie jest doskonały. Nie jeżdżę ani zbyt szybko ani przesadnie wolno. Kieruję autem rozsądnie, mam oczy dookoła głowy. Punkty karne są dla mnie bardzo ważne i nie mogę sobie pozwolić na ich utratę. Prawda jest taka, że gdybym utraciła prawo jazdy, to musiałabym się pożegnać z tym, co kocham najbardziej.

Rozmawiał Arek Gołka

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na poznan.naszemiasto.pl Nasze Miasto