Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Mroczny Poznań: Prokurator okazał się defraudantem

Kris
archiwum własne
Czy szef jednego z najważniejszych wydziałów poznańskiej prokuratury mógł kraść? Okazuje się, że mógł. Przykładem niejaki Dembecki, który w latach 20-tych naszego wieku piastował stanowisko naczelnika Wydziału IV Prokuratury Okręgowej.

Dembecki nie wypadł sroce spod ogona. Był prawnikiem z krwi i kości. Przedsiębiorczy i umiejętnie nawiązujący kontakty, szybko zyskał uznanie zwierzchników, stąd awansów i pochwał nie brakowało. Prokuratora znała cała śmietanka towarzyska ówczesnego Poznania. Był lubiany i jak to mówią żadne większe przyjęcie nie mogło się odbyć bez jego udziału.

Był duszą towarzystwa. Trudno więc chyba się dziwić, że gdy do opinii publicznej przedostała się wiadomość o aresztowaniu Dembeckiego w Poznaniu zawrzało. Mało kto jednak wierzył pogłoskom o defraudacji sporych sum pieniędzy. Koledzy Dembeckiego ustawili się w kolejce, by bronić niewinności powszechnie lubianego szefa.

Miłe złego początki
W pierwszej chwili, nic nie zapowiadało burzy jaka miała się dopiero rozpętać. Po skargach napływających od wzburzonych
petentów, w prokuraturze przeprowadzono wewnętrzne śledztwo. Jego wynik był zaskakujący.

W toku prowadzonego śledztwa ujawniono liczne nieprawidłowości w Wydziale IV kierowanym przez Dembeckiego. Zdaniem kontrolujących, panował tu powszechny bałagan. Z akt wyrywano pojedyncze strony. Bywało, że ginęła cała dokumentacja dotycząca danej sprawy. Klienci byli źle obsługiwani. Nie otrzymywali odpowiedzi na swoje pisma itd. itp. Od zarzutów postawionych wówczas Dembeckiemu, daleka była jednak droga do złodziejstwa.

Jak szydło z worka
Prokurator wpadł przez własną głupotę, a poszło jak zwykle o pieniądze. Młody Dembecki mimo wysokiego stanowiska nie otrzymywał wysokiej pensji, a przecież chciał żyć tak, by go zapamiętano. Na wszelkie zabawy potrzebował pieniędzy. Pierwszy raz skusiła go pewna sprawa związana z zatrzymaniem obywatela Niemiec nielegalnie wywożącego pieniądze przez polską granicę.

Był 1924 rok. Zatrzymanemu w Zbąszyniu przez celników Perczaka i Ziółkowskiego skonfiskowano 4000 guldenów. Rok później Dembecki przy okazji zainteresowania się sprawą przemytu skór, podsunął swemu szefowi do podpisu dokument upoważniający go do pobrania depozytu. Tak też się stało. Dembecki pojechał do Zbąszynia i odebrał pieniądze. Za wyprawę w związku z badaniem sprawy przemytu skór nie podjął ani złotówki diety. Nie zdał też relacji swemu szefowi. Miesiąc później interweniował Perczak, który domagał się nagrody za ujęcie przemytnika. Dembecki odpowiedział, że pieniądze przesłał do Kancelarii Prezydenta RP, bowiem obywatel Niemiec wniósł o zwrot gotówki.
Dembecki kłamał. Jak wykazało śledztwo pieniądze zgarniał dla siebie.

Później, ujawniono kolejne machlojki szefa Wydziału IV. Gdy w sprawie niejakiej Trofiumiukowej przed poznańskim sądem zapadł wyrok, na podstawie którego skonfiskowano jej 1761 przemycanych dolarów, Dembecki zaatakował ponownie i w podobnym stylu. Znów zgarnął kasę. Kolejny raz załapał się na 2000 złotych złożonych do depozytu przez pewną firmę.

13 marca 1929 roku nasz ,,bohater’’ trafił do więzienia. Wyszedł z niego za kaucją, w wysokości 50 tysięcy złotych. 30 listopada 1931 roku Sąd Apelacyjny utrzymał w mocy wyrok niższej instancji i skazał Dembeckiego na karę trzech lat pozbawienia wolności i 5 lat pozbawienia praw publicznych.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na poznan.naszemiasto.pl Nasze Miasto