Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Piłka nożna - Bosacki o ligowych stratach: nie dramatyzujmy

Redakcja
Bartosz Bosacki twierdzi, że wiosną Lech odrobi ligowe straty
Bartosz Bosacki twierdzi, że wiosną Lech odrobi ligowe straty Marek Zakrzewski
Zbliżający się koniec roku 2010 to czas na pierwsze podsumowania. Z Bartoszem Bosackim, obrońcą Lecha Poznań, kapitanem zespołu, rozmawia Hubert Maćkowiak

Rok 2010 dobiega końca, zatem czas na pierwsze podsumowania. Jaki to był czas dla Pana i dla całego Lecha?

Uważam, że minione dwanaście miesięcy to był dobry czas dla naszego zespołu. Chociaż nie brakowało trudnych momentów, to przede wszystkim chciałbym pamiętać te dobre. Z całą odpowiedzialnością można powiedzieć, że napisaliśmy kolejny rozdział historii Kolejorza, na dodatek złotymi zgłoskami. Po 17 latach udało się w końcu zdobyć tytuł mistrza Polski. Poza tym awansowaliśmy do fazy grupowej Ligi Europy i potrafiliśmy zająć drugie miejsce w rywalizacji z tak silnymi przeciwnikami. A przecież Manchester City wyprzedził nas tylko bramkami. Nasza postawa na boisku napawa dumą. Pamiętajmy, że wyeliminowaliśmy Juventus Turyn.

Na tym pięknym obrazie jednak pojawiła się mała ryska. To miejsce, które Lech zajmuje w tabeli na koniec piłkarskiej jesieni...

Jeśli chodzi o obecną sytuację w lidze, to nie dramatyzujmy. Owszem, nie jest dobrze, ale nie można mówić o katastrofie lub czymś podobnym. Do końca rozgrywek pozostało jeszcze sporo kolejek i wierzę, że uda się odrobić stratę. Jestem przekonany, że w maju, kiedy będzie się kończył sezon, nikt nie będzie musiał się wstydzić za Lecha. Stać nas na lepsze miejsce i pokażemy to.

Po zdobytym mistrzostwie przyszedł czas na podbój Ligi Mistrzów. Walka o "piłkarski raj" okazała się nieskuteczna bez Roberta Lewandowskiego. Brak tego zawodnika zaważył na tym, że nie potrafiliście wygrać ze Spartą Praga?

Nieobecność Roberta mogła mieć wpływ na postawę drużyny, ale nie była głównym powodem pożegnania się z Ligą Mistrzów. Było ich kilka. Poza tym nie mamy żadnej gwarancji, że z "Lewym" przeszlibyśmy Spartę. Teraz możemy się nad tym zastanawiać, ale co to da? Musieliśmy się pogodzić z odejściem czołowego strzelca. Żyjemy w takiej piłkarskiej rzeczywistości, że lepsi zawodnicy od razu są rozchwytywani przez bogatsze kluby od polskich.

Teraz nikt już za Lewandowskim nie płacze, bo rozbłysła gwiazda Artjomsa Rudnevsa. Spodziewał się Pan takiej eksplozji talentu? O napastniku z Łotwy nagle usłyszała cała Europa...

Wiele osób już się zachwyciło tym zawodnikiem, a ja podchodzę do tego bardzo ostrożnie. Zdaję sobie sprawę, że strzelił Juventusowi trzy gole w Turynie, ale teraz musi jeszcze potwierdzić, że to nie był przypadek. Jeśli na podobnym poziomie będzie grał przez następne pół roku, to możemy mówić o świetnym zawodniku i go wychwalać. Teraz jeszcze jest na to stanowczo za wcześnie.

Forma bloku defensywnego czasem pozostawiała wiele do życzenia. Dopiero kiedy do bramki wszedł Krzysztof Kotorowski, Lech nie przegrywał. Czy obecność tego zawodnika tak dobrze na Was działa?

Faktycznie, statystyki przemawiają za tym bramkarzem, dobrze nam się razem gra. Nie mam zamiaru wyróżniać żadnego z golkiperów. Po prostu gramy w takim składzie, który wybierze trener i tyle. Natomiast w grze obrony zawsze jest coś do poprawy. Tylko takie przekonanie pomoże nam się dalej rozwijać i grać jeszcze lepiej, a przecież na tym nam zależy. W zespole wciąż uczymy się współpracy. Oczywiście zdarzają się pomyłki, jak przy stałych fragmentach w meczach z Juventusem w Turynie czy Legią w Warszawie. Jednak nie formułowałbym wniosku, że Lech ma ewidentne kłopoty z obroną, kiedy przeciwnik wykonuje rzut wolny lub rożny. Co nie zmienia faktu, że musimy być uważni.

Udało się rozwikłać największą łamigłówkę jesieni, czyli dwa różne oblicze Lecha?

Myślę, że od rozwiązania tej zagadki są inni, w tym przede wszystkim sztab szkoleniowy, będący na stałe z drużyną. Bez wątpienia to jest problem złożony i znalezienie jednej przyczyny wszystkiego nie wyjaśni. Zdarzało się tak, że po meczach pucharowych czekały nas wyjazdy na Śląsk - do Zabrza czy Chorzowa. Nawet jeśli to miało wpływ, to tylko częściowy. Poza tym dla profesjonalnego sportowca dalekie wyjazdy to kiepska wymówka. Na pewno do wszystkich meczów podchodziliśmy z tym samym nastawieniem: wygrać.

Ten rok to także czas niespodzianek w rundzie jesiennej naszej ekstraklasy. Spodziewał się Pan, że w czołówce będzie Korona Kielce, a liderem Jagiellonia Białystok?

Forma Jagiellonii nie jest dla mnie wielkim zaskoczeniem. Świetnie grali w poprzednim sezonie, kiedy zostali ukarani dziesięcioma ujemnymi punktami. Gdyby nie ta kara, zespół z Białegostoku na pewno zająłby na koniec sezonu wyższe miejsce. Już przy okazji meczu o Superpuchar zauważyłem, że klub z Podlasia się rozwija piłkarsko. Michał Probierz wykonuje świetną pracę. Lecz nie jestem przekonany, że zdobędą tytuł. Co prawda są mistrzami jesieni, ale do końcowego triumfu droga daleka.

Początek tej rundy zwiastował powroty gwiazd na polskie boiska. Niestety, nie zbawili swoich zespołów. Rozczarował też Artur Wichniarek.

Uważam, że Ebi Smolarek od dłuższego czasu nie jest zawodnikiem, którego pamiętamy z reprezentacji. Miał problemy ze zdrowiem, ciężko było mu się przystosować do polskiej ligi. Z kolei Maciej Żurawski moim zdaniem jeszcze pokaże, na co go stać. Nie może być tak, że za wypowiedzenie swojej opinii traci miejsce w składzie. Inna była sytuacja z Arturem Wichniarkiem, który nie przepracował okresu przygotowawczego i później było mu ciężko nadrabiać te zaległości.

W tym roku zdobył Pan mistrzostwo Polski i świetnie zaprezentował się z Lechem w europejskich pucharach. Nie dziwi się Pan, że selekcjoner Smuda o Panu zapomina? Czy coś jeszcze można zrobić, by przekonać trenera?

Nie będę zmieniał nazwiska. Nie robię tragedii z powodu mojej nieobecności w kadrze. Ten temat nie dręczy mnie bez przerwy. Potrafię sobie to wytłumaczyć. Po prostu selekcjoner buduje drużynę na mistrzostwa Europy, które odbędą się w 2012 roku, a nie ma gwarancji, że wtedy będę w szczytowej formie. Z drugiej strony, jeśli otrzymam powołanie, to nie będę udawał obrażonego, tylko chętnie pomogę drużynie narodowej.

Kiedyś w naszej rozmowie przyznał Pan, że w reprezentacji powinni grać piłkarze związani z Polską, mający polskie korzenie. Teraz szansę na grę w drużynie trenera Smudy ma Manuel Arboleda. Co Pan na to?

Nie zmieniam zdania. Wciąż uważam, że reprezentant powinien mieć związek z krajem, dla którego gra i to większy niż kilkuletni pobyt. Osoba mająca tutaj dziadka, babcię czy tatę bardziej utożsamia się z krajem. W drużynie musi być patriotyzm i świadomość reprezentowania barw biało-czerwonych. Wyobraźmy sobie, że w Katarze zostanie wybudowana skocznia narciarska i Adam Małysz miałby skakać dla tego kraju. Czy nie czulibyśmy zażenowania? Podobna sytuacja jest tutaj. Arboleda podniesie na chwilę poziom sportowy, ale nie zbawi polskiej piłki. Tym bardziej że nie ma dwudziestu lat, a trzydzieści.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Tomasz Bajerski po meczu Abramczyk Polonia Bydgoszcz - Orzeł Łódź

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na poznan.naszemiasto.pl Nasze Miasto