Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Uratował życie koledze

Danuta PAWLICKA
To był odruch – mówi Jacek Kurzyca. Fot. A. Szozda
To był odruch – mówi Jacek Kurzyca. Fot. A. Szozda
Kiedy grający w tenisa nieoczekiwanie upadł, nie dając znaku życia, tylko jeden z kilkudziesięciu obecnych – Jacek Kurzyca stanął na wysokości zadania. Jego reanimacja była skuteczna.

Kiedy grający w tenisa nieoczekiwanie upadł, nie dając znaku życia,
tylko jeden z kilkudziesięciu obecnych – Jacek Kurzyca stanął na wysokości zadania.
Jego reanimacja była skuteczna.

Ofiara zawału przez tydzień przebywała w śpiączce, ponad dwa miesiące spędziła w szpitalu na intensywnym leczeniu kardiologicznym. Potem jeszcze była rehabilitacja w specjalistycznym ośrodku. Aż do ostatnich dni nie było wiadomo, jak Bogdan Puchajda z tego wyjdzie. A jednak jest w pełni zdrów: – Kiedy dzisiaj spaceruję po sopockim molo, wciąż myślę o tym, że ten spacer zawdzięczam Jackowi Kurzycy.

Niespodziewany zawał

Sytuacja była naprawdę dramatyczna. Grupa kilkudziesięciu panów w średnim wieku rozgrywała między sobą towarzyski mecz w tenisa: – Ja ze swoim deblowym partnerem przegrałem cztery mecze i odpadłem z eliminacji, a Bogdan grał dalej. To był jego szósty mecz tego wieczoru – wspomina Jacek Kurzyca, radny Poznania w poprzedniej kadencji.
W pewnym momencie idący jak burza do przodu uczestnik padł na parkiet. Zrobiło się zamieszanie. Wszyscy zaczęli się kręcić wokół leżącego, nie wiedząc, co tak naprawdę się wydarzyło. Wtedy najbardziej przytomnie zachował się Jacek Kurzyca: – Nigdy nie uczestniczyłem w kursie, który by mnie nauczył, co w takiej sytuacji mam robić. To był odruch: masaż serca przez ucisk klatki piersiowej na przemian z oddychaniem usta-usta...

Jedni mówią, że na karetkę czekano kilka minut. Inni, że około 20. Aż do przyjazdu pogotowia, pan Jacek klęczał nad kolegą powtarzając, jak w transie, rytmiczne czynności: – Końcówki nie pamiętam; był to dla mnie ogromny wysiłek fizyczny, bo wcześniej grałem, nie oszczędzając sił. Doszedł do tego stres. Wydawało mi się, że upłynęły całe wieki.

Powrót z tamtego świata

Obaj panowie znali się tylko z kortów. Ale tam, na podłodze, ich znajomość nabrała zupełnie innego wymiaru. Lekarze nie mają dzisiaj wątpliwości. To był cenny, ,,złoty kwadrans”, który zdecydował o zdrowiu i przeżyciu mężczyzny. Tydzień w śpiączce, gdy aparatura przejmuje najważniejsze czynności za chorego, był najtrudniejszy dla rodziny: – Wiem, że ruszyłem ostro do piłki i... film się urwał. Nie pamiętam niczego, nie widziałem żadnego światła w tunelu. Bogdan Puchajda znalazł się w tej mniej licznej grupie zawałowców, którzy nie odczuwają charakterystycznego zamostkowego bólu. Lekarze mówią o nich: takich zbieramy z ulicy, gdy na ratowanie jest już za późno.

– Kiedy dzisiaj pomyślę o wszystkim na spokojnie, nie mogę uwierzyć, że wyszedłem z tego praktycznie bez szwanku. Lekarze przyznają, że taki cud z medycznego punktu widzenia zdarza się tylko w wyjątkowo sprzyjających okolicznościach – mówi uratowany.

Dla niego takim ,,zrządzeniem losu” okazał się kolega od rakietki. Zachował się jak lekarz, chociaż nie miał żadnego medycznego przeszkolenia. Nie stracił głowy. Nie wpadł w panikę, co, jak ocenia, zawdzięcza swojemu charakterowi i osobowości gotowej natychmiast podejmować trudne decyzje.

Podziękuj za życie

Lekarze namawiali swojego pacjenta, aby za życie podziękował przede wszystkim Jackowi Kurzycy: – On pierwszy pana reanimował – tłumaczyli mi w szpitalu MSW, gdzie leżałem. Nie wiedział, jak ma to zrobić, aby nie wypadło pretensjonalnie. Na srebrnej paterze w kształcie serca kazał wygrawerować podziękowania i dopisać: Jackowi-Bogdan. Tłumaczy się teraz, że czuje się, jak niezasłużony bohater, a przecież prawdziwym bohaterem jest Jacek Kurzyca.

– Najważniejsze, że Boguś jest wśród nas! – cieszy się poznański ratownik, dodając, że z tej dramatycznej lekcji wszyscy już wyciągnęli lekcję. Teraz wiedzą, że organizm pięćdziesięciolatka obciążonego pracą nie prześcignie zawodowca, który ma za sobą lata treningu na korcie. Uratowany Bogdan Puchajda przyznaje, że pracując w poznańskich wodociągach, był tytanem pracy tyrającym bez urlopów. Większość tych, którzy razem z panem Bogdanem grali w tenisa, przeszli w przyspieszonym trybie kurs ratownictwa: – To był pomysł prof. Michała Wojtalika, kardiochirurga dziecięcego, naszego kolegi z kortów. On zorganizował nam szkolenie, ja także je skończyłem – mówi Jacek Kurzawa.

– Każdy z 30 uczestników, który na fantomie wypożyczonym z poznańskiej AM uczył się masażu serca, dzisiaj już wie, jak ratować – zapewnia poznański profesor.

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na poznan.naszemiasto.pl Nasze Miasto