Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Opera - Po poznańskiej premierze "Marii Stuardy"

Andrzej Chylewski
Poznańską "Marię Stuardę" widz zapamięta dzięki kreacji Joanny Woś
Poznańską "Marię Stuardę" widz zapamięta dzięki kreacji Joanny Woś Katarzyna Zalewska/Teatr Wielki
Dość niespodziewanie zaowocowała inicjatywa Michała Znanieckiego, dyrektora Teatru Wielkiego w Poznaniu, obwołująca rok 2011 w gmachu pod Pegazem "Rokiem kobiet".

Inaugurująca go poznańska premiera opery "Maria Stuarda" Gaetana Donizettiego okazała się polską prapremierą i to w z górą 175 lat po premierze oryginału! Dodać należy od razu, że natychmiast stała się znaczącym wydarzeniem. Nie tylko za sprawą międzynarodowej obsady premierowej, wykonawczej i realizatorskiej.

Od samego początku ta jedna z ponad siedemdziesięciu oper w dorobku żyjącego zaledwie 51 lat mistrza włoskiego belcanta miała kłopoty. A to z cenzurą, a to z wykonawczyniami dwóch głównych ról kobiecych (kłótnia aż po bójkę), aż po śmierć jednej z nich (Maria Malibran). I musiało minąć ponad sto lat, by opera ta powróciła na sceny Londynu i Carnegie Hall. Ale okazało się, że było warto, o czym świadczy obecny wzrost popularności (wystawienia i nagrania) tej bardzo pięknej muzyki i nośność schillerowskiego, historycznego wszak konfliktu.

Poznańska "Maria Stuarda" (dlaczego nie po prostu Maria Stuart? Tak zresztą występuje w tłumaczeniu tekstu wyświetlanego na elektronicznej tablicy!) ma kilka niewątpliwych zalet. Jedną z nich jest reżyseria Dietera Kaegi, dająca pierwszeństwo muzyce i dramatowi w niej zawartemu, nie szukająca "nowego" odczytania. Bardzo pomaga jej scenografia Brunona Schwengla, pozornie ascetyczna, ale poprzez swoją oszczędność, choćby w dominującej czerni, bieli i czerwieni, wspomaganych umiejętnymi światłami (Bogumił Palewicz), przejmująco i czytelnie wyrazista.

Chciałoby się równie pozytywnie ocenić warstwę muzyczną poznańskiej propozycji. Pragnący ogarnąć zdecydowaną batutą możliwości instrumentalne poznańskich muzyków Will Crutchfield osiąga pozytywne skutki w warstwie akompaniamentu, natomiast zdecydowanie mniejsze w zakresie brzmienia i spójności.
Jak zwykle bez zastrzeżeń sprawuje się Chór Teatru Wielkiego przygotowany przez Mariusza Otto.

Na koniec jak zwykle to, co wzbudza najwięcej emocji. Absolutną królową poznańskiej premiery okazała się Joanna Woś, tytułowa Maria Stuarda. Nie tylko w sensie metaforycznym. Jest królową w postaci, w ruchach, lecz przede wszystkim w sztuce wokalnej. To ona rządzi dynamiką, za jej sprawą piana są fascynujące, to ona rządzi czasem, iście po królewsku rządząc pauzami. Panowie, niestety, pozostają w tle, nie tylko z racji sprawowanych funkcji.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Filip Chajzer o MBTM

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Opera - Po poznańskiej premierze "Marii Stuardy" - Poznań Nasze Miasto

Wróć na poznan.naszemiasto.pl Nasze Miasto