Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

List zza grobu?

Adrian MERK
Michał Z. zaginął cztery lata temu. Fot. B. Tajl
Michał Z. zaginął cztery lata temu. Fot. B. Tajl
Prezes poznańskiego sądu otrzymał list podpisany rzekomo przez porwanego cztery lata temu Michała Z. Od dnia uprowadzenia nie wiadomo co się z nim dzieje.

Prezes poznańskiego sądu otrzymał list podpisany rzekomo przez porwanego
cztery lata temu Michała Z. Od dnia uprowadzenia nie wiadomo co się z nim dzieje.

Ojciec podejrzewa jednak, że jego syn nie jest autorem listu. Twierdzi, że jest to podstęp jednego z oprawców.

- To nie jest wiarygodny dokument. Nawet nie podpisany - twierdzi Andrzej Z., dyrektor jednego z poznańskich banków. Niewątpliwie jednak informacja jest sensacyjna.

List z Zielonej Góry

List był adresowany do prezesa Sądu Rejonowego w Poznaniu. Dotarł do niego kilka miesięcy temu. Od tamtej pory fakt ten był objęty tajemnicą. Sędzia Monika Kościelak, przewodnicząca Wydziału III Cywilnego Sądu Rejonowego w Poznaniu, potwierdziła nam, że w aktach jest takie pismo. Tam bowiem toczy się sprawa o uznanie Michała za zmarłego.

- List to tak naprawdę sześć zdań napisanych na komputerze - wyjaśnia sędzia Kościelak.

Został nadany jako polecony w urzędzie pocztowym w Zielonej Górze. Był w zwykłej kopercie, ręcznie adresowanej
drukowanymi literami.

Autor listu, rzekomo Michał Z. zapewnia prezesa sądu, że żyje i nie chce być uznany za zmarłego. Tłumaczy, że z powodów osobistych do tej pory nie dawał znaku życia. I przeprasza, że nie może stawić się osobiście.
Dowiedzieliśmy się, że list pokazano ojcu i matce mężczyzny. Sylwia G.-Z. kategorycznie stwierdziła, że pismo na kopercie nie jest pismem jej syna. Ostatecznie mają to wyjaśnić policyjni grafolodzy. Jak nas poinformowała sędzia Kościelak, w tej chwili trwa ściąganie materiału porównawczego, czyli próbek pisma Michała Z. i podejrzanych o jego porwanie bandytów.

- Istnieje podejrzenie, że ktoś będący na wolności i znający tajemnicę losów Michała Z. chce wprowadzić w błąd policję i prokuraturę - tłumaczy nasz informator.

Porwany i zaginiony

Dramat Michała i jego bliskich rozpoczął się 26 listopada 1999 roku. Tego dnia rano do mieszkania 28-letniego wówczas mężczyzny wtargnęło kilku napastników i siłą wsadziło go do zaparkowanego na zewnątrz samochodu. Zawieźli Michała do mieszkania na jednym z poznańskich osiedli. Kilka godzin później zadzwonił do swojego wspólnika od interesów i przyjaciela Roberta P. Powiedział, że został uprowadzony. Błagał o zebranie 100 tysięcy marek.
Robert P. natychmiast o wszystkim powiadomił policję. Wieczorem Michał jeszcze raz zadzwonił i podał instrukcje przekazania okupu. Miał być wrzucony do kosza na śmieci przy przystanku autobusowym na trasie katowickiej. Podczas przekazywania pieniędzy w zasadzkę wpadł Marcin Kmieć (sąd wyraził zgodę na publikację danych osób prawomocnie skazanych). Gdy policjanci pojechali do jego mieszkania, wybiegł z niego Przemysław Budniak. Zdołał jednak uciec. Wpadł kilka dni później w Warszawie podczas obławy na agencję towarzyską. Za kratkami znalazł się także Rafał R., którego samochodem według prokuratury przewożono uprowadzonego mężczyznę.

Zmowa milczenia

Żaden z bandytów nie przyznał się do udziału w porwaniu Michała Z. Nawet złapany na gorącym uczynku Marcin Kmieć. Tym bardziej każdy z nich zapewniał, że nic nie wie o losie syna dyrektora banku. Pomimo bardzo wysokiej nagrody za informacje, prowadzącym śledztwo nigdy nie udało się wyjaśnić co się stało z Michałem Z. Po zatrzymaniu porywaczy, nie dał on więcej znaku życia, nie odnaleziono także jego zwłok. Dlatego Kmieć, Budniak i Rafał R. zostali oskarżeni tylko o porwanie - choć niewiele osób wierzy jeszcze, że syn dyrektora banku żyje.

W październiku 2001 roku Sąd Okręgowy w Poznaniu skazał całą trójkę na 10 lat pozbawienia wolności. Wyrok utrzymał Sąd Apelacyjny. Kilka tygodni temu Sąd Najwyższy uchylił jednak wyrok skazujący Rafała R. i nakazał ponowne rozpatrzenie jego sprawy. Trwa natomiast przez Sądem Okręgowym proces czwartego z porywaczy. Michał Z. (przypadkowa zbieżność z personaliami porwanego) przez ponad rok ukrywał się i był poszukiwany listem gończym. Po zatrzymaniu postawiono mu zarzut uprowadzenia syna dyrektora banku. Podobnie jak jego wspólnicy nie przyznaje się do winy. Sprawa jest jeszcze w toku i właśnie dlatego miała sprowokować Michała Z. do napisania listu do prezesa sądu. Zapewnia w nim, że żyje i nie chce być uznany za zmarłego. Andrzej Z. także widział tajemnicze pismo, ale nie wierzy, aby napisał je syn. W styczniu tego roku podaliśmy, że ojciec Michała w Sądzie Rejonowym złożył wniosek o uznanie syna za zmarłego.

- Ktoś napisał kilka zdań na komputerze i je wydrukował. To żaden dokument - irytuje się mężczyzna.

Andrzej Z. ma swoje podejrzenia. - Skazanej wcześniej trójce nie zależy, aby odgrzebywać sprawę. Toczy się jednak proces czwartego z nich. Być może liczy na to, że przy ferowaniu wyroku sąd łagodniej go osądzi, gdyby poważnie traktować ten list i informację, że mój syn żyje - mówi ojciec Michała.

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na poznan.naszemiasto.pl Nasze Miasto