Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Miliony senatora Stokłosy

Barbara KOZŁOWSKA, Maciej STROIŃSKI, współpraca BO
Trwa proces wykupu ziemi. W Wielkopolsce skala tego procederu nie jest tak duża jak w innych regionach kraju. Dużo ziemi do przejęcia jest jeszcze na północy województwa. Tam gospodaruje senator Henryk Stokłosa.

Trwa proces wykupu ziemi. W Wielkopolsce skala tego procederu nie jest tak duża jak w innych regionach kraju. Dużo ziemi do przejęcia jest jeszcze na północy województwa. Tam gospodaruje senator Henryk Stokłosa.

Proceder wykupu ziemi w ogromnej skali trwa na Pomorzu i w województwie lubuskim. Tam jest sporo gruntów, które pozostały po zlikwidowanych PGR-ach. Przedsiębiorczy biznesmeni związani często ze światem polityki, za to nie mający nic wspólnego z rolnictwem skupują co się da. W Wielkopolsce wykupywanie ziemi nie ma tej skali co nad morzem, czy przy zachodniej granicy. W naszym regionie większość ziem rolniczych już dawno zdążyła trafić w ręce rolników. Nieco inaczej jest na północy Wielkopolski, czyli w byłym województwie pilskim. Tam wciąż jest sporo ziemi do przejęcia. Tam też gospodaruje jeden z najbogatszych ludzi w Wielkopolsce – senator Henryk Stokłosa.

Symbolika według senatora

Senator Henryk Stokłosa teoretycznie otrzyma z Unii Europejskiej 3.864.000 zł rocznie. Senator chyba jednak do tej pory nie starał się wyliczyć ile pieniędzy trafi do jego portfela z unijnego worka, bo rozmowę o dopłatach kwituje lapidarnie

- Te proponowane dopłaty są symboliczne.

Jednak oszałamiająca kwota dopłaty do gospodarstwa Henryka Stokłosy nie jest do końca pewna. Jak się nieoficjalnie dowiedziała „Gazeta Poznańska”, Henryk Stokłosa włada około 24 tysiącami hektarów, ale faktycznie jest właścicielem 12 tys. ha.

– To, czy dostanie dopłatę na pozostałą część gruntów, zależy od formy własności – mówi Andrzej Przepióra, dyrektor w firmie doradczej Eurofinanse. Tymczasem stosunki własnościowe ziemi Stokłosy pozostają tajemnicą. Nie wiadomo czy drugie 12 tys. hektarów Stokłosa tylko dzierżawi, czy jest właścicielem spółek, które mają prawo własności gruntów rolnych. W takim przypadku pieniądze powinny trafić do kasy spółek, a nie do kieszeni ich właściciela. Spółki, bowiem mimo iż zostały przez kogoś wykupione, nadal istnieją i to one powinny otrzymać dopłaty do hektara. Podobnie jest w przypadku dzierżawy.

– W przypadku umowy dzierżawnej, dopłatę powinien dostać nie właściciel, a dzierżawca – mówi Zofia Szalczyk, dyrektor oddziału terenowego Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa w Poznaniu. – Ideą dopłaty jest wyrównanie kosztów produkcji rolnej.

– Wszystko zależy od tego, jak dzierżawca dogada się z właścicielem – twierdzi Grzegorz Wysocki z Wielkopolskiej Izby Rolniczej.

Rację ma więc może senator Stokłosa kiedy powątpiewa w pieniądze z Unii.

- Ja nie wierzę w te dopłaty. Dopóki nie dostanę tych pieniędzy to w to nie uwierzę – deklaruje Stokłosa. Z tą nieufnością senatora chyba nie jest tak źle, bo jak niechętnie przyznaje ciągle kupuje nowe grunty.

- Coś ostatnio kupowałem i dzierżawiłem, ale nie pamiętam ile tego było.

Kształt niejasny

Jak wyjaśnia Zofia Szalczyk, jaki będzie ostateczny kształt dopłat będzie wiadomo, gdy zostanie podpisany Traktat Akcesyjny, a to nastąpi 16 kwietnia. Do tego czasu mogą pojawić się jakieś zmiany.

– Jednak na dzisiaj dopłata bezpośrednia składa się z części podstawowej, która przysługuje każdemu, kto posiada powyżej 1 hektar gruntów rolnych bez względu na to, co produkuje i z dodatkowej – do użytków zielonych i produkcji niektórych roślin – mówi Z. Szalczyk. – Wyliczono, że dopłata podstawowa, finansowana bezpośrednio przez Unię Europejską, wyniesie 161 złotych za 1 hektar rocznie. Ta kwota będzie się wahała w zależności od kursu euro, ale to
będą niewielkie różnice.

Jednak komisarz Unii ds. rolnictwa Franz Fischler zapowiedział 3 miesiące temu, że środki na dopłaty, pochodzące bezpośrednio z Unii, tylko w połowie będą stosowane do hektara, a w połowie do udowodnionej produkcji.

Trudne hektary

W Wielkopolsce trudniej kupić ziemię niż w województwach pomorskim i lubuskim. To wynik zaszłości historycznych. Tutaj PGR-y powstawały głównie na bazie przedwojennych majątków ziemskich, które w znakomitej większości należały do obywateli polskich. W 1992 roku PGR-y zostały zlikwidowane i przejęte przez Agencję Własności Rolnej Skarbu Państwa.

Teraz byli właściciele chcą oddania większości tych ziem. Agencja może więc tylko je wydzierżawić. Na dodatek w styczniu weszło w życie orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego, że z gruntów Skarbu Państwa mają być zaspokojone roszczenia zabużan. W związku tym sprzedaż gruntów z zasobów Agencji została wstrzymana i toczy się tylko tam, gdzie nie ma roszczeń a proces był zaawansowany i trudno było go wstrzymać.

Rolnicy nie handlarze

Ziemię sprzedają także rolnicy. Jednak, jak mówi Grzegorz Apicionek z Wojewódzkiego Ośrodka Doradztwa Rolniczego, nie dotyczy to dużych ilości ziemi. To dlatego, że jest droga – cena 1 hektara to średnio ok. 10 tys. zł, a na atrakcyjnych terenach dochodzi do 15-20 tys. zł. Poza tym nie ma wielkich powierzchni do kupienia. Kupuje się nie więcej niż 20-30 hektarów.

– W Wielkopolsce są duże tradycje własnościowe – mówi Franciszek Nowak – prezes Ogólnopolskiego Związku Stowarzyszeń Dzierżawców i Właścicieli Rolnych. – Rolnicy niechętnie pozbywają się ziemi. Pomorskie i lubuskie to ziemie odzyskane. Polacy tam zamieszkujący utożsamiają je z terenami, z których pochodzą. Jeśli ktoś zaoferuje im duże pieniądze za pomorską ziemię, nie stwarzają problemów z jej sprzedaniem. Tam jest duża łatwość zakupu ziemi.

Sposób na łatwy pieniądz

Czy może ktoś kupić ziemię, nic na niej nie robić i otrzymać dopłaty tylko dlatego, że posiada hektary?
Według Grzegorza Apicionka zdarzają się w Wielkopolsce przypadki kupowania ziemi przez osoby nie związane z rolnictwem, jednak jest to raczej lokata kapitału.
Poseł Stanisław Kalemba – szef wielkopolskiego PSL-u przyznaje, że słyszał o wykupie ziemi przez ludzi spoza rolnictwa.

- Mam takie sygnały, że są ludzie którzy kupują grunty
tylko po to by wyciągać pieniądze z dopłat – przyznaje poseł i dodaje:

- Nie byłoby takich sytuacji gdyby w ‘96 roku Sejm przyjął ustawę o kształtowaniu ustroju rolnego. Według projektu owej ustawy człowiek spoza wsi miałby spore problemy z zakupem gruntów rolnych. Teraz może to zrobić bez większych problemów.

Jednak zdaniem posła Kalemby, który podkreśla, że sam w ostatnim czasie nie kupił ani hektara, nie należy się dziwić, że ktoś otrzyma dopłaty za nie uprawiane grunty rolne.

– W Unii jest to rozwiązanie, dzięki któremu obniża się produkcję rolną – mówi S. Kalemba. – Producent zbóż powyżej 92 ton musi 10 procent ziemi wyłączyć z produkcji. Za odłogowaną ziemię otrzymuje dopłatę 63 euro za 1 hektar.
Ocenia się, że w Polsce jest 2,5 do 3 milionów ha nie wykorzystanej ziemi rolniczej, jednak w Traktacie o odłogowaniu nie ma ani słowa.

Grunt to kontrola

Według Zofii Szalczyk nadużycia mogą wystąpić tylko w podstawowej warstwie dopłat do hektara. Jednak istnieje ustawa o ochronie gruntów rolnych i leśnych, które na właściciela nakłada obowiązek takiego ich zagospodarowania, by nie ulegały degradacji. Ponadto ARiMR ma ustawowy obowiązek kontrolowania minimum 5 procent powierzchni rolnej rocznie pod kątem jej wykorzystania i uprawiania.

– To wydaje się mało, ale w Wielkopolsce jest 1 milion 800 tysięcy hektarów stałych użytków rolnych, czyli 5 procent to 450 tysięcy hektarów – mówi Z. Szalczyk. – Nie zakładam nadużyć w ogromnej skali, ale przyznaję, że mogą one się zdarzyć, szczególnie w pierwszym okresie po akcesji.
Inną sprawą jest, czy ARiMR jest w stanie skontrolować 450 tysięcy hektarów w ciągu roku.

od 12 lat
Wideo

echodnia.eu Świętokrzyskie tulipany

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na poznan.naszemiasto.pl Nasze Miasto