Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

"Sala samobójców" - film o poszukiwaniu miłości

Redakcja
ITI Cinema
Od piątku w kinach możemy oglądać najnowszy polski film - "Salę samobójców" w reżyserii Jana Komasy. Przeczytaj, co o filmie mówi jego twórca.

Lucyna Jadowska, MM Moje Miasto Wrocław: "Sala samobójców" to mroczny tytuł. Leje się krew?

Jan Komasa: Oczywiście, poleje się trochę krwi. Ale gatunkowo nie jest to obraz, który ma mrozić krew w żyłach. To opowieść o zagubionym chłopcu, który próbuje znaleźć swoje miejsce we współczesnym świecie. Można powiedzieć, że w filmie będzie się lała "krew mentalna". Bardzo mi zależało na tym, żeby obraz był bardzo mocny i intensywny. Film oparty jest na prawdziwych wydarzeniach. Opowiada historię rodziców, którzy borykają się z depresją dojrzewającego dziecka. Chciałem, żeby była to historia z dziecięcą energią, taką z "High School Musical", oczywiście to tylko przykrywka, pod którą kryją się duże emocje.

W filmie świat wirtualny jest na równi ze światem realnym…

Chciałem pokazać niewykorzystany dotąd potencjał komputera. Wcześniej nie robiło się o nim filmów, bo jest mało fotogeniczny. A Internet przecież wypiera inne media, jak choćby telewizję, dlatego warto podjąć ten temat. Internet pomaga ludziom z problemami odnaleźć inne osoby, z którymi można pobyć, pogadać. Tam też można znaleźć ludzi, którzy nam pomogą. W przypadku głównego bohatera "Sali samobójców", Dominika, Internet jest ucieczką od rzeczywistości. Bohater jednak nie trafia najlepiej, bo znajduje się w tytułowej sali samobójców, ale to tak naprawdę jego wybór. Jego życie jest nudne i monotonne, chce spróbować czegoś innego, przeżyć coś niebezpiecznego.

Kadry z filmu "Sala samobójców", ITI Cinema

Czemu powstaje tak mało produkcji, które są połączeniem filmu fabularnego i animacji. Czy to wina ograniczonego budżetu?

Przyznam, że nasz film był drogi (budżet "Sali samobójców" wynosił ponad 3 mln zł - przyp. red.), ale małym kosztem zrobiliśmy coś naprawdę fajnego. Grupa zapaleńców przez rok siedziała i dłubała w komputerze, tworząc. Poza tym animacja to forma wyrazu, którą nie każdy lubi. Jeśli filmowcy już decydują się na nią, to są to efekty specjalne ulepszone o animacje 3D, wybuchy czy sceny akcji. Ale nie jest to animacja kreacyjna. My tworzyliśmy wirtualny świat od zera.

W recenzjach pojawiły się porównania "Sali samobójców" do "Avatara" Jamesa Camerona. Te dwa filmy Twoim zdaniem mają coś wspólnego?
Nie, te dwie produkcje są od siebie bardzo odległe. "Avatar" to film akcji, nie ma w nim Internetu, za to jest science fiction. Poza tym my zaczęliśmy prace jeszcze przed pojawieniem się "Avatara" w kinach.



Kadry z filmu "Sala samobójców", ITI Cinema

Od razu wiedziałeś, jak film będzie wyglądał? Czy w trakcie prac zmieniał się pomysł na "Salę samobójców"?

Na początku miałem pomysł na grę komputerową, chciałem filmować komputer, rejestrować rozmowy prowadzone na czacie. W trakcie prac ten pomysł jednak ewoluował. Doszliśmy do wniosku, że takie oglądanie obrazu z komputera, może być męczące.

Jakbyś opisał Dominika, głównego bohatera filmu?

Dominik to zagubiony, młody chłopak, który "nie ma swojej skóry". Chodzi do liceum, ale nie chce podchodzić do matury. Dla niego jest ona symbolicznym egzaminem dojrzałości, a on nie chce być dorosły.

Dla kogo jest ten film?

"Sala samobójców" opowiada o poszukiwaniu miłości. Nawet jeśli mamy jej dużo w sobie, to nie mamy jej komu dać i zdarza się, że możemy źle ulokować nasze uczucia. Tak jest w przypadku Dominika. A dla kogo jest ten film? Dla wszystkich, którzy czują się bezsilni, nie na swoim miejscu, dojrzewają albo mają dzieci, które wchodzą w ten okres. Tym filmem, chciałem im powiedzieć, żeby byli silni i walczyli o siebie i swoich bliskich.



Kadry z filmu "Sala samobójców", ITI Cinema

W filmie występuje twój tata. To było pierwsze spotkanie taty - aktora z synem - reżyserem?
Tak. Mój tato jest bardzo zdolnym aktorem i nie było dla mnie zaskoczeniem, że zachowywał się jak profesjonalista, słuchał rad reżysera i sam proponował zmiany w scenariuszu. Często kręciliśmy duże sceny ze statystami i nie chciałem się do niego zwracać per "tato". Więc umówiliśmy się, że ja będę do niego mówił panie Wiesławie, a on będzie się do mnie zwracał panie Janie. Było naprawdę zabawnie. Tata zawsze bardzo mnie wspiera.

Jeśli już powstają filmy o Internecie, to takie, jak "The Social Network". Ty nie dość, że zrobiłeś film o Internecie, to jeszcze skupiłeś się na chorobie uzależnienia od niego - hikikomori. Lubisz poruszać tematy niszowe?

Uważam, że te tematy są ważne, tylko nie są reprezentowane w kinie. Zresztą tworząc film staraliśmy się reagować na nowinki pojawiające się w Internecie z nadzieją, że to będzie widać w filmie.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Instahistorie z VIKI GABOR

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na poznan.naszemiasto.pl Nasze Miasto