Magdalena Prask - w górach porażki uczą najwięcej
Miał być Pik Pobiedy i Chan Tengri. Nie udało się…
Magdalena Prask: Zgadza się. Nie zdołałam w tym roku skompletować szczytów do tytułu Śnieżnej Pantery. Ale nie uważam tego czasu za stracony. Wiele się nauczyłam i odebrałam kilka porządnych lekcji.
Jaka była najważniejsza z nich?
Magdalena Prask: Żeby na wyprawę jechać zawsze ze sprawdzonym partnerem. Popełniłam duży błąd wybierając się w Tienszan z osobą, której górskiego doświadczenia nie miałam okazji wcześniej sprawdzić. Uwierzyłam zapewnieniom. Już na miejscu jednak szybko okazało się, że nie mam partnera do wspinaczki, bo fatalnie znosił aklimatyzację i szybko zrezygnował z czynienia jakichkolwiek wysiłków, by zdobyć szczyt. Po kilku dniach zostałam sama, skazana tylko na swoje umiejętności.
ZOBACZ TEŻ: Magdalena Prask - poznanianka na dachu świata [ZDJĘCIA]
A nie kusiło panią, żeby wrócić razem z partnerem?
Magdalena Prask: Odpuszczanie walkowerem to nie w moim stylu. Spakować się i jechać do domu? W momencie, w którym w górach Tienszan nic jeszcze nie osiągnęłam? W głowie mi się to nie mieściło. Wcale nie rozważałam takiej opcji. Nie po to przez wiele miesięcy organizowałam wyprawę i intensywnie trenowałam. Ja walczę do końca. Nawet gdy na polu walki zostaję sama.
Ale jednak w pewnym momencie pani odpuściła.
Magdalena Prask: Tak, ale po trzech samotnych próbach zdobycia szczytu! Walczyłam z Chan Tengri przez prawie miesiąc wykorzystując wszystkie okna pogodowe, które w tym roku w górach Tienszan były wyjątkowo krótkie, bo trwające dwa, trzy dni. Przy trzecim ataku szczytowym doszłam samotnie na wysokość 6700 m n.p.m. i dopiero tam podjęłam jedną z najtrudniejszych, ale jednocześnie najważniejszych dla mnie decyzji, żeby zawrócić. Myślę, że nie będzie przesady, jeśli powiem, że w ten sposób ocaliłam swoje życie.
Skąd ta decyzja?
Magdalena Prask: Moje tempo wspinaczki spadało, była godzina 15.00 i za "chwilę" miało się zrobić ciemno. Do szczytu brakowało mi 300 metrów. Miałam jednak świadomość, że kontynuując wejście na wierzchołek będę schodziła w całkowitych ciemnościach. Sama. Bo o tej porze już nikogo poza mną na stokach góry nie będzie. Czułam, że mogę nie mieć siły na bezpieczny powrót. W tym momencie myślałam o moim koledze Tomku Kowalskim. Nie mogłam sobie pozwolić na takie ryzyko.
Polskie środowisko wspinaczy przeżywa trudne chwile, dużo się mówi o być może niepotrzebnym narażaniu życia. Pani po powrocie nikt nie krytykował za podjęte decyzje?
Magdalena Prask: Nie jestem tak popularna jak uczestnicy wypraw Polskiego Himalaizmu Zimowego, nie jestem też zrzeszona w żadnym związku, więc moja wyprawa nie była na świeczniku. Nikt mnie nie oceniał i nie krytykował. Sama sobie byłam sędzią. W górach nikt się nade mną nie rozczulał. Każdego dnia sama musiałam podejmować decyzje. Cały czas obmyślałam strategię jak w tej trudnej sytuacji w jakiej się znalazłam bezpiecznie zdobyć wymarzone szczyty.
Niektórym nie udało się wrócić…
Magdalena Prask: Niestety. Zaraz po przyjeździe do bazy okazało się, że w górach zaginął młody chłopak z Warszawy. Wyszedł z III obozu i nikt go więcej nie widział. To bardzo niebezpieczne góry, w których czasem nie pomaga nawet wieloletnie doświadczenie.
Podobnie było w pani przypadku.
Magdalena Prask: Tak. Przekonałam się o tym na własnej skórze, schodząc z II obozu z dwoma Anglikami. Kiedy schodziliśmy w dół powiązani liną, urwał się potężny śnieżny nawis. Jeden z moich kompanów spadł w dół, dużo wysiłku kosztowało nas utrzymanie liny. Mało brakowało, a wszyscy spadlibyśmy w przepaść.
Szczęśliwie pani wróciła do domu. Za czym w takich wysokich górach tęskni się najbardziej?
Magdalena Prask: Zdecydowanie za domowym jedzeniem. Po powrocie zawsze cieszą mnie takie drobne przyjemności jak możliwość zrobienia zakupów w zwykłym osiedlowym sklepie. Doceniam też komfortowe warunki higieniczne. Poza tym w górach można się cieszyć tym samym, co na nizinach. Celebrować picie herbaty, czytanie książek… tyle że w namiocie, z którego rano trzeba odkopywać śnieg, a nie w wygodnym fotelu.
Wróci pani w góry Tienszan po Śnieżną Panterę?
Magdalena Prask: Oczywiście. Tym razem jednak na pewno ze sprawdzonym partnerem. I z nastawieniem, że tak naprawdę nie jest ważne gdzie się jedzie, ale z kim.
Nie tylko o niedźwiedziach, które mieszkały w minizoo w Lesznie
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?