Okazyjnie, z namysłem

Korzystanie z promocji może być dla kupujących pułapką, ale i okazją, żeby całkiem istotne sumy zaoszczędzić. Pod warunkiem jednak, że korzysta się z nich w sposób przemyślany.

Zyski w handlu zależą wprost od tego, ile klienci kupują. Ta oczywista prawda sprawia, że sprzedawcy uciekają się do najróżniejszych sposobów, by przyciągnąć klientów i zachęcić do zakupów. Wyprzedaże, promocje, karty i kupony rabatowe – wszystko to ma sprawić, że w konkretnym sklepie zostawimy nieco więcej pieniędzy.

Przeceny to chyba najprostszy zabieg handlowców. Bardzo często w ten prosty sposób potrafią oni sprawić, że kupujemy więcej niż faktycznie potrzebujemy, albo wręcz produkty, które w innej sytuacji nie trafiłyby do naszego koszyka. Dzieje się tak głownie dlatego, że tylko pozornie decyzje, zwłaszcza o zakupach stosunkowo małej wartości podejmujemy racjonalnie. Czy zatem jedynym wyjściem jest omijanie przecen szerokim łukiem? Nie. Warto jednak przed wybraniem się na zakupy sporządzać listy i konsekwentnie się ich trzymać. Jeśli przeceniony produkt na liście się znajduje -świetnie, można trochę zaoszczędzić. Jeśli nie – widocznie nie jest tak naprawdę potrzebny.

Kupony rabatowe to bardzo popularny w USA i Europie Zachodniej instrument marketingu. W Polsce przebija się z pewnym trudem. Na ogół oszczędności uzyskane w ten sposób jednostkowo są niewielkie, ale w dłuższej perspektywie mogą być już odczuwalne. Rabaty mogą dotyczyć określonej grupy produktów, całego asortymentu określonego punktu handlowego, mogą też być udzielane pod warunkami – np. przy zakupach od pewnej kwoty.

Jeśli przy konsekwentnym ich wykorzystywaniu uda się zaoszczędzić tygodniowo 3 złote na zakupach., to odkładając tę sumę konsekwentnie do skarbonki ma się do dyspozycji już 160 zł. A to już kwota warta niewielkiego zachodu, związanego z ich zbieraniem.