Z 7-tysięczną publicznością przywitali się wczoraj niemal wszyscy gracze niebiesko-białych. Zabrakło jedynie z przyczyn osobistych Tomasza Bandrowskiego i nowego nabytku Kolejorza, Łotysza Artjomsa Rudnevsa (dziś dotrze do Poznania). Był za to, ciepło przyjęty przez kibiców, Kongijczyk Joel Tshibamba.
Nie myślimy o Sparcie
Trener Jacek Zieliński był w dobrym humorze. Z równowagi wyprowadzały go tylko pytania o przyszłego rywala w Lidze Mistrzów, Spartę Praga (w sobotę przegrała na inaugurację ligi w wyjazdowym spotkaniu z Hradec Kralove 1:2 po golu Bony Wilfrieda).
- Panowie najpierw gramy rewanż z Interem Baku. Azerowie nie przyjadą do nas po to, żeby odfajkować spotkanie. Dziś więc koncentrujemy się na tym jak wyeliminować z pucharów mistrza Azerbejdżanu. O Sparcie będziemy myśleli później. Czy głównym celem jest faza grupowa LM, czy obrona tytułu? Każdy cel jest tak samo ważny, ale wolę mniej o nich mówić, a więcej ich osiągać - filozoficznie stwierdził szkoleniowiec Dumy Wielkopolski.
Stres kontra umiejętności
Po prezentacji Kolejorza w iście hollywoodzkim stylu do akcji przystąpiła młodzieżowa kadra (8-12 lat), prowadzona przez poznańskiego trenera Bogumiła Głuszkowskiego. Spotkanie, prowadzone przez prezydenta Poznania Ryszarda Grobelnego rozegrano w nietypowej formule (11 kontra 44). Oczywiście więcej było adeptów futbolu. Lechici nie poradzili sobie z chmarą talentów i przegrali 0:1.
Jedynego gola zdobył, z rzutu karnego, Bartosz Gajda. - Jak podchodziłem do jedenastki, to stres był ogromny. Z drugiej strony karne ćwiczyłem na treningach, więc umiejętności mam. Atmosfera na stadionie jest wspaniała. Jak dorosnę, chciałbym tu znów zagrać - przyznał strzelec zwycięskiej bramki. Przegrani podeszli do sprawy w humorystyczny sposób. - Przeciwnik zdominował grę pressingiem. W końcówce wspierali nas rezerwowi, ale 44 chłopców pokazało klasę. Nie byliśmy w stanie odrobić strat. Zresztą akurat to było najmniej ważne. Liczył się uśmiech na twarzach dzieciaków - mówił obrońca Lecha Marcin Kikut.
Zaskoczyła tylko pogoda
Spotkanie z mistrzami Polski kończyło tygodniowy obóz 59 chłopców z trzech klubów, dotkniętych niedawną powodzią. Do Poznania przybyli młodzi piłkarze z Rekordu Bielsk0-Biała (16), Stoczniowca Płock (22) i Pasjonata Dankowice (21). Opiekunem i trenerem tej ostatniej drużyny był Piotr Jura. - Chłopcy są zachwyceni tym, co zobaczyli, ale powiem szczerze, że działo się tak dużo, że nie mieli czasu wszystkiego przetrawić. Refleksje i wspomnienia pojawią się po kilku latach, kiedy wyciągną zdjęcia i autografy z poznańskiej eskapady. Wtedy będą czerpać pełną satysfkację z tego, co przeżyli - przyznał Jura.
Zapytaliśmy go także o organizację obozu. - Nie było tak, że nastawialiśmy się na rekreację, ale intensywność zajęć była imponująca. Wszystko było zapięte na ostatni guzik. Począwszy od prozaicznych rzeczy, takich jak woda dla dzieci, a skończywszy na spotkaniach z mistrzami świata i piłkarzami Lecha. Największe wrażenie zrobiło na mnie zaproszenie chłopaków do programu "Kolejorz Gol" w TVP Poznań. Zaimponował mi też Bartosz Bosacki swoją przystępnością i zachowaniem wobec naszej grupy. Negatywnie zaskoczyła mnie tylko wysoka temperatura... - dodał trener Pasjonata.
Jego zespół jest regionalnym finalistą Pucharu im. Marka Wielgusa. W przyszłości b ędzie chciał wykorzystać nawiązane w Poznaniu kontakty. - Szkoda byłoby tę przygodę zakończyć na tygodniowym obozie. Może w przyszłości zrewanżujemy się podobnym zaproszeniem dla poznaniaków - zakończył Jura, który świetnie wytypował wynik meczu z lechitami, mówiąc że serce i rozsądek podpowiada to samo, czyli zwycięstwo chłopców, bo będą mieli oni liczebną przewagę. Jak się okazało intuicja go nie zawiodła. Podobnie zresztą jak prezesa firmy s.Oliver, będącej pomysłodawcą i sponsorem młodzieżowego obozu.
- Do zrobienia pięknego gestu wobec tych, którzy ucierpieli w powodzi mobilizował nas niemiecki właściciel naszej firmy. Pomysł z obozem to był strzał w dziesiątkę. Niesamowite przeżycia dzieciaków zostały uwieńczone niesamowitym meczem - podkreślił Janusz Botorek.
Ach ten Majdan...
Potem przyszedł czas na plejadę gwiazd z minionych lat przeplataną aktualnymi idolami kibiców. Ci ostatni wystąpili w rolach głównych, bo zarówno Radosław Majdan (skończył karierę dwa miesiące temu), jak i Piotr Reiss mieli ogromny wpływ na wynik. Pierwszy z nich spisywał się lepiej niż w "Tańcu z gwiazdami" i to głównie jemu artyści zawdzięczają remis.
- Może za szybko skończyłem karierę. Czy mogłem zrobić więcej? Pewnie nie, bo niedawno przeczytałem biografię Piotrka Reissa i dowiedziałem się, że byłem jego największą ofiarą. "Rejsik" strzelił mi w lidze osiem bramek, pięć gdy grałem w Pogoni Szczecin, a trzy w Wiśle Kraków. Dzisiaj konto powiększył o jedną bramkę, więc i tak mogę się cieszyć - tłumaczył najbardziej znany celebryta wśród piłkarzy.
Były kapitan Kolejorza dał natomiast sygnał do pogoni za artystami. Zdobył efektowną bramkę, ale nie miał jej z kim celebrować... - Żałuję, że nie trafiłem do siatki w pierwszej połowie, bo wtedy bym świętował gola z kibicami. Okazaliśmy się bardzo gościnni, ale do wyniku nie ma co przywiązywać zbyt dużej wagi, bo przecież chodziło o zabawę i szczytny cel w postaci zbiórki pieniędzy dla powodzian - zauważył Reiss, który życzył oczywiście niebiesko-białym awansu do fazy grupowej Ligi Mistrzów.
Gwiazdy podziwiały poznański stadion
Tuż przed końcowym gwizdkiem sędziego Tomasza Swojaka do siatki trafił trener Jaroty Jarocin Czesław Owczarek. W ten sposób gospodarze uratowali remis. Niezadowolonych pocieszał owacyjnie witany trener Czesław Michniewicz, który po kilku latach znów zasiadł na ławce rezerwowych. - Trzeba zdrowo zacząć i zdrowo zakończyć. Mamy dobry zespół i od początku wiedziałem, że tanio skóry nie sprzedamy - tłumaczył polski Mourinho.
Zadania byłym gwiazdom Lecha nie ułatwiało wsparcie artystów przez takie postaci jak Dariusz Dziekanowski, Radosław Gilewicz czy Dariusz Gęsior. - Bohaterem spotkania był Radek Majdan i nasza defensywa. Blok obronny spisywał się kapitalnie. My z przodu czekaliśmy na dobre piłki i błędy rywala. W końcówce zabrakło nam sił i dobrej taktyki, ale przynajmniej udało się nam utrzymać korzystny wynik - podkreślił Dziekanowski. Były asystent Leo Beenhakkera w przerwie meczu gwiazd nie był jednak optymistą, mimo prowadzenia swojej drużyny 1:0.
- Gramy tak jak Franciszek Smuda przeciwko Hiszpanii. Rywale utrzymują się przy piłce, swobodnie ją rozgrywają, a my twardo idziemy do przodu. Pewnie więc przegramy 1:5... - żartował "Dziekan", który był pod wrażeniem wyglądu stadionu miejskiego. Jak przyjechaliśmy na Bułgarską, to najpierw przez pół godziny patrzyliśmy na obiekt, który prezentuje się imponująco - zakończył Dziekanowski.
Wszyscy uczestnicy meczu i wczorajszego wydarzenia podkreślali jednak cel imprezy, czyli wsparcie dla tych, którzy ucierpieli w walce z żywiołem na południu Polski. - Przyjazd na obóz był dla dzieci niezwykłym przeżyciem. Zadbaliśmy o atrakcyjny program, świetnych fachowców i świetną bazę. Mam nadzieję, że nikt do domu nie wróci ze złymi wspomnieniami. Wręcz odwrotnie jestem przekonany, że czas spędzony w Poznaniu będzie im kojarzył się z radosnymi chwilami - stwierdził organizator obozu Łukasz Tomkiewicz.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?