- Tadeusz „Mandat” Lis, Muzyczne Przedsiębiorstwo Uliczne – tak przedstawia sam siebie grajek, wokół którego zrobiło się niemałe zamieszanie.
W poniedziałek odbyła się jego rozprawa o unieważnienie mandatu karnego nałożonego przez straż miejską za zakłócanie spokoju, czyli... granie na Starym Rynku.
- Rozprawa była prosta, ale ciekawa – mówi pan Tadeusz. – Najciekawsze było to, że moja sprawa wzbudziła taką ciekawość w całym kraju, na sali rozpraw było około stu dziennikarzy. Dostałem także odzew od artystów zza granicy: z Holandii, Anglii, muzycy z Berlina chcieli nawet zapłacić za mnie ten mandat. Nie mogłem się na to zgodzić – zaznacza. – Inni grajkowie, chociaż nie lubię tego określenia, bo jestem artystą, muzykiem z wykształcenia, także mięli takie problemy i płacili mandaty. Ja postanowiłem z tym walczyć.
Koncert przed sądem
Na rozprawie miał zagrać koncert w celu sprawdzenia jego umiejętności, jednak sędzia prowadzący rozprawę uznał przesłuchanie płyty wykonawcy za wystarczające. Ostatecznie bard - jak sam się określa - wykonał "Zegarmistrza świata” z repertuaru Tadeusza Woźniaka niedaleko budynku sądu.
Nieco rozgoryczony muzyk, dziwi się straży miejskiej, że zareagowała w ten sposób. W dniu, kiedy dostał mandat, miał miejsce jeszcze jeden incydent.
- Tego samego dnia, już po przyjęciu mandatu podszedł do mnie jakiś pijaczek i zaczął brzdąkać na mojej gitarze. Musiałem odłączyć wzmacniacz i sam go przegonić. Gdzie była wtedy straż iejska, żeby mi pomóc? Takie służby powinny robić porządek z pijanymi, a ja nie byłem chroniony. Chyba pomylili swoje role – żali się Tadeusz Lis.
Jak nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o...
Większy żal ma jednak do kelnera i właścicieli lokalu, którzy zadzwonili po służby porządkowe. Uważa, że kapele, które tam grają, są dużo głośniejsze i nie mógł im przeszkadzać. Jak sam mówi, chętnie zagrałby na jakimś czwartku bluesowym w tym lokalu, ale ma wątpliwości co do tego, czy zostanie zaproszony.
- Wystarczyło podejść, porozmawiać, przeprosić jak człowiek. Moim zdaniem niepotrzebna jest ta wrogość, ale jak nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze – kwituje Lis.
Odpierając argumenty właścicieli knajpek na Starym Rynku, odpowiada w ten sposób:
- Stary Rynek to skupisko hałasu. Jeżeli chce ktoś wypić piwo w ciszy, powinien jechać do lasu do Puszczykowa. Na całym świecie rynki tętnią życiem, także dzięki ulicznym artystom – mówi.
Jeszcze zanim doszło do rozprawy wraz z Polskim Towarzystwem Artystów, Autorów i Animatorów Kultury PTAAAK i Klubem Seniora wystosował pismo do prezydenta miasta w tej sprawie. Odpowiedź dostał po dwóch miesiącach, jednak czuje się zawiedziony.
Zagra nawet w szalecie
- Jest mi bardzo przykro, w jaki sposób zostałem potraktowany. W odpowiedzi otrzymałem stwierdzenie, że moje postępowanie było wykroczeniem i wybrykiem chuligańskim w świetle prawa. Tym bardziej nie mogę tego zrozumieć, skoro wcześniej grałem dla prezydenta, a ten nawet rzucał mi datki – dodaje.
Tadeusz Lis jest zadowolony z wyroku, jednak nie jest pewien, czy taka sytuacja się nie powtórzy. Jak podkreśla, zawsze znajdzie się ktoś, komu będzie przeszkadzało jego granie.
- Choćbym miał grać w szalecie miejskim, to i tak będę grał. Robię to dla ludzi, nie dla pieniędzy – kończy.
Czytaj też: |
Grajkowie uliczni solidarni z Tadeuszem Lisem ukaranym przez straż miejską W piątek na Starym Rynku pojawiło się kilku grajków ulicznych, protestując przeciwko ukaraniu jednego z nich mandatem. |
**
**
Wielki Piątek u Ewangelików. Opowiada bp Marcin Hintz
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?