Wydawało się, że po fatalnym występie w Chorzowie, lechici nie pozwolą sobie na kolejną stratę punktów. Potencjał Śląska deprecjonował przed meczem nawet Franciszek Smuda, uważając, że dotychczasowe dobre wyniki wrocławian to skutek głównie mało wymagających przeciwników.
Gdy w 5. minucie prawą stroną przedarł się Semir Stilić, zacentrował wprost do Roberta Lewandowskiego, a ten dał Lechowi prowadzenie, wydawało się, że faktycznie będzie to jednostronne widowisko. Kolejne minuty tylko to potwierdzały - poznaniacy co chwilę stwarzali zagrożenie pod bramką Wojciecha Kaczmarka, a najbliżej podwyższenia rezultatu był Piotr Reiss, który w 23. minucie uderzył w poprzeczkę.
Po bramce Lewandowskiego, wydawało się, że Lech wygra gładko. |
Lech w pełni kontrolował przebieg spotkania i... stracił gola. W 28 minucie Krzysztof Ulatowski zagrał do Janusza Gancarczyka, a ten strzałem z ostrego kąta zdołał pokonać Krzysztofa Kotorowskiego. Zdobyta bramka podbudowała piłkarzy Śląska, którzy uwierzyli, że w Poznaniu mogą powalczyć niekoniecznie o remis i gra się bardzo wyrównała.
Tuż po przerwie znowu to gospodarze zaczęli spychać gości do rozpaczliwej defensywy, ale gol w dalszym ciągu nie chciał paść. Momentami gra toczyła się tylko na połowie Śląska, ale niewiele z tego wynikało. Zagęszczona obrona wrocławian sprawiła, że lechici nie mieli szans na swoją ulubioną grę szybkimi, krótkimi podaniami.
Smuda robił, co mógł, by znaleźć receptę na defensywę rywali - przesunął Peszkę z prawego skrzydła na lewe, ale nic to nie dało, więc próbował zmian. Na boisku pojawili się Injac i Wilk, ale raczej trudno się spodziewać, by tacy gracze mieli zwiększyć siłę ognia Kolejorza. Jakby tego było mało, w 79. minucie Smuda zdjął Reissa, a wpuścił... Bosackiego.
- Liczyłem na stałe fragmenty gry, przy których Bartek jest bardziej przydatny niż Piotrek - tłumaczył po meczu trener Lecha.
Faktycznie, lechici, jeśli marzyli o zdobyciu kolejnego gola, musieli liczyć na dobrze wykonany rzut wolny lub rożny, ale takich nie było. W doliczonym czasie gry bohaterem meczu mógł zostać Peszko, ale piłka po jego uderzeniu głową trafiła jedynie w boczną siatkę i mecz zakończył się remisem 1:1.
- Nie zdobyliśmy trzech punktów, ale nie można mieć do nikogo pretensji - cały zespół dał dzisiaj z siebie wszystko. Śląsk zagrał jednak bardzo skomasowaną obroną, a my wolimy, gdy przeciwnik idzie na wymianę ciosów- powiedział po meczu Smuda. - Dzisiejszy mecz pokazał też, ile dla nas znaczy Rengifo.
- Ja nie mogłem dziś skorzystać z czterech zawodników, ale nie płakałem z tego powodu - odpowiedział Smudzie na pomeczowej konferencji prasowej, trener Śląska, Ryszard Tarasiewicz, przez co obaj szkoleniowcy omal się nie pokłócili.
Fakty są nieubłagane - Lech stracił punkty w trzecim meczu ligowym z rzędu. To nie powinno się przytrafiać zespołowi, który ma walczyć o mistrzostwo Polski, czego nie omieszkali wytknąć piłkarzom i trenerom kibice, skandując: "Miał być mistrz Polski, a będzie mistrz Wielkopolski". Oby się mylili...
Trener Franciszek Smuda ma o czym myśleć. |
Lech Poznań - Śląsk Wrocław 1:1 (1:1)
Bramki: 6. Lewandowski - 28. Janusz Gancarczyk.
Żółte kartki: Peszko, Tanevski - Wołczek, Ulatowski, Janusz Gancarczyk.
Sędziował: Hubert Siejewicz (Białystok).
Widzów: 18 000.
Lech Poznań: Kotorowski - Wojtkowiak, Arboleda, Tanevski, Djurdjević (88. Wilk) - Peszko, Bandrowski, Murawski, Stilić (69. Injac), Reiss (79.Bosacki) - Lewandowski.
Śląsk Wrocław: Wojciech Kaczmarek - Socha, Celeban, Pawelec, Wołczek - Ostrowski, Łukasiewicz, Ulatowski (81. Krzysztof Kaczmarek), Sztylka, Janusz Gancarczyk - Łudziński (66. Marek Gancarczyk).
Pomeczowe wypowiedzi po meczu Włókniarz - Sparta
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?