18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Szkolenie - Urzędnicy uczą się, jak odróżnić krokodyla od aligatora

Monika Kaczyńska
Żółw stepowy - jeden z najpopularniejszych w handlu żółwi lądowych
Żółw stepowy - jeden z najpopularniejszych w handlu żółwi lądowych B. Kala/Salamandra
Od dziś do środy urzędnicy kilkunastu starostw powiatowych pod okiem przyrodników z "Salamandry" będą zdobywali wiedzę o zwierzętach i roślinach zagrożonych wyginięciem, ujętych w załącznikach do Konwencji Waszyngtońskiej (CITES) oraz o zasadach ich rejestracji. Po co?

To już drugie takie szkolenie zorganizowane przez poznańskich przyrodników. Poprzednie odbyło się latem i wzięli w nim udział przedstawiciele 27 starostw.

- Obowiązek rejestracji zwierząt i roślin z gatunków zagrożonych istnieje od 200o roku, choć szczegółowe przepisy w tym zakresie w ciągu ostatnich 10 lat się zmieniały - mówi Borys Kala z PTOP "Salamandra". - Jednak mimo upływu dekady są może nie martwe, ale powiedziałbym, że ledwie żywe.

Dlaczego? Powodów jest kilka. Pierwszy z nich to brak powszechnej świadomości konieczności rejestrowania takich zwierząt. - Mało kto wie, że jeśli kupuje egzotyczne zwierzę powinien je zarejestrować, a jeszcze mniej osób zdaje sobie sprawę, że aby to zrobić musi mieć świadectwo legalności pochodzenia - twierdzi Kala. - Urzędnicy z kolei często nie wiedzą, jakie zwierzęta podlegają rejestracji, w jaki sposób to robić i co tak naprawdę jest dokumentem potwierdzającym legalność pochodzenia zwierzęcia. W tej ostatniej materii panuje kosmiczny bałagan - dodaje.

I to nie wina urzędników. Mimo starań w Polsce do tej pory nie powstał centralny rejestr zwierząt z gatunków objętych konwencją waszyngtońską, nie ma też jasnych przepisów dotyczących sposobów rejestracji. Skutkiem tego urzędnicy z całego kraju odpowiedzialni za prowadzenie rejestrów na poziomie starostwa prowadzą wykazy zwierząt po uważaniu. Do tego w różnych powiatach są akceptowane różne dokumenty.

- Czasem i takie, które z potwierdzeniem legalności pochodzenia nie mają nic wspólnego - zwraca uwagę Borys Kala. - Na przykład paragon jest jedynie dowodem na to, że ktoś za zwierzę zapłacił, ale nie znaczy to, że zostało sprowadzone legalnie.

Wyedukowani urzędnicy będą wiedzieli co faktycznie potwierdza legalność importu, a także, jakie zwierzęta powinny podlegać rejestracji.

- Nie chodzi o to, żeby wykuli na pamięć załączniki do konwencji waszyngtońskiej, ale wiedzieli gdzie takie rzeczy sprawdzać - podkreśla Borys Kala.

Będą także w jednolity sposób prowadzili rejestrację. To może okazać się ważne, gdy w końcu powstanie centralny rejestr zwierząt rzadkich gatunków.

Czy urzędnicy będą umieli odróżnić aligatora od krokodyla? - Aż takich ambicji nie mamy. Trzy dni to zdecydowanie za mało, żeby nauczyć się rozpoznawać kilkaset płazów, gadów, ptaków i ssaków - mówi Kala. - Rzecz jednak w tym, żeby urzędnik wiedział jak z informacji zawartych w załącznikach do CITES korzystać i nie dał się zbyć odręcznym oświadczeniem właściciela sklepu, że zwierzę sprowadził legalnie.

Choć moda na trzymanie w domu egzotycznych zwierząt nie mija, liczba zarejestrowanych nijak ma się do rzeczywistości. Są powiaty, w których zarejestrowano dosłownie pojedyncze sztuki. Są jednak i takie, gdzie lista właścicieli przekracza 1000 osób.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

W dawnym starostwie w Olkuszu uruchomiona zostanie restauracja

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na poznan.naszemiasto.pl Nasze Miasto