Na alchemicznej scenie wystąpiły dwie niezwykłe postacie: Sainkho Namtchylak i Gendos.
Muszę przyznać, że po wczorajszym wydarzeniu już żaden szelest, krzyk, mruknięcie, piszczenie i pukanie nie będzie dla mnie nic nieznaczącym bełkotem. Koncert potrafił wyczulić na dźwięki nawet tych, którzy wcześniej uważali się za wrażliwych muzycznie.
Na początku na scenie pojawił się Gendos, który rozpoczął koncert od rytualnych misteriów rodem z Tuwy. Przygaszone światła i pozory obrzęgowości wprowadziły klimat niezwykłości, która towarzyszyła już do końca wydarzenia. Muzyk czarował publiczność etnicznymi instrumentami, które w opariu o prymitywne technologie wydobywały z siebie niespotykane obecnie dźwięki.
Nie ukrywam jednak, że dopiero występ Sainkho pochłonąl mnie w pełni. Nie przypuszczałem bowiem, że encyklopedyczny, 7 oktawowy głos w przełożeniu na praktykę potrafi tak żonglować stanami emocjonalnymi. Nieograniczona improwizacja Sainkho oraz wszechstronność akompaniujacego muzyka utworzyły na scenie klimat daleki od jakiegokolwiek spójnego gatunku muzycznego.
Trzeba przyznać, że w wypadku tego wydarzenia pojęcia 'minimalizm' i 'improwizacja' nabrały specyficznego znaczenia. W dodatku na szczególną uwagę zasługuje wielokulturowość muzyczna. Zestawienie fortepianu, 'szamańskich' gitar, cymbałów (i pozostałych instrumentów niezidentyfikowanych) ze współczesnym samplerem sprawnie ukazało wspólny mianownik światowej różnorodności.
Jeżeli słyszeliście free jazz, muzykę klasyczną, etniczną i improwizacje, które współgrały z syntezatorami, i zachowując odrębność stylistyczną wpisały się do udzielającego się transu, to znaczy że byliście wczoraj w Alchemii i obcowaliście ze sztuką Sainkho i **Gendosa. Po prostu fenomenalnie.**
Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?