Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Recenzja filmu "Świnki": Prawie jak filmowy WOS

Jacek Sobczyński
Nastoletni Tomek (z prawej) i jego oprawca, mafioso Borys
Nastoletni Tomek (z prawej) i jego oprawca, mafioso Borys Monolith
Filmy Roberta Glińskiego to na polskim rynku ewenement. Ułożone w całość zgrabnie kreślą mozaikę historii najnowszej. Osobno - dają pretekst do szerszego nachylenia się nad jednostkami, na różnorakie sposoby pragnącymi wyrwać się z rodzimego piekiełka.

Bohaterki "Kochaj i rób co chcesz" swoją szansę odnajdują w przebiciu się przez świat disco polo, tytułowy "Benek" rzuca pracę w kopalni, by przekonać się, że na powierzchni wcale nie jest łatwo, natomiast Tomek, główna postać wchodzących właśnie na ekrany "Świnek", obrał drogę dramatyczną, choć z jego punktu widzenia praktycznie jedyną. Chłopiec oddaje się za pieniądze spragnionym uciech niemieckim pedofilom.

Dlaczego wybrał akurat taki wariant? Tomek mieszka z rodzicami w przygranicznym miasteczku. Kilka kilometrów dalej rozpoczyna się Europa, ale on jest zbyt biedny, by móc pooddychać jej powietrzem. Któregoś dnia odkrywa, że starsi koledzy znaleźli sposób na łyknięcie lepszego świata, w filmie upostaciowione przez drogie ciuchy i elektroniczne gadżety. Tomek decyduje się na męską prostytucję także w imię miłości. Dopiero co związał się z pierwszą w życiu dziewczyną, która ma swoje wymagania.

Gliński rozumie psychikę młodych ludzi. Udowodnił to w słynnym "Cześć, Tereska", z wyczuciem portretując środowisko ubogich blokersów. I ich, i bohaterów "Świnek" drapieżny kapitalizm wyrzucił poza społeczny nawias. Dla wychowanego w ubóstwie, wrażliwego chłopca, idolem okaże się nie mądry nauczyciel, lecz lokalny, mafijny bonzo w furze z przyciemnianymi szybami. W tym świecie lepiej mieć, niż być.

Można zarzucać Glińskiemu usilne przywiązanie się do reporterskiej poetyki, można wytknąć, że żeruje na chwytliwych społecznie tematach. Ale trzeba dodać przy tym, że tylko on ma odwagę robić w tym kraju kino świadomie nieefektowne, stawiając na rzetelny portret społecznych nizin. Reżyser nie stawia z góry obranej tezy, lecz zadaje swoim bohaterom pytania: "Po co?" "Jak możesz z tego wyjść?". Choć pozornie okrutne, lecz w duchu humanistyczne filmy Glińskiego dziś pełnią rolę udanych lekcji wiedzy o społeczeństwie, by za kilkadziesiąt lat dopełniały podręczniki do historii, taki filmowy WOS.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Instahistorie z VIKI GABOR

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Recenzja filmu "Świnki": Prawie jak filmowy WOS - Poznań Nasze Miasto

Wróć na poznan.naszemiasto.pl Nasze Miasto