Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Piotr Sawiński, trener z klubu sportów walki Czerwony Smok: Mateusz Gamrot to Michael Jordan polskiego MMA

Michał Kopiński
Michał Kopiński
O planach podbicia UFC przez Mateusza Gamrota, współpracy z Borysem Mańkowskim, Łukaszem Rajewskim i Michałem Pietrzakiem, o najniebezpieczniejszej kobiecie w polskim MMA oraz o sztuce tarczowania rozmawiamy z Piotrem Sawińskim, trenerem klubu Czerwony Smok.

Jesteśmy w Czerwonym Smoku na poznańskiej Malcie. Z treningu zapasów wychodzą właśnie Mateusz Gamrot i Michał Pietrzak. Oprócz nich w klubie trenują również na stałe: Borys Mańkowski, Łukasz „Raju” Rajewski, jego brat Sebastian, Piotr Niedzielski, Jakub Mroczkowski, Ewelina Woźniak… Do tego regularnie pojawia się Roman Szymański. To być może najmocniejszy skład w Polsce. Jeszcze kilka lat temu nie było tutaj gwiazd. Jak to zbudowaliście?

Piotr Sawiński: - Część z chłopaków wpadała do nas już dziesięć lat temu, zawsze mieliśmy z nimi dobry kontakt. Pierwsze kroki w stójce Borys Mańkowski robił m.in. u nas. U nas zawsze czuli się dobrze, więc pewnie dlatego, kiedy rozstali się z klubem Ankos Zapasy – myślę tu o Borysie Mańkowskim, Mateuszu Gamrocie, Łukaszu Rajewskim – znaleźli u nas bezpieczną przystań. Z tym, że my nigdy nie naciskaliśmy na to, żeby się z nami formalnie wiązali. W swoich pierwszych walkach po przejściu, w 2017 roku, Borys i Łukasz sami wyszli z tym, że wyjdą do oktagonu jako reprezentanci Czerwonego Smoka. Nikt na ich nie naciskał.

Dla Ciebie, trenera po 30-tce, to musiał być spory stres. Do klubu i na treningi – grupowe i indywidualne – zaczęli przychodzić do Ciebie zawodnicy, którzy zajmują się sportami walki po 15, może więcej, lat i mają status gwiazd. Nie spaliło Cię to?

Na początku to był problem, teraz zdecydowanie już nie jest. Jeżeli pojawiają się jakieś nerwy, to na ostatnim etapie przygotowań któregoś z chłopaków do dużej walki. Wtedy jest więcej pracy z trenerem-tarczownikiem – czyli w Smoku z Bartoszem Jezierskim albo ze mną – oni schodzą z wagi, są bardziej dynamiczni, do tego trenują w małych rękawicach, pojawia się stres.

Stres Twój czy ich?

Mój, w mojej głowie. Że któryś z chłopaków może na tarczach coś przestrzelić, nie trafić i złapać kontuzję. Na parę tygodni przed walką to byłaby tragedia.

Mówiłeś o pierwszych walkach Borysa Mańkowskiego i Łukasza Rajewskiego w waszych barwach. Tak się składa, że obaj wtedy swoje pojedynki przegrali. Borys Mańkowski z Roberto Soldiciem, Łukasz Rajewski z Salahdine Parnassem. Nie mieliście wtedy wątpliwości? Że może jednak nie będziecie w stanie skutecznie przygotowywać do walk zawodników na najwyższym poziomie?

Absolutnie nie. Wiedzieliśmy, że wspólnie sobie poradzimy. Podkreślam – wspólnie. Akcentuję to, ponieważ uważam, że nowocześni trenerzy współpracują ze swoimi zawodnikami, że jesteśmy tylko trybami w całej maszynie. Oprócz tego musieliśmy dotrzeć do każdego zawodnika. Każdy z nich jest inny, nie tylko jako fighter, ale też jako człowiek. To się udało. Obecnie z większością zawodników mamy fajne, koleżeńskie relacje.

Mateusz Gamrot odszedł właśnie z KSW, podpisał kontrakt z UFC, najważniejszą federacją na świecie i już 17 października zadebiutuje na gali w Abu Zabi. Jak widzimy, również do tej walki przygotowuje się w Czerwonym Smoku. Jesteście w stanie zapewnić przygotowania na poziomie UFC?

Jak najbardziej. Trzeba jednak wyraźnie podkreślić jedną rzecz: wielu naszych zawodników trenuje równolegle w innych klubach. Trzon przygotowań zapewniamy my, ale Mateusz, Łukasz Rajewski, Michał „Komar” Włodarek, czy Michał Pietrzak jeżdżą w różne miejsca doszkalać się i sparować z innymi zawodnikami. Chłopaki są stałymi gośćmi w klubie Sporty-Walki Gostyń, w klubie Puncher we Wrocławiu, Michał jeździ na obozy do klubu Artnox-Zenith, zapraszamy też zawodników z innych klubów do nas, żeby na treningach nie było monotonii. Nie tyle nie ma więc żadnych zakazów, co wręcz jest wskazane, żeby zawodnicy jeździli gdzie indziej i się rozwijali. Przyjeżdżają z nowymi rzeczami, z nowym spojrzeniem, a my to wprowadzamy i składamy w całość.

Z tego, co mówisz, wyłania się trochę nietypowy charakter klubu sztuk walki na takim poziomie. Społeczność, otwartość, stawianie na rozwój relacji z zawodnikami. Nikt tu nikogo „za mordę” nie bierze. To wyszło przypadkiem, czy taki był plan?

Działamy tak w pełni świadomie, to się bierze z wzajemnego zaufania. W czym miałoby nam przeszkadzać, że Mateusz wylatuje do Stanów, do American Top Team, ćwiczy tam ze światowym topem i wraca z nowościami? To przecież jest również na plus dla nas, trenerów. Kiedy widzę u niego po powrocie zmianę w stójce, progres – który zresztą cały czas robi – to sam z tego czerpię. Albo kiedy Borys przychodzi z nowym pomysłem na walkę, analizujemy to, myślimy, składamy i każdy na tym korzysta.

Mateusz Gamrot…

Michael Jordan naszego świata MMA.

Skąd takie porównanie? Nie jest nieco na wyrost?

Patrząc na Mateusza, przychodzi mi do głowy takie właśnie zestawienie. To niezwykły człowiek. Jego kultura pracy – oceniam to przede wszystkim, patrząc na jego umiejętności w stójce, bo na tym się znam – to jakiś kosmiczny poziom. Mateusz Gamrot robi progres z treningu na trening. Wracając do jego stójki – przypomnijmy sobie, w jakim stylu rozbił Normana Parke’a. To zasługa trenującego z nim zawodnika Łukasza Rajewskiego, trenera Bartosza Jezierskiego, czy doświadczenia zdobywanego w Sporty-Walki Gostyń, ale przede wszystkim samego Mateusza. Mateusz bardzo ceni i pozytywnie przyjmuje wszelką krytykę. Zawsze chce coś poprawić. Oglądanie go na sali do czysta przyjemność.

Trenujecie z zawodnikami przez długie tygodnie, pracujecie wspólnie, a później ci, którzy walczą o największe stawki – Mateusz Gamrot, Borys Mańkowski, Łukasza „Raju” Rajewski – do swoich narożników biorą siebie nawzajem, często trenera zapasów Arkadiusza Kordusa, często, ale też nie zawsze Bartosza Jezierskiego, rzadziej Ciebie czy Filipa Sadowskiego od brazylijskiego jiu jitsu. Jak odbierasz to, że po tylu treningach i tygodniach przygotowań często nie ma dla Ciebie ostatecznie miejsca wśród tych, którzy wchodzą do samego oktagonu?

Nie ma to dla mnie znaczenia. Zawodnik sam sobie wybiera narożnik, sam decyduje, kogo w nim potrzebuje. Co tego mamy pandemię koronawirusa i ograniczenia już nie tylko liczby osób w narożniku, ale też liczby osób, k

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na poznan.naszemiasto.pl Nasze Miasto