MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Ocalili nogi chłopca

Danuta PAWLICKA
- Kończyny dziecka były w bardzo złym stanie, wymagały nekroktomii (wycięcia martwicy - przyp. red.) i licznych przeszczepów skóry - wyjaśnia dr Stefan Sobczyński, ordynator Oddziału Chirurgii Dziecięcej poznańskiego Szpitala Krysiewicza. Fot. P. Jasiczek
- Kończyny dziecka były w bardzo złym stanie, wymagały nekroktomii (wycięcia martwicy - przyp. red.) i licznych przeszczepów skóry - wyjaśnia dr Stefan Sobczyński, ordynator Oddziału Chirurgii Dziecięcej poznańskiego Szpitala Krysiewicza. Fot. P. Jasiczek
Sześcioletni Kajetan w naszej obecności postawił pierwsze, samodzielne kroki, choć jeszcze niedawno wątpiono czy uda się uratować nogi dziecka. Chłopiec trafił do Szpitala Krysiewicza w Poznaniu z ciężkimi ...

Sześcioletni Kajetan w naszej obecności postawił pierwsze, samodzielne kroki,
choć jeszcze niedawno wątpiono czy uda się uratować nogi dziecka.

Chłopiec trafił do Szpitala Krysiewicza w Poznaniu z ciężkimi oparzeniami, których doznał podczas rodzinnego grillowania. Największe cierpienia dziecko ma już za sobą, ale proces leczenia potrwa jeszcze bardzo długo.
Chłopiec stoi sam, ale potrzebuje pomocy pielęgniarki, która bardzo ostrożnie zdejmuje mu szpitalną piżamkę: - Kończyny dziecka były w bardzo złym stanie, wymagały nekroktomii (wycięcia martwicy - przyp. red.) i licznych przeszczepów skóry - wyjaśnia dr Stefan Sobczyński, ordynator Oddziału Chirurgii Dziecięcej poznańskiego Szpitala Krysiewicza, w którym jest oddział leczący najcięższe przypadki oparzeń z całej Wielkopolski.

Lekarz podkreśla, że dopiero dzisiaj można spokojnie oglądać kończyny chłopca, który zaczyna stawiać, na razie bardzo niepewne, pierwsze kroki.

Z pikniku do szpitala

W letnie popołudnie rodzina Kajetana zebrała się nieopodal domu, gdzie przygotowywano grillowanie. Chłopiec jak zwykle kręcił się pomiędzy dorosłymi. Chciał być blisko ognia. Ktoś wylał na węgiel drzewny płyn przyspieszający rozpalanie.

- Z informacji rodziców wiemy, że ogień buchnął płomieniem i zajął spodnie dziecka - opowiada dr S. Sobczyński, zwracając nam uwagę na wolne od śladów oparzeń pięty dziecka, które przed ogniem osłoniły buty. Płomienie sięgnęły tylnej części ubrania i kończyn chłopca. Rany były bardzo głębokie. - Walkę o uratowanie kończyn mamy już za sobą - dodaje lekarz. - Teraz trzeba będzie zadbać o estetykę nóg.

Poza rutynową rehabilitacją Kajetana czeka jeszcze wyjazd do Łodzi, do firmy specjalizującej się w dopasowywaniu tzw. ubrań uciskowych. Dla małego pacjenta z Poznania zostaną uszyte specjalne rajstopy sięgające pośladków. To dzisiaj najlepszy sposób leczenia tak rozległych blizn po przeszczepach i operacjach. Dopiero po ok. dwóch latach będzie można myśleć o chirurgii plastycznej, która poprawi wygląd skóry.

Ślady na całe życie

Sześcioletni Kajetan jest 120. w tym roku dziecięcą ofiarą oparzeń na poznańskim oddziale, który specjalizuje się tylko w takich urazach. Lekarze sądzą, że do grudnia trafi do nich jeszcze co najmniej 80 poparzonych dzieciaków. Prawie trzy czwarte tego typu urazów przypada na najmłodsze maluchy, które dopiero siadają, zaczynają raczkować, uczą się chodzić. Świat dla nich jest pełen tajemnic, wszystkiego muszą dotknąć, polizać. W tych dniach telewizja doniosła o trójce nastolatków, która na dyskotece zamiast wody mineralnej napiła się żrącego ługu: - Ług rozpuszcza tkanki, niszczy bezpowrotnie przełyk, żołądek, jelita... - opowiada dr S. Sobczyński. - Już nie jedno dziecko ratowaliśmy po tym, jak dobrało się do butelek z ,,Kretem”, domowym środkiem o podobnym działaniu...

W Poznaniu równie często leczy się dzieciaczki ze spalonymi opuszkami, które próbowały włożyć palce w elektryczne gniazdka. Z Moraska pod Poznaniem przywieziono niedawno chłopaka z doszczętnie spalonymi rękami, które trzeba było amputować powyżej łokci. Założył się z kolegą, że wejdzie na słup wysokiego napięcia. Padający deszcz nie przeszkodził w wygraniu zakładu.

Inna ofiara podobnego wyczynu dzięki nowoczesnym protezom studiuje obecnie na ASP i nadal przychodzi na kontrolne wizyty do Szpitala Krysiewicza: - W swojej praktyce miałem na oddziale ok. 5 tys. poparzonych dzieci. Ich leczenie jest długotrwałe, trudne, wymaga często pomocy psychologa i pozostawia ślady na całe życie.

Pomóż Michałowi

Michał Wyka (11 lat) nie miał tyle szczęścia, co Kajetan. Po oparzeniu prądem wysokiego napięcia stracił obie kończyny górne. Aby mógł żyć jak rówieśnicy, potrzebuje bioprotez, które kosztują ok. 60 tys. zł. Rodziców nie stać na taki wydatek. Pomóżmy dziecku: Fundacja na rzecz Osób Niewidomych i Niepełnosprawnych ,,Pomóż i Ty”, ul. Morska 244, 81-006 Gdynia, ING Bank Śląski Oddz. w Gdyni, ul. 10 Lutego 30, nr: 62 10501764 1000 00226439 4681 - ,,Bioprotezy dla Michała Wyki”.

Trudne leczenie

W oparzeniach i przeszczepach poznańscy specjaliści korzystają wyłącznie ze skóry dziecka. W najtrudniejszych przypadkach jako opatrunek wykorzystywana jest skóra rodziców, która po kilku tygodniach zostaje przez mały organizm odrzucona. Skóra dla Kajetana została pobrana z jego pleców. Najnowsze metody, z jakich korzysta się w Szpitalu Krysiewicza, pozwalają na bardzo precyzyjne wycinanie fragmentów, po których ślady szybko się goją.

od 12 lat
Wideo

Bezpieczeństwo na drogach podczas weekendu i w Boże Ciało

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na poznan.naszemiasto.pl Nasze Miasto