Zaledwie 70 minut trwały siatkarskie derby Wielkopolski. Mistrzynie Polski
– Grześki Kalisz bez większych kłopotów uporały się z poznańskimi akademiczkami.
Kaliszanki przyjechały do Poznania zaledwie dwa dni po przegranym meczu Ligi Mistrzyń z Azerrail Baku. Grześki zaprezentowały się w nim dość przeciętnie. – Bałem się, że błędy, jakie popełniliśmy w czwartkowym spotkaniu, mogą się znów powtórzyć – przyznał Wojciech Lalek, trener mistrzyń Polski. Poznański AZS AWF to nie reprezentacja Azerbejdżanu, ale mimo wszystko szkoleniowiec gości nie spodziewał się tak łatwej przeprawy.
W pierwszym secie wydawało się, że kaliszanki rozniosą gospodynie. Na pierwszą przerwę techniczną schodziły już z pięciopunktową przewagą, która szybko urosła do 10 ,,oczek’’. To jednak nie zespół gości grał koncertowo, ale akademiczki praktycznie nie podjęły walki. Żal było patrzeć jak Anny – Woźniakowska i Barańska seryjnie zdobywały punkty kiwkami i plasowanymi atakami. Dopiero wejście na parkiet rozgrywającej Marty Bieńkowskiej, kilka udanych bloków sprawiło, że porażka poznanianek w tym secie nie była tak dotkliwa.
Więcej emocji było w drugiej partii. Nieźle w zespole AZS AWF poczyniały sobie Elżbieta Nykiel i Marta Natanek. Ale tylko do czasu, bo w obronie gospodynie grały momentami katastrofalnie. Chyba kluczowym dla losów tej partii był moment, gdy Woźniakowska palcami przebiła piłkę, a ta bezkarnie upadła na parkiet. Wówczas Grześki odskoczyły na trzy punkty (19: 16). Podopieczne Romana Murdzy obroniły się trzy setbole, ale zryw nastąpił zdecydowanie za późno. W trzeciej partii przewaga mistrzyń Polski znów nie podlegała już dyskusji.
– Poznań zawsze uważam za zespół, który albo gra bardzo dobrze i wtedy wszystkie piłki im wychodzą. Albo miewa dni słabsze i wygrywa się z nimi łatwo. Ostatni mecz w Lidze Mistrzyń nie wyszedł nam i chciałyśmy się zrehabilitować – przyznała Katarzyna Styskal, libero Grześków, która przez wiele lat grała w poznańskim zespole.
Drugi trener AZS AWF – Henryk Skrobański narzekał z kolei na grę kadrowiczek – Izabeli Żebrowskiej i Sylwii Pyci: – W całym meczu uciułały zaledwie kilka punktów i to głównie blokiem. One mają dawać przykład innym zawodniczkom, a tak nie jest. Dzisiaj w pojedynku kadrowiczek to Masza Liktoras była zdecydowanie lepsza – stwierdził.
Masza broniła jednak koleżankę z reprezentacji. – Nie można kogoś rozliczać za jeden mecz. Może dzisiaj byłam lepsza od Sylwii, ale przeciwko Azerkom to ja zagrałam dramatycznie. Sylwia długo przebywała na kadrze, ma prawo czuć się zmęczona i nie zgrana z zespołem.
Wojciech Łobodziński, trener Arki Gdynia: Karny był ewidentny
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?