Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Policyjne przecieki uratowały porywacza

Redakcja
– Jeden z porywaczy powiedział mi w sądzie, że nie powinnam tak bardzo ufać
   policjantom – mówi Sylwia Grodzka-Zapytowska, matka Michała - Fot. ROMUALD KRÓLAK
– Jeden z porywaczy powiedział mi w sądzie, że nie powinnam tak bardzo ufać policjantom – mówi Sylwia Grodzka-Zapytowska, matka Michała - Fot. ROMUALD KRÓLAK
Sprawa uprowadzenia Michała Zapytowskiego została zakończona kilka lat temu. Trzech porywaczy zostało skazanych na 10 lat więzienia, czwarty prawomocnie uniewinniony.

Sprawa uprowadzenia Michała Zapytowskiego została zakończona kilka lat temu. Trzech porywaczy zostało skazanych na 10 lat więzienia, czwarty prawomocnie uniewinniony. Wydawać, by się mogło, że o tej historii już więcej nie można powiedzieć. Ale to nieprawda. Przez lata w Poznaniu dochodziło bowiem do bardzo dziwnych zdarzeń. Raz z policji wyciekła kaseta z nagranymi zeznaniami tajnego świadka, innym razem ktoś spreparował notatki z Centralnego Biura Śledczego. Do tego dochodzi jeszcze fakt współpracy jednego z policjantów z gangiem oraz nadzwyczaj długie poszukiwania ostatniego porywacza.
Te elementy tylko pozornie nie mają ze sobą nic wspólnego. W rzeczywistości świadczą o tym, że niektórzy policjanci ochraniali groźnego przestępcę, który miał przygotować napad na Zapytowskiego

Aby wykazać, że policjanci ochraniali Michała Z., pseudonim Ciułas, trzeba prześledzić wydarzenia, które rozgrywały się w ciągu ostatnich kilku lat.
Wszystko zaczęło się 26 listopada 1999 roku. W Poznaniu porwano wówczas 28-letniego Michała Zapytowskiego. Mężczyzna nie był przypadkową ofiarą. Bandyci doskonale wiedzieli, że zarabia spore pieniądze na handlu zagranicznym sprzętem rtv. Interes prowadził wspólnie z przyjacielem Robertem P. Poza tym ojciec Zapytowskiego był dyrektorem jednego z banków. Porywacze zakładali więc, że znajomi lub rodzina znajdą pieniądze na zapłacenie okupu.
Kilka godzin po napadzie, Zapytowski zadzwonił do swojego wspólnika. Prosił, by nie informować policji, a „chłopacy” puszczą go, jak tylko dostaną 100 tysięcy marek. Robert P., po namyśle, poszedł jednak na policję.
W sobotni wieczór, 27 listopada, jeden z gangsterów umówił się z Robertem na przekazanie okupu. Worek wypełniony banknotami miał zostać wrzucony do kosza na śmieci przy trasie wylotowej z Poznania do Katowic. W worku, zamiast pieniędzy, znalazły się pocięte papiery. Gdy Marcin K. – jeden z porywaczy – podjął okup, po pościgu został złapany przez policję. Był to jednak połowiczny sukces. Zapytowski już się więcej nie odezwał. Ciała do dziś nie odnaleziono.
– Złapanie Marcina K. w chwili podejmowania okupu było kardynalnym błędem. Trzeba było zaczekać i pójść za nim. Sam zaprowadziłby policjantów do miejsca, w którym ukryli się porywacze. Po złapaniu, nie tylko nie wydał wspólników, ale i nie przyznał się do porwania – mówią policjanci i prokuratorzy, którzy znają sprawę Zapytowskiego.
Wkrótce policja zatrzymała kolejnych dwóch porywaczy. Na wolności pozostał jedynie Michał Z., pseudonim Ciułas. W 2000 roku wydano za nim list gończy. Już wtedy policja ustaliła numer jego telefonu komórkowego.

Policjanci filmują świadka

Skąd organy ścigania wiedziały o udziale Ciułasa w porwaniu? Policja dotarła do dwóch osób, którym nadano status świadków incognito. Ich personalia miały być znane tylko prokuraturze. Jak ustaliliśmy, obaj wywodzili się ze światka przestępczego.
Według ich zeznań, Ciułas przygotowywał napad na Zapytowskiego oraz był w jego mieszkaniu podczas napadu. W 2001 roku wypowiedzi jednego z tych świadków okazały się jednak nieprzydatne. Z poznańskiej policji wyciekła kaseta, na której nagrano rozmowę policjantów z anonimowym świadkiem. Doszło do ujawnienia tożsamości mężczyzny, który doniósł na Michała Z.
Taśma trafiła w ręce gangsterów, prawdopodobnie także do Ciułasa, który wówczas przebywał na wolności. Tajne nagranie krążyło po Poznaniu, a w marcu 2001 roku wyemitowała je telewizja TVN. W tej sytuacji świadek odmówił składania zeznań. Prokuratura straciła więc możliwość zdobycia bardzo istotnych dowodów winy Ciułasa.
– Nie potrafię zrozumieć, dlaczego policjanci nagrali rozmowę – mówi prokurator Karol Frankowski, który prowadził śledztwo w sprawie porwania Zapytowskiego. – Użycie kamery w tym przypadku było bezprawne. Film nie mógłby posłużyć w sądzie jako materiał dowodowy. Instytucja świadka incognito jest przecież po to, by ukryć czyjąś tożsamość, a nie ją ujawnić. Sytuacja była dla mnie bardzo przykra, bo musiałem zrezygnować z zeznań ważnej osoby – dodaje.
Ustaliliśmy, że w przesłuchaniu świadka uczestniczyło dwóch policjantów sekcji kryminalnej Komendy Miejskiej Policji. Według naszych informacji, kamera była ukryta w kartonie. Funkcjonariusze tłumaczyli później, że testowali nowy sprzęt. W czasie nagrania – jak twierdzili – kamera zepsuła się i nie mogli wyjąć taśmy. Sprzęt zanieśli do punktu naprawczego. Podobno ktoś włamał się do zakładu i skradł kamerę. Tą niewiarygodną historią zainteresowała się prokuratura z Bydgoszczy.
– Od początku przyjęliśmy, że wersja o przypadkowej kradzieży jest nieprawdziwa. Nasza główna teza opierała się na założeniu, że poznańscy policjanci celowo doprowadzili do wycieku filmu, by ujawnić tożsamość świadka incognito – informuje prokurator Marek Dydyszko, zastępca Prokuratura Okręgowego w Bydgoszczy. – Ostatecznie jednak umorzyliśmy śledztwo, ponieważ nie udało nam się ustalić, kto doprowadził do wycieku. Niestety, nie mogę podać nazwisk policjantów, którzy przesłuchiwali świadka, bo nasze śledztwo było objęte klauzulą „ściśle tajne”.

Pracownik policji, człowiek gangu

Według informacji „Głosu Wielkopolskiego”, jednym z policjantów przesłuchujących świadka przy użyciu ukrytej kamery, był Maciej Cz. Ten emerytowany już funkcjonariusz zajmował się sprawą Zapytowskiego. Jak wynika z akt, znał co najmniej jednego z porywaczy. Obecnie jest oskarżony o udział w zorganizowanej grupie przestępczej. Chodzi o gang „Zapaśników”, zajmujący się między innymi czerpaniem korzyści z prostytucji, wymuszeniami i produkcją materiałów wybuchowych.
– Jako policjant był znany z tego, że ma bardzo dobre kontakty w światku przestępczym. Czasami jednak te kontakty były zbyt bliskie – usłyszeliśmy od jednego z funkcjonariuszy.
W 2004 roku Maciejowi Cz. zarzucono, że za drobną opłatą wyniósł z policji druk wykorzystywany do wezwania na przesłuchania.
– Dał go innemu byłemu policjantowi i jednocześnie członkowi gangu. Druczek miał posłużyć do wyłudzenia miliona złotych – tłumaczy prokurator Magdalena Mazur-Prus z poznańskiej Prokuratury Okręgowej. – Jedna z osób – nie ustaliliśmy jej nazwiska – miała być postraszona, że ma sprawę karną i w związku z tym jest wezwana na przesłuchanie. Znajomy Macieja Cz. za pieniądze miał załatwić zatuszowanie sprawy – dodaje.
Drugi z policjantów, który brał udział w przesłuchaniu świadka incognito, nadal pracuje w sekcji kryminalnej. Chcieliśmy go zapytać, dlaczego zdecydował się na użycie kamery.
– Policjant nie będzie rozmawiał na temat tamtego zdarzenia – stwierdził Andrzej Borowiak, rzecznik poznańskiej policji.

Wpadka Ciułasa

Wróćmy jednak do poszukiwań Ciułasa. Przez dwa lata policji nie udało się go zatrzymać. Zrobili to dopiero funkcjonariusze poznańskiego Centralnego Biura Śledczego.
– Dziwię się, że Ciułas tak długo przebywał na wolności. Często był widywany na poznańskim Piątkowie, gdzie mieszkała jego rodzina. Gdy zainteresowałem się sprawą, po kilku dniach ustaliłem miejsce jego pobytu. Nie wiem, dlaczego inne osoby pracujące nad schwytaniem Michała Z., działały tak nieudolnie – mówi jeden z dochodzeniowców.
Do zatrzymania doszło 6 marca 2002 roku w jednej z podpoznańskich miejscowości. Zdenerwowany Ciułas ponoć krzyczał, że opłaca policjantów i nic mu się nie stanie. Po czasie okazało się, iż się nie mylił.

Notatki Drewniaka

W październiku 2002 roku odbyła się pierwsza rozprawa Ciułasa. Nieoczekiwanie powiedział, że wie, kto podał CBŚ miejsce jego kryjówki. Stwierdził, że donosicielem jest jego kolega Robert D., pseudonim Demban (był znany organom ścigania ze sprawy handlu narkotykami). Zdaniem Ciułasa, to właśnie Demban miał być świadkiem incognito numer dwa. Skąd przestępca miał takie informacje?
Odpowiedź na to pytanie padła dopiero po trzech latach. W marcu 2005 roku „Gazeta Wyborcza” i „Rzeczpospolita” napisały, że z poznańskiego Centralnego Biura Śledczego wyciekły tajne notatki. Zawierały informacje dotyczące kryjówki Ciułasa.
Notatki znaleziono w mieszkaniu niejakiego Norberta S., pseudonim Drewniak, podczas wizyty inspektorów kontroli skarbowej. Kim był Drewniak? Wiadomo, że podejrzewano go o handel narkotykami, ale nigdy nie został skazany. Często był także widywany w towarzystwie poznańskich policjantów, między innymi na strzelnicy. Wiadomo również, że znał członków gangu „Zapaśników”. Tego samego, którego – według prokuratury – współpracownikiem był policjant Maciej Cz.

Usprawiedliwienia dla Ciułasa

Nie ma żadnych wątpliwości, że znalezione notatki miały związek ze złapaniem Ciułasa. Powstały bowiem krótko po jego zatrzymaniu. Na jednej z kartek pojawiła się data 5 marca 2002 (dzień później zatrzymano Michała Z.). Zawierała informacje o miejscu jego kryjówki. Druga kartka wskazywała na to, kto doniósł na Ciułasa. Miał nim być właśnie Demban, prywatnie kolega Michała Z. Na obu kartkach były pieczątki CBŚ. To właśnie funkcjonariusze biura zatrzymali Ciułasa.
– To jednak nie Demban powiedział, gdzie ukrywa się Ciułas – mówi jeden ze śledczych.
„Głos Wielkopolski” ustalił, że notatki powstały w oparciu o Zintegrowany System Informacji Policji. ZSIP zawiera bazy danych dotyczące osób notowanych przez policję. Były w nim informacje o Dembanie i jego kontaktach w światku przestępczym, między innymi o znajomości z Ciułasem. Wiemy także komu zależało na powstaniu fałszywych notatek.
– Ciułas sądził, że to Demban doniósł. Krótko przed zatrzymaniem obaj spotkali się w kryjówce Ciułasa – tłumaczy nam rozmówca związany z organami ścigania. – Jakiś policjant zaprzyjaźniony z Michałem Z. wszedł w ZSIP. Wyciągnął dane dotyczące Dembana. Policjant chciał pewnie usprawiedliwić się przed porywaczem, że nie ostrzegł go o akcji CBŚ. Sfabrykowane notatki uwiarygodniły tylko tę tezę. Przy okazji na Dembana padło podejrzenie, że jest donosicielem – dodaje.

Burza w CBŚ

Źródła wycieku nie szukano w policji lecz w Centralnym Biurze Śledczym. W marcu 2005 roku wszczęto w tej sprawie śledztwo. Prowadziła je Prokuratura Apelacyjna w Szczecinie. Dwa miesiące później, w atmosferze skandalu, poinformowano o rozwiązaniu poznańskiego CBŚ. Powodem miała być współpraca z gangsterami. Jerzy Jakubowski, naczelnik biura, poszedł na emeryturę. Stało się tak, mimo że z CBŚ nie wyciekły żadne informacje.
– Do dziś jestem wściekły na swoich przełożonych za tamtą sytuację – irytuje się Jerzy Jakubowski. – Sprawę rzekomego wycieku można było wyjaśnić w ciągu kilku godzin. Dokumenty znalezione w mieszkaniu Drewniaka nie mogły wyciec z CBŚ. Po prostu ktoś je nieudolnie spreparował. Sygnatury, które pojawiły się na kartkach, nie były używane przez funkcjonariuszy biura. Poza tym wpisano, że mam stopień inspektora, choć w 2002 roku byłem młodszym inspektorem. To szczegóły, ale dowodzą, że ktoś sfałszował dokumenty.
Prokuratura Apelacyjna ze Szczecina, po piętnastu miesiącach śledztwa, umorzyła sprawę. Było to w czerwcu 2006 roku.
– Te dokumenty zostały spreparowane. Nie pochodziły z CBŚ – potwierdza Anna Gawłowska-Rynkiewicz, rzecznik Prokuratury Apelacyjnej w Szczecinie.

Kto spreparował notatki?

Prokuraturze ze Szczecina dotychczas nie udało się ustalić autora spreparowanych notatek. Sprawdzano numery identyfikacyjne policjantów, którzy w czasie złapania Ciułasa, pozyskiwali w policyjnych komputerach informacje na temat Dembana. Było kilka takich osób. Pobrano próbki ich pisma. Winnego jednak nie znaleziono. Oznacza to, że prokuratura nie dotarła do osoby, która pisała notatkę opartą na tajnych informacjach policji.
– Zdołaliśmy ustalić, że w jednej z poznańskich komend policji wiosną 2002 roku sprawdzano w ZSIP dane dotyczące Dembana. Wytypowaliśmy kilka osób, ale nie znaleźliśmy dotychczas wystarczających dowodów, by którejkolwiek postawić zarzuty – mówi prokurator Gawłowska-Rynkiewicz
Kto więc spreparował notatki? „Głos Wielkopolski” dotarł do akt sprawy Ciułasa. Znajdują się w nich listy pisane własnoręcznie przez jego żonę. Dokumenty, które rzekomo wyciekły z CBŚ, zostały napisane bardzo podobnym charakterem pisma. Czyżby więc żona Michała Z. miała jakiś związek z wyciekiem? Czy zaprzyjaźniony policjant, przy jej pomocy, spreparował notatki? Tego nie wiadomo, bo prokuratura ze Szczecina nie zbadała dotychczas pisma żony Ciułasa.

Porywacz uniewinniony

Sąd Apelacyjny w Poznaniu, w lutym 2005 roku, uniewinnił Ciułasa od zarzutu uprowadzenia Zapytowskiego. W uzasadnieniu napisano, że zeznania tylko jednego świadka incognito (drugi został ujawniony dzięki wyciekowi kasety) to zbyt mało, by przesądzać o czyjejś winie. Ciułas przebywa jednak w więzieniu. Został skazany na siedem lat więzienia za posiadanie narkotyków i pobicia.
– To dla mnie niepojęte, dlaczego uniewinniono Michała Z. Akt oskarżenia był pisany tak samo na niego, jak i pozostałych porywaczy – dziwi się Andrzej Zapytowski.
Ojciec Michała nie wierzy już, że jego syn żyje. Jak mówi, skoro tyle lat się nie odzywa, to znaczy, że umarł. Zarówno on, jak i matka chłopaka, na własną rękę próbowali odszukać Michała. Sylwia Grodzka-Zapytowska korzystała z usług prywatnego detektywa, skontaktowała się także ze światem przestępczym. Na temat losów zaginionego wypowiadali się także jasnowidze z Człuchowa i Wrocławia oraz poznańska tarocistka. Wszystko na nic.
– Mój detektyw znalazł nawet dwa ciała, ale to nie były zwłoki Michała. W końcu zabrakło mi pieniędzy na dalsze poszukiwania. Wierzę, że syn żyje, ale dopuszczam też myśl o jego śmierci – mówi Sylwia Grodzka-Zapytowska.
Michał Zapytowski nie umarł również dla poznańskiego sądu oraz urzędników. Sąd Rejonowy nie zgodził się uznać Michała za zmarłego. Jakiś czas temu pracownicy Urzędu Miasta w Poznaniu wymeldowali go jednak z mieszkania na osiedlu Różany Potok.
– Dostałem pismo, że syn nie stawił się w Wojskowej Komendzie Uzupełnień i nie odbiera wezwań. Formalnie został więc bezdomnym – uśmiecha się gorzko ojciec Michała.

Uprowadzenie, a nie zabójstwo

Trzech porywaczy Michała Zapytowskiego zostało skazanych na 10 lat więzienia. Byli sądzenie jedynie za uprowadzenie, bo ciała mężczyzny do dziś nie znaleziono. Prokuratura nie mogła więc przyjąć, że po nieudanej próbie podjęcia okupu, doszło do zabójstwa. Żaden z zatrzymanych nie przyznał się do winy. O wyrokach skazujących przesądził między innymi fakt podjęcia okupu, zeznania świadka incognito, częste telefonowanie do siebie w czasie uprowadzenia Zapytowskiego, znalezienie fragmentów odzieży młodego poznaniaka w samochodzie jednego z nich. W fordzie odkryto też tasak i ślady krwi. Jeden z aresztowanych miał przy sobie broń należącą do ofiary. Sąd uznał, że te poszlaki tworzą logiczną całość i są wystarczającym dowodem winy. Jedynym uniewinnionym od zarzutu porwania był Michał Z.

Chronologia wydarzeń

maj 1999 – Michał Z., pseudonim Ciułas, zostaje skazany za kradzież kurtek i pogryzienie policjantów. Nie idzie jednak do więzienia, dostaje karę w zawieszeniu

26 listopada 1999 – uprowadzenie Michała Zapytowskiego

listopad 1999-początek 2000 roku – policja łapie trzech porywaczy

czerwiec 2000 – jeden z policjantów sporządza notatkę, z której wynika, że Ciułas jest zamieszany w porwanie Zapytowskiego. Funkcjonariusz podaje także numer telefonu komórkowego przestępcy

grudzień 2000 – list gończy za Ciułasem

marzec 2001 – TVN emituje nagranie rozmów policjantów z tajnym informatorem, który donosi na Ciułasa. W związku z ujawnieniem tożsamości, świadek wycofuje swoje zeznania

marzec 2002 – Centralne Biuro Śledcze łapie Ciułasa pod Poznaniem. Ten ponoć krzyczy, że płaci policjantom i nic mu się nie stanie

wiosna 2002 – w jednej z poznańskich komend policji ktoś sprawdza informacje dotyczące Roberta D., pseudonim Demban. Powstaje notatka wskazująca, że to Demban jest informatorem CBŚ

maj 2002 – prokuratura oficjalnie oskarża Ciułasa o współudział w uprowadzeniu Zapytowskiego

październik 2002 – Ciułas informuje sąd o swoich podejrzeniach dotyczących Dembana. Twierdzi, że to on jest świadkiem incognito numer dwa. Na sądzie nie robi to jednak większego wrażenia. Tym razem Ciułas się myli. To nie Demban zdradził jego kryjówkę

luty 2005 – Ciułas zostaje uniewinniony przez Sąd Apelacyjny w Poznaniu

marzec 2005 – media piszą o wycieku tajnych notatek z CBŚ. Zawierały informacje o miejscu kryjówki Ciułasa i o tym, że Demban jest donosicielem. Informacje tylko w części są prawdziwe

marzec 2005 – prokuratura ze Szczecina rozpoczyna śledztwo w sprawie rzekomego wycieku notatek z CBŚ

maj 2005 – szef poznańskiego CBŚ odchodzi z pracy. Powodem są podejrzenia o współpracę biura z gangsterami

czerwiec 2006 – szczecińska prokuratura stwierdza, że to nie CBŚ było źródłem wycieku. Podejrzenia padają na poznańską policję, ale nie udaje się wskazać winnego

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na poznan.naszemiasto.pl Nasze Miasto