Rozmowa z trenerem Polonii Piła,
Januszem Michaelisem
Kiedy postanowił pan przyjąć posadę trenera pilskiej Polonii?
– Bardzo długo nie mogłem się zdecydować na ten krok. Zastanawiałem się nad sytuacją w klubie, bo nie chciałem robić czegoś, co później byłoby zaprzepaszczone. Ostatecznie, po kilku rozmowach z działaczami, pod koniec stycznia postanowiłem powiedzieć: tak.
Co zadecydowało o tym, że zgodził się pan tę propozycję przyjąć?
– Kilka spraw. Przede wszystkim zauważyłem, że w Pile, w tym sezonie, klub wreszcie będzie działał na normalnych zasadach. Będą realne pieniądze i realne będą też zadania stawiane przed zespołem. Obecnie każdy w klubie wie, co do niego należy i co ma do zrobienia. Bardzo się też ucieszyłem, że klub chce stawiać na swoich wychowanków. Rozpoczynamy pracę od podstaw, będziemy szkolić młodzież, a ja zawsze byłem zwolennikiem tego typu działań. Trzeba jednak pamiętać, że w tej chwili jesteśmy dopiero na początku tej drogi i naszym sukcesem będzie jeśli w tym roku doprowadzimy do licencji dwóch naszych wychowanków.
Kibiców najbardziej jednak interesują rozgrywki ligowe. A w tych na pewno nie będzie wam łatwo o punkty. Pierwsza liga może być w tym sezonie dość mocna.
– Mam już trochę doświadczenia w tej pracy i wiem, że przed sezonem, na papierze wszystko wygląda nieco inaczej, niż później w trakcie sportowej rywalizacji. Dlatego uważam, że stać nas będzie na utrzymanie się w lidze. Wierzę nawet w to, że możemy zająć miejsce w środku tabeli.
Trzeba jednak pamiętać, że z Piły odeszli Miśkowiak, Klecha, Pecyna, Gapiński. Zawodników ma pan, delikatnie mówiąć...
– ...takich jakich mam. Wiem, że z tym zespołem, którym w tej chwili dysponujemy trudno byłoby zrealizować zakładany plan. Cały czas rozmawiamy jednak z kilkoma klubami na temat ewentualnych wypożyczeń i jestem przekonany, że drużyna już wkrótce będzie się prezentować znacznie lepiej. Do tego dojdzie jeszcze jeden obcokrajowiec.
Rozumiem, że znajdą się na to pieniądze?
– W naszym klubie ma być normalnie, czyli pieniądze mają leżeć na torze. Kontrakty są tak skonstruowane, że wszystko zależeć będzie od postawy zawodników. Nie jest sztuką wydać wielkie pieniądze i kupić przeciętnych zawodników. Sztuką będzie stworzyć, w ramach odpowiednich środków, dobry zespół. Choć wiem, że nie będzie nam łatwo. Przygotowania – z powodu zawirowań wokół klubu – mamy nieco rozchwiane i później będziemy musieli to nadrabiać. Ja jestem jednak optymistą i jak się zabieram do pracy, to chcę ją wykonać najlepiej jak tylko można. Nie lubię też przegrywać.
Liczy pan na to, że przyzwyczajeni do sukcesów kibice, w nowym sezonie chętnie będą odwiedzać stadion?
– W pierwszym roku możemy mieć pewne kłopoty z frekwencją. Liczę jednak na to, że kibice docenią naszą pracę i to, że będziemy stawiać na swoich zawodników. Przecież gdyby stworzyć zespół z samych Gollobów, to widowiska byłyby wyjątkowo nudne, bo wszystkie mecze toczyłyby się do jednej bramki.
To pan poprowadził pilan do jedynego w historii tytułu mistrza Polski. Później wycofał się pan z pracy w klubie. Jak długo trwał pański rozbrat z żużlem?
– Dwa lata.
Jest takie powiedzenie, że nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki...
– Ja słyszałem też nieco inną wersję tego powiedzenia, że nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki, która płynie w tym samym kierunku. Gdyby w Pile byłe te same układy co kiedyś, na pewno nie zdecydowałbym się na pracę w tym klubie.
Włókniarz Częstochowa - GKM Grudziądz. Trener Robert Kościecha
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?