Do piątkowego pojedynku ze Śląskiem Wrocław Lech przystępował osłabiony brakiem dwóch kluczowych graczy – Manuela Arboledy i Artjomsa Rudnevsa. Na dodatek 9 kolejnych zawodników przez minione dwa tygodnie przebywało na zgrupowaniach swoich reprezentacji narodowych, przez co wielu z nich nie było gotowych do gry od pierwszej minuty. Z tego powodu Rafał Murawski mecz rozpoczął na ławce rezerwowych, a Luis Henriquez, który do Poznania przyleciał na niespełna dobę przed meczem, w ogóle nie pojawił się w meczowej 18-tce.
Od pierwszych minut obie drużyny grały dość szybko, co ułatwiała świeżo położona nowa murawa na Stadionie Miejskim przy ul. Bułgarskiej. Niestety, trawa nie zdążyła się jeszcze ukorzenić i już po kilku minutach powstawały w niej sporej wielkości wyrwy, a piłkarze sprawiali wrażenie, jakby poruszali się po niezbyt stabilnej wykładzinie.
W 11. i 19. minucie z niezłej strony pokazał się grający na prawym skrzydle Jakub Wilk, ale do jego dośrodkowań nie udało się dojść żadnemu z jego kolegów.
Śląsk atakował raczej niegroźnie, ale i tak w 23. minucie już prowadził 1:0. Minutę wcześniej Hubert Wołąkiewicz sfaulował Łukasza Ginkiewicza przed polem karnym, ale sędzia uznał, że przewinienie nastąpiło jednak w polu 16-tki, dyktując rzut karny, który pewnym strzałem wykorzystał Sebastian Mila.
6 minut później piłka wylądował w siatce Śląska po uderzeniu Semira Stilicia, ale Hubert Siejewicz wcześniej gwizdał, wskazując wyjście piłki za linię końcową. Na szczęście w 31. minucie nie było już żadnych wątpliwości – po świetnej akcji Marcin Kikut dośrodkował wprost na głowę Vojo Ubiparipa, który przytomnie odegrał do nadbiegającego Siergieja Kriwca, a ten nie dał najmniejszych szans Marianowi Kelemenowi.
Lechici poszli za ciosem – w 40. minucie Wołąkiewicz popisał się atomowym uderzeniem zza pola karnego. Piłka odbiła się od poprzeczki i spadła pod nogi Wilka, który odegrał ją do niepilnowanego Ubiparipa. Serb stojąc kilka metrów od bramki, nie miał kłopotów z umieszczeniem piłki w siatce, zdobywając w ten sposób swojego pierwszego gola w barwach Kolejorza.
Do przerwy można było być w pełni zadowolonym z gry Lecha. Poznaniacy mieli dwie sytuacje i obie wykorzystali. Bardzo dobrze na boisku prezentowali się zwłaszcza Kriwiec, a także Wilk i Ubiparip, którzy do tej pory uchodzili raczej za solidnych rezerwowych.
Jeszcze tuż po przerwie znów przed szansą stanął Ubiparip, ale za daleko wypuścił sobie piłkę i obrońcy zdołali zablokować jego strzał.
Dość nieoczekiwanie w 52. minucie Śląsk wyrównał. Po wybiciu piłki z pola karnego lechitów Dariusz Sztylka zdecydował się na strzał z 18 metrów. Uderzenie nie było specjalnie mocne, ale zasłonięty Krzysztof Kotorowski nawet nie zdążył zareagować, gdy piłka wlatywała w prawy róg jego bramki.
I niestety, w tym momencie poznańska Lokomotywa wyraźnie stanęła. Lechici mimo optycznej przewagi nie byli w stanie zamienić jej na kolejne okazje strzeleckie. Trener Jose Bakero wpuścił na boisko Murawskiego i Ślusarskiego w miejsce mało widocznych Djurdjevicia i Stilicia, ale niewiele to dało. Lech nie potrafił sforsować wrocławskiej defensywy, a nawet samemu mógł stracić gola, jak chociażby w 84. minucie, kiedy w sytuacji sam na sam z Kotorowskim Łukasz Madej trafił w słupek.
Ostatecznie mecz zakończył się sprawiedliwym remisem 2:2, choć poznaniacy kończyli mecz w dziesiątkę po tym, jak czerwoną kartkę w samej końcówce obejrzał Wołąkiewicz za uderzenie jednego z rywali.
- Rzeczywiście wykonałem ruch w stronę zawodnika Śląska Wrocław, ale na pewno go nie kopnąłem – bronił się później obrońca Kolejorza.
Spotkanie w pełni potwierdziło przedmeczowe zapowiedzi trenera Bakero, że Śląsk to drużyna, która nie potrzebuje wielu okazji, by zdobywać bramki.
- Piłkarze Śląska wykorzystali praktycznie wszystkie sytuacje, jakie mieli, właśnie takiej skuteczności nam brakuje – przyznawał szkoleniowiec Kolejorza. – Nie podoba mi się też, że w samej końcówce nie staraliśmy się zmienić rezultatu. Można było pokusić się o tę trzecią bramkę.
- Niektórzy trenerzy mówią przed takimi meczami, że jadą po zwycięstwo, ale jechać to można tramwajem do sklepu po bułki – oceniał z kolei Orest Lenczyk, trener Śląska. – Najpierw w tym meczu byliśmy w Niebie, później zeszliśmy na Ziemię, by po chwili trafić do Piekła, po czym skończyliśmy znowu na Ziemi.
Dla Śląska był to już 13. mecz z rzędu bez porażki. Zarówno Śląsk jak i Lech po 20 kolejkach mają na swoim koncie po 29 punktów. Znajdujące się na czele tabeli Wisła Kraków i Jagiellonia Białystok mające odpowiednio 37 i 32 punkty zagrają ze sobą w niedzielę.
Lech Poznań – Śląsk Wrocław 2:2 (2:1)
Bramki: 31. Kriwiec, 40. Ubiparip – 23. Mila (k), 52. Sztylka
Żółte kartki: Wołąkiewicz – Ćwielong.
Czerwona karta: 90. Wołąkiewicz (za kopnięcie rywala).
Sędziował: Hubert Siejewicz (Białystok).
Widzów: 21.860.
Lech: Kotorowski – Kikut, Bosacki, Wołąkiewicz, S. Gancarczyk –Injac, Djurdjević (60. Murawski) –Wilk (79. Mikołajczak), Stilić (60. Ślusarski), Kriwiec – Ubiparip.
Śląsk: Kelemen – Socha, Fojut, Celeban, Pawelec Sztylka – Kaźmierczak – M. Gancarczyk (78. Madej), Mila, Ćwielong (40. Sobota) – Ł. Gikiewicz (80. Jezierski).
Aby obejrzeć wszystkie zdjęcia, przejdź do fotogalerii.
Wkrótce wideo z meczu!
Festiwal Kultury Studenckiej ARTenalia 6, 7, 8 maja 2011 Stara Rzeźnia |
Trener Wojciech Łobodziński mówi o sytuacji kadrowej Arki Gdynia
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?