- Tajemnica sukcesu, to tradycyjne receptury i sposób produkcji - uśmiecha się Grażyna Rdzyń z jeżyckiej cukierni Szarlotka. Jak przyznaje, sama nie umie robić pączków, ale wszystko ocenia z punktu widzenia klienta. - Poza tym, lubię być razem z ludźmi, zwłaszcza w taka noc jak dzisiejsza - dodaje.
W małej pracowni na zapleczu Szarlotki królują oczywiście pączki - w różnych stadiach produkcji. Ciasto rośnie najpierw w większych porcjach, później jest dzielone na małe kawałki i formowane w kule. A wszystko to ludzkimi rękami. Maszyny tu tylko pomagają człowiekowi w pracy, lecz go nie zastępują. To dużo cięższa praca niż w zmechanizowanych dużych cukierniach, gdzie rola człowieka ogranicza się głównie do wsypywania różnych proszków, dolewania wody a potem wynoszenia gotowych pączków.
- Z całą pewnością klientom tak smakują nasze wyroby ponieważ są robione ręcznie i naturalnych składników - dodaje Grażyna Rdzyń. - Ciasto robione jest na naturalnych drożdżach, nie stosujemy żadnych koncentratów i półproduktów. Jedyne gotowe rzeczy z jakich korzystamy to mąka i cukier.
“Kulanie” pączków okazuje się być trudną sztuką. Przekonuje się o tym szefowa cukierni, gdy pracownikom udaje się ją namówić, by sama tego spróbowała. - Tu trzeba mieć dużo wprawy - przyznaje pani Grażyna. - No i nie wolno mieć długich paznokci - dodaje.
Gdy pączki mają już kształt małych kul, wędrują na deski i “garują” - czyli rosną. Ten proces trwa około pół godziny, ale nie da się go odmierzyć zegarkiem - wszystko zależy od temperatury pomieszczenia. Pracownicy cały czas kontrolują wzrost pączkowych kul. Co jakiś czas zdejmują jedną deskę z pączkami ze stojaka i delikatnie przygniatają wyrośnięte już ciasto.
- Dzięki temu paczki będą większe i pulchniejsze - tłumaczą.
Gdy uformowane pączki już się “wygarowały” trafiają na patelnię - duży pojemnik z gorąca fryturą. - Teraz już nie stosuje się tłuszczy - wyjaśnia Grażyna Rdzyń. - Dzięki specjalnym preparatom do pieczenia paczki nie chłoną tłuszczu i są smaczniejsze oraz po prostu zdrowsze.
Nad pączkami w patelni cały czas trzeba czuwać, nie mogą się spalić i trzeba każdy z nich obrócić. Potem chwila na osuszenie i pora na nadzienie. Środę wieczorem na pierwszy rzut idą pączki z ajerkoniakiem, które będą miały czekoladową polewę. Te nadziewa się przed zanurzeniem w czekoladzie. Pozostałe pączki najpierw się lukruje, a dopiero potem nadziewa ręczną nastrzykiwarką. - Na jeden pączek potrzeba dwa naciśnięcia dźwigni - tłumaczy chłopak obsługujący maszynę. - To faktycznie jak ćwiczenia na siłowni, tylko szkoda, że na jedną rękę - śmieje się.
W Szarlotce przez całą noc pracowało osiem osób, jednak praca nie kończy się z chwilą otwarcia cukierni. Tłusty czwartek to prawdziwe “pączkowe żniwa“ i dlatego ciasto będzie jeszcze “garować” a paczki smażyć do czwartkowego południa.
- Jesteśmy mali, ale chyba klienci nas lubią - przyznaje Grażyna Rdzyń. - Na Tłusty czwartek przygotowujemy około 10 tysięcy pączków, w większości ze śliwkowymi powidłami i około 12 blach faworków.
Krzysztof Bosak i Anna Bryłka przyjechali do Leszna
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?