Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Muzyka gra Jej w sercu!

MAK

Skąd wzięło się u Pani śpiewanie?

Śpiewałam odkąd pamiętam. U mnie w domu zawsze słuchało się dużo różnej muzyki. Pamiętam jak podczas wypadów na grzyby, moi rodzice puszczali w samochodzie ciężkie brzmienia. Wychowałam się na muzyce ZZ Top czy Rammsteina, moja siostra słuchała też Janis Joplin. Byłam po prostu osłuchana. Jako dziecko uwielbiałam słuchać Marka Grechuty i Anny German, co było dość nietypowe w tym wieku. Każdy instrument, który był w domu musiałam dorwać i odtwarzać na nim piosenki, które usłyszałam. Bardzo to lubiłam. Potem zaczęło się występowanie na różnych apelach i innych imprezach. Nie miałam nigdy skrępowania na scenie, uwielbiałam przekazywać swoją energię innym ludziom. Muzyka gra mi w sercu.

Oprócz umiłowana do instrumentów była jeszcze szkoła muzyczna i mandoliniści...

Tak, dostałam się do zgorzeleckiej orkiestry mandolinistów, gdzie byłam przez pięć lat, potem przez dwa lata uczęszczałam do szkoły muzycznej. W tym czasie poznałam też swojego przyszłego męża- Mateusza. Wspominam Szkołę Muzyczną w Zgorzelcu bardzo miło, atmosfera była świetna – lubiłam tam chodzić. Szczególnie dużo wyniosłam z lekcji chóru. Czasami pojawiały się ciekawe osoby np. śpiewaczki operowe, które pokazywały nam w jaki sposób wydobywać głos i jak pracować z przeponą. Po dwóch latach niestety skończyłam swoją przygodę ze szkołą muzyczną, gdyż przerosła mnie odległość którą musiałam pokonywać ze Spytkowa, gdy się tam przeprowadziłam. Wtedy moje śpiewanie ucięło się na długie lata – nie było gdzie śpiewać, aż w roku 2011 pojawił się pomysł , aby wspólnie z Mateuszem założyć zespół. Zaczęliśmy od nagrywania materiału w domu i publikowania nagrań w internecie. Przez długi czas ciężko było nam znależć skład koncertowy. Szczególnie trudne było znalezienie perkusisty – bo o nich jest zawsze najtrudniej. Ale udało się.

To był Twój pierwszy zespół, a Mateusza – Twojego obecnego męża?

Nie, było kilka innych kapel, ale Sweety Kitty jest jego najbardziej autorskim tworem. Jest głównym kompozytorem muzyki granej przez ten skład. Jego przygoda z muzyką zaczęła się w wieku 16 lat, kiedy dostał swoją pierwszą gitarę – to była stara, rozwalona gitara po jakimś jego wujku. Miał tylko jeden mały mikrofonik podłączany do komputera, oraz wzmacniacz gitarowy więc podkładał sobie ten mikrofon pod wzmacniacz i piłował. Miał niesamowite zacięcie i duże pokłady energii. Na przestrzeni lat nauczył się też śpiewać. Mateusz jest bardzo osłuchany muzycznie,a ja wokalnie mu pomagam więc można powiedzieć, że uzupełniamy się w naszej muzyce. Growlujemy i śpiewany razem – jednym zdaniem – lubimy sobie pokrzyczeć. Jesteśmy parą od 2006 roku. Ja miałam wtedy 15 lat, a on 18. To jest mój pierwszy chłopak, a ja byłam jego pierwszą poważną dziewczyną. Jesteśmy razem i tak już chyba zostanie – mam nadzieję.

Pamiętasz swój pierwszy poważny koncert?

Pierwszy poważny koncert Sweety Kitty był na Muzycznej Zadymie w Zgorzelcu. Na przedostatniej edycji. To był pierwszy koncert w tym składzie. Perkusista z byłego zespołu Mateusza ( Burn Alive ) – świętej pamięci Bartek Świderek z Zawidowa – zagrał z nami i okazało się, że wygraliśmy! Dało nam to ogromnego kopa do działania. To była dla nas motywacja, aby iść dalej. Pojawialiśmy się na różnych przeglądach, spotykaliśmy się z większymi i mniejszymi sukcesami, słuchaliśmy innych, inspirowaliśmy się różnymi zespołami ze świata. Na II Otwartym Złotoryjskim Maratonie Muzyki Rockowej byliśmy o włos od wygranej. Było o co walczyć, bo zwycięski skład miał możliwość nagrania płyty. Decydowała publiczność i niestety przegraliśmy trzema głosami. Po tym zawiesilismy działalność ze względu na moją ciążę.

Jaką muzykę gracie?

Do dzisiaj nie jesteśmy w stanie dokładnie określić co my gramy, bo gramy dosłownie wszystko. Począwszy od delikatnych bluesowych i rockowych ballad, aż po ciężki metal. Nasza muzyka jest też bogata w elektoniczne brzmienia. Na naszych płytach znaleźć można też "flirty" z odległymi dla nas gatunkami, takimi jak rap czy reggae.
Można powiedzieć, że jesteśmy szczęściarzami, bo trójka z pięciorga osób w naszym składzie mieszka tu – w Niedowie. Ja, mój mąż i mój szwagier, który wcześniej grał z nami na basie, a po śmierci naszego perkusisty przerzucił się na bębny.
Piłujemy teraz nowy materiał i chcemy wiosną wrócić na scenę. Poszerzyliśmy nasz skład o dwie nowe osoby, nagrywamy też obecnie trzecią płytę.

Wiem, że ruszyłaś ostatnio z nowym projektem. Opowiedz o nim.

W maju tego roku ruszył projekt, który założyliśmy wraz z moim serdecznym przyjacielem Filipem ze Świecia - „Pieśni Znalezione w Sercu”. To muzyka relaksacyjna oraz mantry. Są to utwory z różnych rejonów świata i pieśni autorskie, pisane przez Filipa, który jest wspaniałym tekściarzem . Ogółem nazwaliśmy to co gramy mianem "musica medicina". Filip operuje przeróżnymi, egzotycznymi instrumentami rodem z dżungli np. muszla, flety imitujące orli krzyk i sansula - instrument o niesamowicie uspokajającym brzmieniu. Ja gram na gitarze, Filip na dęciakach : klarnecie i saksofonie. Zaczęliśmy swoją działalność wiosną, a teraz powoli rozwijamy skrzydła. Podobamy się w różnych środowiskach i jesteśmy zapraszani na różne wydarzenia. To jest bardzo odprężająca odskocznia od metalu – wracam do domu z naszych prób i koncertów bardzo spokojna. To jest zupełnie inna energia muzyczna. W obu wydaniach jestem szczera i w obu czuję się świetnie . Byliśmy już m. in. w Wolimierzu i w restauracji Cynamonowy Słoń w Świeradowie. Przymierzamy się do nagrywania materiału i teledysków do niego. Otaczają nas życzliwi ludzie, którzy nas wspierają i chcą żebyśmy poszli do przodu.

Czy oprócz domem, dziećmi i muzyką zajmujesz się jeszcze czymś?

Zajmuję się domem, muzyką i… maluję buty, albo robię ciasta na zamówienie. Szukałam sobie małej formy artystycznej, która nie będzie mnie zabierała na całe dnie. I tak wpadłam na to, aby malować ludziom buty na zamówienie. Maluje skórzane buty, trampki, tenisówki – dla różnych ludzi. Czasem jestem zdziwiona jak np. starsze panie sobie zamawiają buty z jakimiś śmiesznymi stworkami. Miałam niedawno informację, że jakaś pani – wykładowczyni z Zielonej Góry chodzi po uczelni w moich butach. Było mi naprawdę bardzo miło. Fajnie, że ludzie mają w sobie tyle luzu, by noszą coś takiego.

Macie dwójkę dzieci – Gabrysia i Maję… Dzieci lubią jak gracie?

Bardzo lubią, to mali perkusiści. To jest też taki wiek – można w coś walnąć, robić przy tym hałas i sprawia im to radość. Dzieci są bardzo muzykalne- kochają śpiewy i tańce. Było kilka śmiesznych sytuacji w domu. Np. mama wychodzi na koncert więc rozśpiewuje się w drugim pokoju i zaczyna growlować, a dzieci stoją przed drzwiami i zastanawiają się co tam się dzieje i pytają tylko:
- Tato, a czemu mama tak krzyczy?
- Mama nie krzyczy, mama śpiewa.
- Acha…
Tak samo z makijażami scenicznymi:
- Mamo co Ci się stało w buzię?
W każdym razie – przyzwyczaili się…

Gracie także w przedszkolach…

Tak, dostaliśmy propozycję od dyrektorki przedszkola „Chatka Puchatka” w Radomierzycach, gdzie chodzi nasz syn – Gabryś, abyśmy od czasu do czasu grywali coś dla dzieciaczków i zgodziliśmy się. Wspaniała sprawa! Uwielbiam grać dla dzieci, bo to jest wdzięczna publiczność – w ogóle kocham te wszystkie dzieci w przedszkolu – one są jak wielka rodzina – to zupełnie inny odbiór. Dzieci są świetne, są zawsze szczere, zadają fajne pytania. Pokazaliśmy im na żywo instrumenty – wszystkie jakie mamy w domu. Był to też pierwszy krok do prowadzenia przez nas zajęć muzycznych dla dzieci z gminy na feriach i wakacjach. Chcielibyśmy, żeby ta przygoda trwała!

od 7 lat
Wideo

echodnia Drugi dzień na planie Ojca Mateusza

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na zgorzelec.naszemiasto.pl Nasze Miasto