Spadkobiercy Pawła Edmunda Strzeleckiego idąc śladem zawiązanej w okresie
międzywojennym ,,Grupy krewnych’’ będą się domagać zwrotu kopalni srebra w Wellington. Sprawę badała jedna z największych firm prawniczych świata, Arnhust Brown&Colombotti. Jej przedstawiciele sugerują wynajęcie ,,poszukiwaczy spadków’’.
Dzięki Departamentowi Konsularnemu i Polonii MSZ do naszej redakcji trafiły uwiarygodnione sądownie odpisy testamentów Pawła Strzeleckiego.
- To dwa dokumenty, które my również otrzymaliśmy z Londynu – mówi Jarosław Łasiński, szef zespołu ds. spadków Departamentu Konsularnego i Polonii MSZ – Pierwszy pisany odręcznie i podpisany przez Strzeleckiego jest jego ostatnią wolą. Drugi, to kaligraficzny odpis z sądowymi pieczęciami. Z lektury dokumentów wynika jednoznacznie, że majątek powinien trafić do rąk sekretarza Pawła Strzeleckiego.
Na naszą prośbę w archiwach MSZ szukano wszystkiego co związane ze spadkiem po podróżniku. Dokumentów było niewiele. Najwięcej listów z pytaniami od spadkobierców.
- Odpowiadając na nie konsulat w Londynie zwrócił się do Arnhust Brown&Colombotti, jednej z największych firm prawniczych na świecie – mówi J. Łasiński. – W odpowiedzi stwierdzono, że brakuje jakichkolwiek dokumentów, które wskazywałyby na istnienie tzw. masy spadkowej. Wskazywano też na upływ czasu i prawo do przedawnienia. Sugerowano, by zwrócić się do jednej z firm detektywistycznych, do tzw. ,,poszukiwaczy spadków’’
- Zupełnie nie dziwi mnie brak dokumentów w MSZ – mówi Bogdan Kwiatkowski z Gdańska, spadkobierca. – Z tego co wiemy, większość archiwaliów zaginęła w czasie wojny. Obok rządowych ucierpiały i rodzinne archiwa.
- W czasie pożaru rodzinnego majątku spłonęły dokumenty między innymi dotyczące starań o spadek z 1938 roku - potwierdza Irena Kuczyńska, spadkobierczyni z Warszawy.
- Część jednak ocalała i na ich podstawie będziemy działać dalej – zapewnia Jan Ewiak z Poznania.
Rodzinny protokół
W rodzinnym archiwum państwa Kwiatkowskich obok wielu dokumentów dotyczących samego Strzeleckiego ocalał protokół ze Zjazdu Rodzinnego w Poznaniu. Miał on miejsce 12 czerwca 1938 roku. Zorganizowany został przez Stanisława Nehrebeckiego i doradcę prawnego spadkobierców - mecenasa Jerzego Niedźwieckiego. W trakcie spotkania omawiano działania tzw. ,,Grupy krewnych’’, która w kilku krajach świata zajęła się poszukiwaniem dokumentów i ich analizą. Spore poruszenie wywołał apel Bolesława Strzeleckiego z Nowego Jorku, który zwrócił się do parlamentów świata o pomoc w odzyskaniu spadku.
- Protokół jest bardzo długi i z punktu widzenia naszych starań ma spore znacznie prawne – mówi Bogdan Kwiatkowski. – Na tym etapie sprawy byłoby sporą nieostrożnością ujawnianie wszystkich szczegółów.
Podważyć prawo
Przed ,,Grupą krewnych’’ mnóstwo pracy. Zdaniem cytowanego już J. Łasińskiego wiąże się to z ogromnymi kosztami. W sprawie powinni się też wypowiedzieć specjaliści od prawa brytyjskiego. Sporo kosztować będą starania ,,poszukiwaczy spadków’’. To praca na całe lata. Faktem jest, że rodzina związana z nazwiskiem Strzeleckiego znów zaczęła działać. Faktem jest, że planuje kolejny poznański zjazd. Może już we wrześniu.
- Z opowiadań mojej babci wiem, że John Sawer na łożu śmierci wyznał, ze testament został sfałszowany – mówi Irena Kuczyńska.- Są dokumenty, np. listy Strzeleckiego z ostatniego roku jego życia, które przeczą zapisom w testamencie - dodaje Bogdan Kwiatkowski.
Trzecie podejście do spadku
Pod koniec lipca w wydaniu magazynowym Gazety Poznańskiej ukazał się materiał ,,Kopalnie srebra do wzięcia’’, w którym pisaliśmy o rozpoczęciu starań spadkobierców o odzyskanie utraconego majątku. W materiale przedstawiliśmy historię spadku po Pawle Edmundzie Strzeleckim – podróżniku, Wielkopolaninie urodzonym w podpoznańskiej Głuszynie. Odkrywca złóż srebra, geograf i geolog kontynentu australijskiego umierając w 1873 roku zostawił po sobie ogromny majątek, wyceniany wówczas na 17 milionów funtów. Zgodnie z testamentem miał go otrzymać sekretarz John Lamps Sawer. I otrzymał. Zanim jednak położył rękę na kopalniach srebra spalił wszystkie dokumenty Strzeleckiego (ponoć zgodnie z jego wolą) i stoczył batalię prawną z rodziną Wielkopolanina. Efekt prawniczej bitwy był dla sekretarza początkowo niekorzystny. Sąd Admiralicji w Londynie podważył ostatnią wolę Strzeleckiego i majątek przypisał Polakom. Odwołanie zmieniło nazwisko zwycięzcy. Został nim ów sekretarz, a polska rodzina po utracie ogromnego wadium ,,poszła z torbami’’. Nie na długo. W 1938 roku Strzeleccy, Douglasowie, Puciatyccy, Światopełk-Słupscy i Szydlarscy znów ustawili się w kolejce po spadek. Nie wystarczyło pieniędzy na wadium, gdyż suma wnioskowanego odszkodowania za utracone wpływy z kopalni w nowozelandzkim Wellington sięgała 15 miliardów złotych. Budżet II RP sięgał wówczas 2 miliardów. Po długiej przerwie dopiero w latach 90. do MSZ-u zaczęły trafiać pierwsze listy w tej sprawie. Spadkiem zainteresowało się Towarzystwo Polsko Australijskie z siedzibą w Poznaniu. Jego prezes – Wojciech Śmiglewski zbiera dokumenty i obiecuje, że się nie podda. Podobne obietnice składali nam spadkobiercy, którzy po publikacji w Gazecie Poznańskiej kontaktowali się z nami wielokrotnie. Także przedstawiciele MSZ obiecywali pomoc.
CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?