Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Niedźwiedź uciekł z zoo w Poznaniu. Zaatakował kasjerkę, zabił psa... [MROCZNY POZNAŃ]

Marcin Idczak, AGA
Zoo w Poznaniu - zobacz więcej
Zoo w Poznaniu - zobacz więcej Kuba Błoszyk
Wygłodniały niedźwiedź wydostał się z klatki w poznańskim zoo. Napadł na kasjerkę, zabił psa i zaczął żywcem zjadać wielbłądy. Przybyli na miejsce policjanci jeżyckiego komisariatu 8 rewiru musieli zabić zwierzę. Wiele razy strzelali do niego z rewolwerów. Cała historia wydarzyła się w środę, 9 stycznia 1918 roku.

Wstrząsająca scena, walka z niedźwiedziem w zwierzyńcu - tak poznańskie gazety opisywały wydostanie się niedźwiedzia z klatki w zoo i jego ataki na ludzi i zwierzęta.

To była ostatnia zima I wojny światowej. Na szczęście pogoda nie nastrajała do rodzinnych spacerów. Poznaniacy woleli siedzieć w mieszkaniach, niż marznąć na dworze.

Była środa, 9 stycznia 1918 roku, w poznańskim zoo przebywało tylko kilka osób - głównie pracowników.

Jak podaje "Kurjer Poznański'' z 12 stycznia, dochodziła godzina 15.00, gdy to zazwyczaj spokojny niedźwiedź zaczął nagle dziwnie się zachowywać. Natomiast dziennikarz "Gońca Wielkopolskiego'' tak opisuje zwierzę: "... zwykle był łagodny, ale wygłodniały na strawie wojennej". Być może właśnie chęć znalezienia czegoś do jedzenia popchnęła zwierzę do działania.

ZOBACZ TAKŻE: Niedźwiedź Wania nie żyje. Został uśpiony [ZDJĘCIA, WIDEO]

Wszedł po kratach, a dachu nie było

Niedźwiedź od rana był bardzo niespokojny. Chodził z kąta w kąt w swojej małej (jak na obecne standardy) klatce.

W pewnym momencie, według "Gońca Wielkopolskiego'', zwierzę weszło na zeschłe drzewo, które znajdowało się w jego wybiegu. Następnie wdrapało się na ścianę, skąd mogło przeskoczyć na pręty w ogrodzeniu "... skąd po gładkim murze, akrobatycznym sposobem wydostał się na wolność i biegł drogą na grocie". Niestety, nikt nie pomyślał wcześniej o tym, że te zwierzęta mogą się wspinać i nie zamontowano dachu. Dlatego możliwa była ucieczka z klatki.

Ten wybieg istnieje do dziś w Starym Zoo w Poznaniu. Od lat już nie ma w nim niedźwiedzi, są jednak kraty i mała przestrzeń, w której przez dziesiątki lat dzieci mogły podziwiać misie. Można było wejść również na sztuczną górę, z której rozpościerał się widok na całe zoo. Obecnie znajduje się tam część wybiegu dla małp, a w grocie organizowane są różne spotkania i zabawy dla najmłodszych.

Według relacji dziennikarzy, którzy w 1918 roku opisywali zdarzenie, niedźwiedź przez jakiś czas biegał po ogrodzie zoologicznym, aż w pewnym momencie na swojej drodze zobaczył panią Hieder. Była kasjerką w zoo. Nie wiadomo dlaczego znalazła się w tej części ogrodu. W tamtych dniach to ona, a nie relacje z frontów I wojny światowej, przykuła uwagę poznaniaków.

pani Heider po ataku niedźwiedzia udało się doczołgać do bramy - czytaj więcej na następnej stronie

Uciekinier zobaczył na parkowej alejce panią Heider. Obudziły się w nim pierwotne, zwierzęce instynkty. Zaczął szybko biec w jej kierunku, po czym zaatakował samotną, niczego złego niespodziewającą się kobietę. Według relacji "Gońca Wielkopolskiego'', "napadł... pannę Heider i rozszarpał jej w straszny sposób prawą rękę poniżej łokcia, pokaleczył ciężko po głowie."

Rannej pani Heider po ataku niedźwiedzia udało się doczołgać do bramy zoo

Obrażenia pani Heider były bardzo poważne. Jednak według dziennikarzy udało się jej dowlec do bram ogrodu zoologicznego. Na miejsce przyjechali sanitariusze, którzy zabrali ją do szpitala (lazaretu) miejskiego. Tam przeszła operację. Trzeba było jej amputować część ręki powyżej dłoni. Nie wiadomo, jakie były jej dalsze losy, czy przeżyła, czy też zmarła później z powodu odniesionych obrażeń. Była nieprzytomna, a jej rozległe rany na głowie sugerowały relacjonującym zdarzenie, że miała nikłe szanse na powrót do zdrowia.

Jednak wcześniej, podczas ataku i prób ucieczki, kobieta musiała przeraźliwie krzyczeć. Usłyszał to mężczyzna, który spacerował po Jeżycach. "Na rozpaczliwy i przerażający krzyk pani przybiegł jeden z robotników z psem, którym poszczuł rozwścieczonego niedźwiedzia. Ten porzucił swoją ofiarę i rzucił się na ujadającego psa" - donosił "Goniec Wielkopolski''. Ten, niestety, nie przeżył ataku bestii. Natomiast niedźwiedź nie zainteresował się robotnikiem, tylko czym prędzej pobiegł w kierunku zagród, w których trzymano egzotyczne zwierzęta.

Przez jakiś czas wybierał swoje ofiary, po czym wszedł do wybiegu wielbłądów. Wskoczył na grzbiet jednego z nich i wówczas głód musiał bardzo dać znać o sobie. "Siedząc na grzbiecie zaczął je żywcem pożerać" można przeczytać w "Gońcu Wielkopolskim".

Przed niemal 100 laty w okolicach ogrodu zoologicznego znajdował się posterunek policji (przy ul. Zwierzynieckiej). To właśnie stacjonujących tam funkcjonariuszy zaalarmowano, że w ich rewirze biega rozszalałe zwierzę, które napada na ludzi i zwierzęta.

Policja przybywa na odsiecz

W komisariacie zarządzono alarm. Przed bramą komisarz zebrał trzech będących w budynku mundurowych i wydał im rewolwery. Funkcjonariusze weszli do zoo. Zobaczyli jak niedźwiedź wbija pazury w wielbłąda. Odbezpieczono broń i oddano pierwszą salwę do groźnego zwierzęcia. Było ranne, dlatego kolejnymi strzałami je dobito.

Według "Gońca Wielkopolskiego'' wraz z panią Hieder było "pewne dziewczę szkolne". Uczennicy udało się uciec i schowała się w pobliskim wybiegu dla słonia. Nic się jej nie stało.
Według dziennikarzy na szczęście w tym czasie w zoo było zaledwie kilka osób, "w przeciwnym razie nieszczęście byłoby o wiele większe" donoszono na łamach gazet.

Po zabiciu niedźwiedzia w zoo przeprowadzono dochodzenie. Winą chciano obarczyć dyrektora, jednak temu udało się przekonać inspektorów, że nie ponosi żadnej winy, gdyż do tej feralnej środy niedźwiedź, a raczej miś był bardzo spokojnym zwierzęciem. Miał być przyjacielski i zabawny i "nikt nie byłby przypuszczał, aby mógł wyrwać się na wolność górnym otworem klatki".

Jedynym wnioskiem, który wyciągnięto z tej historii był taki, że wybiegi niebezpiecznych zwierząt, takich, które potrafią wysoko skakać lub wdrapywać się na różne przedmioty, należy zamykać także od góry.

Już w niedzielę, 13 stycznia 1918 roku, do zoo udały się rzesze poznaniaków, którzy chcieli zobaczyć miejsce, w którym bestia rzucała się i rozszarpywała ludzi i zwierzęta.

Odkryj Mroczny Poznań: Więcej historii z dreszczykiem

od 12 lat
Wideo

Wybory samorządowe 2024 - II tura

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na poznan.naszemiasto.pl Nasze Miasto