Prezes poznańskiego sądu otrzymał list podpisany rzekomo przez porwanego
cztery lata temu Michała Z. Od dnia uprowadzenia nie wiadomo co się z nim dzieje.
Ojciec podejrzewa jednak, że jego syn nie jest autorem listu. Twierdzi, że jest to podstęp jednego z oprawców.
- To nie jest wiarygodny dokument. Nawet nie podpisany - twierdzi Andrzej Z., dyrektor jednego z poznańskich banków. Niewątpliwie jednak informacja jest sensacyjna.
List z Zielonej Góry
List był adresowany do prezesa Sądu Rejonowego w Poznaniu. Dotarł do niego kilka miesięcy temu. Od tamtej pory fakt ten był objęty tajemnicą. Sędzia Monika Kościelak, przewodnicząca Wydziału III Cywilnego Sądu Rejonowego w Poznaniu, potwierdziła nam, że w aktach jest takie pismo. Tam bowiem toczy się sprawa o uznanie Michała za zmarłego.
- List to tak naprawdę sześć zdań napisanych na komputerze - wyjaśnia sędzia Kościelak.
Został nadany jako polecony w urzędzie pocztowym w Zielonej Górze. Był w zwykłej kopercie, ręcznie adresowanej
drukowanymi literami.
Autor listu, rzekomo Michał Z. zapewnia prezesa sądu, że żyje i nie chce być uznany za zmarłego. Tłumaczy, że z powodów osobistych do tej pory nie dawał znaku życia. I przeprasza, że nie może stawić się osobiście.
Dowiedzieliśmy się, że list pokazano ojcu i matce mężczyzny. Sylwia G.-Z. kategorycznie stwierdziła, że pismo na kopercie nie jest pismem jej syna. Ostatecznie mają to wyjaśnić policyjni grafolodzy. Jak nas poinformowała sędzia Kościelak, w tej chwili trwa ściąganie materiału porównawczego, czyli próbek pisma Michała Z. i podejrzanych o jego porwanie bandytów.
- Istnieje podejrzenie, że ktoś będący na wolności i znający tajemnicę losów Michała Z. chce wprowadzić w błąd policję i prokuraturę - tłumaczy nasz informator.
Porwany i zaginiony
Dramat Michała i jego bliskich rozpoczął się 26 listopada 1999 roku. Tego dnia rano do mieszkania 28-letniego wówczas mężczyzny wtargnęło kilku napastników i siłą wsadziło go do zaparkowanego na zewnątrz samochodu. Zawieźli Michała do mieszkania na jednym z poznańskich osiedli. Kilka godzin później zadzwonił do swojego wspólnika od interesów i przyjaciela Roberta P. Powiedział, że został uprowadzony. Błagał o zebranie 100 tysięcy marek.
Robert P. natychmiast o wszystkim powiadomił policję. Wieczorem Michał jeszcze raz zadzwonił i podał instrukcje przekazania okupu. Miał być wrzucony do kosza na śmieci przy przystanku autobusowym na trasie katowickiej. Podczas przekazywania pieniędzy w zasadzkę wpadł Marcin Kmieć (sąd wyraził zgodę na publikację danych osób prawomocnie skazanych). Gdy policjanci pojechali do jego mieszkania, wybiegł z niego Przemysław Budniak. Zdołał jednak uciec. Wpadł kilka dni później w Warszawie podczas obławy na agencję towarzyską. Za kratkami znalazł się także Rafał R., którego samochodem według prokuratury przewożono uprowadzonego mężczyznę.
Zmowa milczenia
Żaden z bandytów nie przyznał się do udziału w porwaniu Michała Z. Nawet złapany na gorącym uczynku Marcin Kmieć. Tym bardziej każdy z nich zapewniał, że nic nie wie o losie syna dyrektora banku. Pomimo bardzo wysokiej nagrody za informacje, prowadzącym śledztwo nigdy nie udało się wyjaśnić co się stało z Michałem Z. Po zatrzymaniu porywaczy, nie dał on więcej znaku życia, nie odnaleziono także jego zwłok. Dlatego Kmieć, Budniak i Rafał R. zostali oskarżeni tylko o porwanie - choć niewiele osób wierzy jeszcze, że syn dyrektora banku żyje.
W październiku 2001 roku Sąd Okręgowy w Poznaniu skazał całą trójkę na 10 lat pozbawienia wolności. Wyrok utrzymał Sąd Apelacyjny. Kilka tygodni temu Sąd Najwyższy uchylił jednak wyrok skazujący Rafała R. i nakazał ponowne rozpatrzenie jego sprawy. Trwa natomiast przez Sądem Okręgowym proces czwartego z porywaczy. Michał Z. (przypadkowa zbieżność z personaliami porwanego) przez ponad rok ukrywał się i był poszukiwany listem gończym. Po zatrzymaniu postawiono mu zarzut uprowadzenia syna dyrektora banku. Podobnie jak jego wspólnicy nie przyznaje się do winy. Sprawa jest jeszcze w toku i właśnie dlatego miała sprowokować Michała Z. do napisania listu do prezesa sądu. Zapewnia w nim, że żyje i nie chce być uznany za zmarłego. Andrzej Z. także widział tajemnicze pismo, ale nie wierzy, aby napisał je syn. W styczniu tego roku podaliśmy, że ojciec Michała w Sądzie Rejonowym złożył wniosek o uznanie syna za zmarłego.
- Ktoś napisał kilka zdań na komputerze i je wydrukował. To żaden dokument - irytuje się mężczyzna.
Andrzej Z. ma swoje podejrzenia. - Skazanej wcześniej trójce nie zależy, aby odgrzebywać sprawę. Toczy się jednak proces czwartego z nich. Być może liczy na to, że przy ferowaniu wyroku sąd łagodniej go osądzi, gdyby poważnie traktować ten list i informację, że mój syn żyje - mówi ojciec Michała.
Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?