- Przebrnęliśmy przez wszystkie kilkadziesiąt tomów jawnych i tajnych akt i przygotowaliśmy własną analizę sprawy. Wyodrębniliśmy kilka istotnych wątków, na których skupiamy teraz swoją pracę. Trwają już czynności dowodowe i przesłuchania - powiedział nam Piotr Kosmaty z wydziału ds. przestępczości zorganizowanej Prokuratury Apelacyjnej w Krakowie, która od czerwca prowadzi śledztwo w sprawie uprowadzenia dziennikarza.
Równolegle sprawą zajmuje się też Prokuratura Okręgowa w Opolu, która bada ujawniony przez "Głos Wielkopolski" przeciek w śledztwie. Choć mija pięć miesięcy od podjęcia sprawy, jest ona na początkowym etapie. - Dopiero teraz udało nam się zapoznać z aktami, które wcześniej krążyły między Poznaniem a Warszawą - wyjaśnia prokurator Stanisław Bar.
Czytaj także: Apel o ponowne śledztwo ws. Jarosława Ziętary
Obecnie ważą się losy kolejnego śledztwa. Pod koniec lipca br. brat uprowadzonego, Jacek Ziętara i jego pełnomocnik skierowali do Prokuratury Generalnej zawiadomienie dotyczące podejrzenia popełnienia przestępstwa przez wysokich funkcjonariuszy publicznych. Dotyczy ono świadomego okłamania w 1994 roku w błąd prokuratury przez kierownictwo Ministerstwa Spraw Wewnętrznych (któremu wówczas podlegały specsłużby) i Urzędu Ochrony Państwa.
Poświadczono wtedy nieprawdę w dokumentach twierdząc, że UOP nie ma żadnej wiedzy na temat dziennikarza, tymczasem był on celem werbunku. Przestępstwo to nie uległo przedawnieniu.
- Otrzymałem już pismo informujące, że Prokuratura Generalna skierowała sprawę do jednej ze stołecznych prokuratur - poinformował nas mecenas Maciej Łuczak, pełnomocnik brata dziennikarza.
Niestety, podjęte po apelach społecznych starania o ujawnienie dokumentacji specłużb i przekazania jej prokuraturze zakończyły się połowicznym sukcesem. Po interwencji premiera i staraniach komisji ds. służb specjalnych w archiwum Agencji Wywiadu znaleziono akta potwierdzające próby zatrudnienia Ziętary przez wywiad UOP. Ale nie doprowadzono do odkrycia innych dowodów związanych z tajnymi służbami. A takie musiały istnieć, gdyż dziennikarz po odmowie podjęcia pracy był werbowany do współpracy.
Są też dowody na to, że już po zniknięciu Ziętary UOP prowadził w jego sprawie działania operacyjne. Ich charakter i wynik nie jest znany organom ścigania.
Czytaj także: ABW potwierdza: Jarosław Ziętara był werbowany do UOP
Okazało się też, że wbrew wcześniejszym zapewnieniom, prokuraturze jak dotąd nie przekazano archiwalnych akt UOP o zatrudnianiu Ziętary. Śledczy z Krakowa zapoznawali się z nimi w siedzibie Agencji Wywiadu. Dokumenty te do dzisiaj mają najwyższą klauzulę tajności.
Historia sprawy dziennikarza
Ostatni raz widziano go 1 września 1992 roku. Jarosław Ziętara zniknął w drodze do redakcji. Śledztwo wszczęto po roku. Koncentrowało się ono na wersjach pozbawionych racjonalnego uzasadnienia. Sprawę umorzono w 1995 roku uznając, że nie doszło do przestępstwa. Podczas ponownego śledztwa w latach 1998-1999 ustalono, że Ziętarę porwano na zlecenie i zamordowano.
Sprawa skończyła się fiaskiem z powodu przecieku poufnych informacji do osoby wskazywanej przez świadków jako wykonawca zabójstwa. Rodzice dziennikarza już nie żyją. Latami lekceważono ich prośby o wznowienie i przekazanie sprawy prokuraturze spoza Poznania.
Udało się to dopiero w tym roku, po staraniach podjętych przez Komitet Społeczny "Wyjaśnić śmierć Jarosława Ziętary", publikacjach "Głosu Wielkopolskiego" ujawniających bulwersujące okoliczności sprawy oraz apelach redaktorów naczelnych, dziennikarzy i polityków o wznowienie śledztwa.
Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?