Od 1 lipca bowiem rusza rządowy program „Leczenie niepłodności metodą zapłodnienia pozaustrojowego”, w ramach którego państwo zrefinansuje istotną część ponoszonych kosztów. Tym samym, na wzięcie udziału w programie będą mogły pozwolić sobie także te pary, które dotąd z przyczyn finansowych nie mogły korzystać z zabiegów in vitro. O zakwalifikowanie do programu mogą ubiegać się pary, które w ciągu roku poprzedzającego wejście w życie programu bezskutecznie leczyły niepłodność, i jest to potwierdzone medycznie, a kobieta nie przekracza wieku 40 lat. Mogą także ubiegać się osoby, które mają ograniczoną płodność z powodów onkologicznych lub zakaźnych.
– Program jest rozłożony na trzy lata i opiera się na progresji sukcesywnej, czyli jest tak obliczony, że pula roczna jest większa w kolejnym roku i największa w ostatnim – mówi dr Michał Małek, ginekolog z kliniki InviMed w Poznaniu. – Pomysłodawcy brali pod uwagę zarówno rosnące zainteresowanie nim i formalne wypełnianie warunków uczestnictwa (rok leczenia i diagnostyki), jak i zwalnianie się miejsc dla nowych par, w miarę sukcesów u już leczonych par.
Program obejmuje refinansowanie części biotechnologicznej; sam przebieg stymulacji i koszt leków jest po stronie pary, natomiast refundowane są: pobranie komórek jajowych, zapłodnienie, rozwój zarodków, ich transfer… Można przyjąć, że para zapłaci w jego ramach zaledwie około 30 procent obecnych kosztów. To duża pomoc ze strony państwa. Dodajmy, że jedna para może w czasie programu skorzystać trzykrotnie ze zindywidualizowanej procedury wspomaganego rozrodu. Później zaś, gdyby nie doszło do ciąży, para może uczestniczyć w dalszym leczeniu, ale już ponosząc wszystkie koszty.
Wstępnie ocenia się, że programem objętych będzie około 15 tysięcy par i tyle właśnie par obecnie w Polsce może potrzebować leczenia metodą wspomaganego rozrodu – na około 1,2 – 1,3 mln par dotkniętych niepłodnością (według danych z 2011 roku). Nie mówimy tu ściśle o małżeństwach – program mówi o „parze”, bez precyzowania jej statusu prawnego.
Wbrew pozorom, metoda in vitro nie jest pierwszym czy jedynym rozwiązaniem. Lekarze starają się najpierw przeprowadzić badania, w tym hormonalne, wyregulować cykl miesiączkowy, wywołać owulację, zbadać nasienie i ewentualnie poprawić jego jakość. Nieraz to – i odrobina spokoju – wystarczy, by zdumiona para odkryła dwie kreski na teście ciążowym.
Winnych przypadkach – także po tych badaniach i zabiegach – pomaga skutecznie inseminacja. Pozostali decydują się często na metodę in vitro. Uzasadniają ją np. bardzo słabe wyniki badania nasienia, w tym bardzo mała ilość plemników u partnera, czy niedrożność jajowodów u kobiety. Każda para musi być zbadana i lekarze indywidualnie dla niej oceniają przyczyny niepłodności i szansę na przełamanie impasu. Te ostatnie zależą m.in. od wieku pacjentek, od podejścia do metody, czy po prostu od szczęścia w tej wielkiej tajemnicy poczęcia. Przyjmuje się, że powodzenie metody wynosi od 30 do 50 procent.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?