Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Polska – Węgry 2:1: Cieszy tylko zwycięstwo

Zenon Zabawny
Zenon Zabawny
polska - węgry 2:1
polska - węgry 2:1 eM
Tylko 7 tysięcy widzów oglądało na Bułgarskiej mecz reprezentacji Polski z drużyną Węgier. Polacy wygrali m.in. dzięki bramce samobójczej.

Już w poniedziałek pisaliśmy, że wszystko wskazuje na to, że mecz towarzyski Polska – Węgry odbędzie się niemal przy pustych trybunach. We wtorkowy wieczór na mogącym pomieścić 40 tysięcy widzów stadionie pojawiło się zaledwie około 7 tysięcy osób. Innych odstraszyły wysokie ceny biletów (na I i III trybunę po 120 zł), słaba klasa rywala i pogoda.

Ci, którzy przyszli, i tak częściej niż „Polska, biało-czerwoni” skandowali „J...ć PZPN!” oraz „Gdzie jest orzeł?”, nawiązując do bulwersującej sprawy zastąpienia godła narodowego na koszulkach piłkarzy logo PZPN-u.

- Ja w czasie meczu jestem w takim amoku, że nawet nie wiem, jaki znak mam na piersi – bagatelizował sprawę Franciszek Smuda.

Sam mecz nie był jakiś wybitnym widowiskiem, ale kilka akcji mogło się podobać. Chociaż Węgrzy nie należą do słabeuszy, a selekcjoner reprezentacji Polski wystawił w pierwszej jedenastce wielu dublerów, od początku lepiej prezentowali się na boisku biało-czerwoni.

W 4. minucie po bardzo ładnej akcji lewym skrzydłem w niezłej sytuacji znalazł się Adrian Mierzejewski, ale trafił tylko w boczną siatkę. Rywale odpowiedzieli w 18. minucie, kiedy umiejętności Łukasza Fabiańskiego sprawdził strzałem zza pola karnego Vladimir Koman.

W 27. minucie z bardzo dobrej strony pokazał się Paweł Brożek, który w trudnej sytuacji uwolnił się spod opieki Józsefa Vargi i huknął z 14 metrów, ale niestety niecelnie. Jeszcze lepszą okazję napastnik Trabzonsporu miał chwilę później, gdy zdołał wywalczyć piłkę w polu karnym, ale w ostatniej chwili wybił mu ją ofiarnym wślizgiem jeden z obrońców rywali.

Szczęście uśmiechnęło się do biało-czerwonych w 37. minucie, kiedy aktywny od początku Mierzejewski uderzył płasko zza pola karnego. Adam Bogdan odbił piłkę wprost pod nogi Brożka, który nie miał już problemów, aby z kilku metrów posłać ją do pustej bramki.  

Druga połowa także rozpoczęła się od doskonałej sytuacji dla Polaków. Po świetnej wrzutce z prawego skrzydła Mierzejewski uderzał z  8 metrów, ale trafił prosto w bramkarza. To była pierwsza z całej serii zmarnowanych okazji biało-czerwonych w tym meczu. 

Węgrzy jednak też stwarzali sobie sytuacje. W 51. minucie po ogromnym zamieszaniu w polu karnym Polaków piłka ostatecznie wylądowała w rękawicach Fabiańskiego, ale wydaje się, że chwilę wcześniej faulowany w polu karnym był jeden z napastników gości.

W 66. minucie na boisku pojawił się witany brawami Robert Lewandowski i już cztery minuty później powinien podwyższyć na 2:0. Po idealnym dośrodkowaniu Łukasza Piszczka „Lewy” uderzył szczupakiem, ale piłka poszybowała nad poprzeczką. Trzy minuty później były napastnik Kolejorza znowu miał swoją szansę, ale po dużym zamieszaniu w polu karnym rywali z kilku metrów uderzył w bramkarza.

W 78. minucie padła bramka, ale dość niespodziewanie zdobyli ją Węgrzy. Akos Elek przedarł się prawym skrzydłem i dośrodkował, a Tamas Priskin uderzył z pierwszej piłki nie do obrony, wprawiając w euforię niewielką, ale żywiołową grupkę fanów gości.  

Kiedy wydawało się, że mecz zakończy się remisem, w 87. minucie szczęście znów uśmiechnęło się do Polaków. Błaszczykowski ładnie przedarł się prawym skrzydłem i podał piłkę wzdłuż linii bramkowej. Powstało spore zamieszanie, po którym piłka wylądowała w siatce. Jak się okazało, ostatnim, który jej dotknął, był... Vilmos Vanczak, obrońca reprezentacji Węgier.

Dzięki temu Polska wygrała całe spotkanie 2:1, ale w grze reprezentacji można się było dopatrzeć wielu słabych punktów. Nie najlepiej zwłaszcza w drugiej połowie spisywała się obrona, a w całym spotkaniu zawiodła skuteczność.
- Takie sytuacje reprezentacja musi wykorzystywać, bo w kolejnych spotkaniach może nie być ich aż tak wiele – przyznawał Smuda. – Jeśli chodzi o tyły, to było dużo zmian w drugiej połowie i być może to zadecydowało, że obrona nie była do końca zgrana.

Warto wspomnieć, że mecz toczył się na murawie, która pozostawała wiele do życzenia.
- Mi akurat nie przeszkadzała – mówił po meczu Robert Lewandowski. – Sam pamiętam swoje mecze w Poznaniu na murawie, która była w o wiele gorszym stanie.

Polska - Węgry 2:1 (1:0)

Bramki: 37. Brożek, 85. Vanczak (samobójcza) - 78. Priskin.

Żółte kartki: Varga, Tozser.
Sędziował: Hanner Kaasik (Estonia)
Widzów: ok. 7 tysięcy.

Polska: Fabiański - Wojtkowiak (84. Gol), Wasilewski, Głowacki (59. Piszczek), Komorowski - Błaszczykowski, Matuszczyk (46. Murawski), Dudka (65. Jodłowiec), Mierzejewski (73. Obraniak), Rybus - Brożek (66. Lewandowski).

Węgry: Bogdan - Varga, Vanczak, Juhasz, Laczko - Koman, Sandor (46. Hajnal), Tozser (46. Elek), Gera, Dzsudzsak - Priskin (81. Feczesin).

Aby obejrzeć więcej zdjęć, przejdź do galerii.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na poznan.naszemiasto.pl Nasze Miasto