Z racji wielkiej mnogości wydarzeń festiwalowych nawet dziennikarze MM Poznań nie mogli uczestniczyć we wszystkich. I tutaj pierwszy plus festiwalu: co roku w ramach Malty odbywa się tyle przedstawień i innych projektów, że nawet najbardziej wybredny widz znajdzie w programie wydarzenia, w ktorych zechce uczestniczyć. Malta za każdym razem staje się ucztą tak dla miłośnikow i tańca, i performensu, i teatru rozumianego bardzo tradycyjnie, i eksperymentalnej awangardy.
Kolejną cechą charakterystyczną największego poznańskiego festiwalu jest zapraszanie gwiazd. Tego nie można już niestety bezdyskusyjnie nazwać zaletą Malty. Prezentując na festiwalu dokonania słynnych artystów, niekiedy bezkrytycznie przedstawia się je jako przejawy wielkiej sztuki, którą naprawdę niekoniecznie muszą być. Tutaj przykład inaugurujących festiwal Burnt Out Punks, zapowiadanych przez organizatorów jako niezrównani performerzy. Ich występ był niewątpliwie efektowny, jednakże to nie wystarczy, żeby przypisać mu wyjątkowe wartości artystyczne.
Podobnie rzecz się miała z przedstawianym codziennie projektem autorstwa Izabelli Gustowskiej pt. "She. Media Story". Oglądając go trudno było nie odnieść wrażenia, że obecnie wszystko, co zawiera instalację video, opowiada o kobiecie i jest przygotowane przez profesora ASP, zaczyna być uważane za wyjątkowe wydarzenie artystyczne. Tymczasem może się okazać, że projekt nie budzi interpretacji ani oryginalnych, ani głębokich, bo sam w sobie nie stanowi niczego szczególnego.
Teatr Republika Usta Usta, przedstawiający na tegorocznej Malcie "Radioaktywnych", będących bardzo interaktywną, parateatralną zabawą, chwalony jest chyba jedynie za oryginalność formy, bo treść projektów prezentowanych przez tę grupę nie jest zbyt ciekawa i nie otwiera możliwości dla pogłębionej interpretacji. A żeby takową budzić, nie trzeba rozstrząsać na scenie problemów egzystencji (jak to zrobił na przykład teatr im. Heleny Modrzejewskiej). Wystarczy mieć do powiedzenia cokolwiek interesującego. Tak, jak choćby Theatre Dromesko, który prezentując spektakl lekki i śmieszny, jednocześnie zachwycił kunsztem i pomysłowością.
Dość jednak krytyki, bo Maltę można i trzeba pochwalić. Za naprawdę dobre koncerty w Kulbie Festiwalowym (które nie rościły sobie pretensji do bycia wielką sztuką, na szczęście), na czele ze świetnym Elvisem Costello, z klasą i w wielkim stylu zamykającym festiwal. Za niezrównanego Pippo Delbono i jego Compagnię, za nie tracących formy Porywaczy Ciał i za Kereta na basenie (w synagodze) przy Wronieckiej. To tylko niektóre z maltańskich wydarzeń, które prezentując sobą zupełnie odmienne od siebie nawzajem formy wyrazu, na długo pozostały w myślach widzów, z racji fantastycznego wykonania i mocnego przekazu.
Podsumowując Maltę nie można zapomnieć o jej części ekologicznej. Chociaż cieszyła się znacznie mniejszym zainteresowaniem niż propozycje teatralne, udało jej się zainteresować poznaniaków i gości problemami środowiska i wpływów sztuki na nie. Szkoda właściwie, że EKO MALTA nie została zaplanowana jako wydarzenie cykliczne. Podczas kolejnych edycji festiwalu można by kontynuować rozważania nad wchodzeniem sztuki w środowisko i naturalne, i miejskie.
Niezależnie od różnic poglądów, pojawiających się nieuchronnie podczas prób oceny festiwalu, jeden fakt wydaje się bezdyskusyjny: tłumy uczestniczące we wszystkich niemal maltańskich wydarzeniach świadczą niezbicie o tym, że ten "festiwal teatru w miejscach nieteatralnych" zdołał zainteresować sztuką naprawdę ogromną ilość osób. Także tych, które przedstawienia teatralne oglądają raz do roku. Właśnie w czasie trwania Malty.
Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?