Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Ksiądz mógł bić!

Marcin KĄCKI
Ksiądz Andrzej K. uderzył torebką Iwonę Kujawę, dziennikarkę „Głosu Wielkopolskiego”. Fot. A. Szczepaniak-Kamińska
Ksiądz Andrzej K. uderzył torebką Iwonę Kujawę, dziennikarkę „Głosu Wielkopolskiego”. Fot. A. Szczepaniak-Kamińska
Prokuratura w Turku umorzyła dochodzenie w sprawie pobicia trzech dziennikarek przez proboszcza Miłkowic. Prokurator uzasadniał to tym, że dziennikarki mogły... sprowokować księdza.

Prokuratura w Turku umorzyła dochodzenie w sprawie pobicia trzech dziennikarek
przez proboszcza Miłkowic. Prokurator uzasadniał to tym, że dziennikarki mogły...
sprowokować księdza.

Poznańska Prokuratura Okręgowa już zapowiedziała, że sprawdzi, czy Marek Kostrzewa, prokurator, który wydał taką decyzję „nie pomylił się”. Centrum Monitoringu Wolności Prasy stwierdziło jednak wprost: to skandal!

Pytanie o taryfy

Przed kościołem w Miłkowicach koło Turku parafianie protestowali 8 czerwca tego roku. Zarzucali księdzu Andrzejowi K., że żądał wysokich stawek za posługę: ślub od 1 tys. złotych, podobnie za pochówek, a za komunię 450 zł. Ksiądz miał również uderzyć jedną z parafianek.
Agata Szczepaniak-Kamińska - reporterka „Gazety Poznańskiej-Życie Konina”, Iwona Kujawa z „Głosu Wielkopolskiego” i Anna Zawadka z „Echa Turku” pojawiły się podczas protestu, aby zebrać materiały do reportażu. Chciały na miejscu sprawdzić informacje przekazywane przez parafian – telefonicznie i listownie. Nie udało się - ksiądz pobił kobiety.

Dziennikarki-prowokatorki

Po tym zdarzeniu Diecezja Włocławska usunęła księdza z parafii miłkowickiej, a Prokuratura Rejonowa w Turku wszczęła dochodzenie w sprawie pobicia dziennikarek. Udało nam się wczoraj dotrzeć do decyzji: sprawa umorzona. Prokurator Marek Kostrzewa stwierdził bowiem, że „brak jest znamion przestępstwa ściganego z urzędu” i sugeruje, aby dziennikarki wystąpiły z oskarżeniem prywatnym.
Jednak prokurator Kostrzewa idzie w swoich wnioskach dalej: „(...) w świetle zgromadzonego materiału dowodowego nie można wykluczyć, że dziennikarki swoim zachowaniem mogły w sposób niekoniecznie zamierzony pośrednio sprowokować księdza Andrzeja K. do takiego zachowania (...)”. W uzasadnieniu umorzenia prokurator opisuje, że „w trakcie trwania wywiadu ksiądz zdenerwował się stawianymi pytaniami oraz faktem, że Iwona Kujawa, zamierza zrobić mu zdjęcie”.

Andrzej Krajewski, szef Centrum Monitoringu Wolności Prasy komentuje wprost: to jest nie do przyjęcia!

- Przecież właśnie taka jest rola dziennikarza, aby zadawał niewygodne pytania, chcąc dotrzeć do prawdy. Jeśli ktoś jest tym zdenerwowany i bije dziennikarza, a prokurator tłumaczy, że miał prawo, to jest to skandal - mówi nam Andrzej Krajewski. Udostępniliśmy mu zdobyte przez nas dokumenty dotyczące umorzenia.

- Zajmiemy się tym, bo nosi to cechy uznania nacisków na prasę - dodaje Krajewski.

Siostrzenica wie lepiej?

Prokurator Kostrzewa sugeruje jednak, że umorzył postępowanie, gdyż istnieją „dwie sprzeczne wersje zdarzeń”. Jednak wersję dziennikarek potwierdziło kilku parafian, którzy pośpieszyli im na pomoc, a wersję księdza... jego siostrzenica Bożena Ż. Ksiądz bowiem tłumaczył, że nikogo nie pobił, ale że to on został pobity przez parafian. W rozmowie z nami sam Kostrzewa przyznał, że nie widział nawet zdjęcia zrobionego przez dziennikarki, które przedstawia moment zadawania ciosu przez księdza (wywiad poniżej).

Okazuje się również, że prokurator umorzył to śledztwo w związku z przepisami kodeksu karnego, gdzie mowa jest o pobiciu, za co grozi do dwóch lat więzienia. Powinien zastosować artykuł 43 prawa prasowego, który mówi o niedozwolonych naciskach na dziennikarza, za co grozi do 3 lat więzienia. Jednak Kostrzewa uznał, że „zachowanie księdza nie zawierało gróźb, a ewentualna przemoc nie miała na celu ingerencje w publikacje prasowe (...). Mirosław Adamski, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Poznaniu zapowiedział wczoraj, że sprawa ta zostanie zbadana przez poznańską prokuraturę.

- Wszystko wskazuje na to, że prokurator powinien był zastosować przepisy prawa prasowego, gdyż pobite zostały dziennikarki, które zbierały materiały. Sprawdzimy to jednak dokładnie - mówi Adamski.

Ksiądz bez plebani


Od połowy czerwca nowym proboszczem w Miłkowicach jest ksiądz Marek Daczkowski, który od 1994 roku był wikariuszem w parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa w Turku. Zmiany przyspieszyła sprawa pobicia dziennikarek. Kuria Włocławska poprzez swojego rzecznika, ks. Antoniego Ponińskiego, wyraziła ubolewanie z powodu zajścia. Podkreślił on jednak, że decyzja biskupa była już wcześniej znana parafianom, a mimo to zwrócili się oni ze sprawą do mediów. Według naszych informacji, odwołany z parafii w Miłkowicach, ksiądz Andrzej K. nie otrzymał na razie przydziału na nową placówkę duszpasterską.

Dziennikarki atakowały słownie

Rozmawiamy z Markiem Kostrzewą, prokuratorem z Turku.

Dlaczego umorzył pan dochodzenie?

- Ponieważ w świetle zgromadzonego materiału dowodowego istnieją dwie przeciwstawne wersje zdarzenia, obie prawdopodobne.

Czyli, że ksiądz Andrzej K. nie zaatakował dziennikarek?

- Jak powiedziałem wcześniej, są dwie wersje zdarzenia, świadkowie dziennikarek mówią co innego, a co innego świadkowie księdza.

Świadek księdza to jego siostrzenica.

- A świadkowie dziennikarek to osoby źle nastawione do księdza.

Na zdjęciu zrobionym przez dziennikarkę „Gazety Poznańskiej” widać, jak ksiądz uderza torebką reporterkę „Głosu Wielkopolskiego”.

- Nie widziałem tego zdjęcia.

A wiedział pan o jego istnieniu?

- Nie. A poza tym samo zdjęcie o niczym nie świadczy, ważne jest również to, w jakim momencie zostało zrobione. Być może ksiądz został sprowokowany.

Dlaczego nie przesłuchał pan dziennikarek?

- Zrobili to dokładnie policjanci, nie widziałem potrzeby.

Szkoda, bo jedna z nich ma na kasecie magnetofonowej nagraną część całego zdarzenia.

- Pokrzywdzone wiedziały dokładnie, jakie przysługują im prawa. Mogły same zgłosić się jeszcze raz na policję lub do mnie, powiedzieć o zdjęciu i o istniejącym nagraniu magnetofonowym.

W uzasadnieniu napisał pan, że dziennikarki mogły sprowokować księdza do agresji...

- Nie można wykluczyć w świetle zgromadzonego materiału, że postępowały wbrew jego woli, zaatakowały słownie, zaczęły robić mu zdjęcia wbrew jego woli. Ksiądz ma prawo do prywatności.

I dlatego jedną szarpał, bił torbą po głowie, a drugą przewrócił, usiadł na niej i dusił?

- To wersja dziennikarek.

Skąd siniaki na ich ciele?

- Nie ulega wątpliwości, że dziennikarki doznały obrażeń stwierdzonych opiniami biegłego z zakresu medycyny sądowej. Zdaniem księdza, jedna z pań przewróciła się i najprawdopodobniej wtedy się uderzyła. Ksiądz podkreślił, że żadnej przemocy wobec pań nie użył. Niech sąd to oceni.

Uważa pan również, że ewentualna przemoc księdza nie miała na celu ingerencji w publikacje prasowe. To co miała na celu?

- Zabronić dziennikarkom robienia zdjęć wbrew jego woli.

Zdjęcia to w prasie nieodłączna część publikacji. Czy w świetle pana ustaleń, ksiądz w ogóle popełnił jakieś przestępstwo?

- Jeśli wersja dziennikarek jest prawdziwa, można mówić o przestępstwie prywatno-skargowym, ściganym z oskarżenia prywatnego, o czym strony poinformowałem. Interes społeczny nie wymagał obejmowania ewentualnych czynów ściganiem z urzędu, ponieważ pokrzywdzone są w stanie same dochodzić swoich praw z oskarżenia prywatnego. Oprócz tego nie można wykluczyć, że do zajścia ksiądz został sprowokowany przez dziennikarki.

Rozmawiała Olga ŻARYN

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na poznan.naszemiasto.pl Nasze Miasto