Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Uszol - legenda kibiców Kolejorza zatrzymany za narkotyki

Opr. RED
Maciej Opala
Gwiazda Kickera, król chuliganów, jak zwano go w całej Polsce, dawał się we znaki fanom innych klubów i policjantom. Na mecze już nie chodził, ale walczył nadal. W klatkach - pisał o Uszolu reporter Gazety Poznańskiej.

W latach 90. po burdach i bijatykach stadion Lecha bywał zamykany. Słowa „szalikowiec”, „kibic”, „ultras”, chuligan” znaczyły wtedy to samo. Stadionowym „kotłem”, czyli sektorem z najaktywniejszymi fanami rządził Rafał D., najlepiej znany jako Uszol - pisał w Gazecie Poznańskiej w 2006 roku Józef Djaczenko.

– Dawałem z siebie wszystko. Reprezentowałem Lecha i Poznań. Barwy klubowe wiele dla mnie znaczyły. Walczyłem, by pokazać, co to jest Lech. Poświęciłem wiele, ryzykowałem wszystkim – wspominał „Uszol”.

Nigdy nie wahał się stanąć wobec przeważających sił „wroga”. Niejeden raz mocno oberwał. Gdy do Poznania przyjechali niemieccy dziennikarze i kibice Schalke 04 Gelsenkirchen potrafił wszcząć awanturę, by dać się pobić policji, sprowokować zamieszki. Dziennikarze niemieccy wpadli w zachwyt, Uszol był bohaterem reportażu w „Kickerze”.

Czytaj też: Policja zatrzymała Uszola

Znali go na wszystkich stadionach, u policjantów wzbudzał strach i nienawiść. – Największą frajdę sprawiało mi, gdy sam lub z kolegą ganialiśmy przed obcym stadionem dużą grupę miejscowych – mówił reporterowi Gazety Poznańskiej „Uszol”. Kiedyś o mało nie skończyło się to źle. W Katowicach policjanci zrobili mu psikusa zamykając bramy stadionu, gdy został sam wobec dużej grupy miejscowych, wśród których byli i katowiccy skini. Rzucił się do szaleńczej ucieczki. Nie był żartów – ryzykował co najmniej ciężkim pobiciem.

Zobacz także: Szkoły w Poznaniu protestują. Nie chcą likwidacji

– Pędziłem w amoku przez chaszcze, przeskakiwałem przez płoty. Nagle znalazłem się na terenie Zoo. Pokonywałem kolejne ogrodzenia, aż wylądowałem wśród wielbłądów. Ścigający byli tuż, więc wiedziony instynktem biegłem dalej na oślep. Przy swoich wymiarach wdrapałem się na wysoki płot

Byłem już poza Zoo. Z daleka widziałem trybunę z naszymi kibicami, ale po drodze był jeszcze jeden płot, tym razem z drutem kolczastym. Jakoś go pokonałem, trochę się poraniłem, ale znalazłem się na terenie ośrodka szkolenia psów. Luzem biegały wielkie wilczury. Wydostałem się, dobiegłem do stadionu, przedarłem się przez bramę i dopadłem do naszego sektora – opowiadał Rafał D.

Takich przygód miał mnóstwo. W 1999 roku, wściekły na piłkarzy, działaczy i nie akceptujący przemian zachodzących na trybunach zerwał z kibicowaniem. Przetrwał w pamięci kibiców, którzy jednak nie wiedzieli, co się z nim dzieje – aż usłyszeli o jego walkach w klatkach.

– Zainteresowałem się tym podczas pobytu „za murami”, na Młyńskiej, w 2002 roku – opowiada Uszol. – Namówił mnie Olgierd Michalski, który trenował brazylijskie ju-jitsu. Nie przepadałem za czymś takim, chciałem spróbować sił w wolnych walkach, a wiedziałem, że ktoś je legalnie organizuje.

Po wyjściu na wolność zaczął trening pod kierunkiem Rafała Szymańskiego. Założycielem i głównym trenerem klubu był Karol Matuszczak. – Wiele im zawdzięczam – mówił nam Uszol. Poznał podstawy ju-jitsu, ale przez cały czas zgłaszał gotowość do walk wolnych, gdzie można łączyć wszystkie style – od boksu, przez kick-boxing, zapasy do judo i ju-jitsu.

Pierwszą walkę stoczył w Warszawie, gdy udało się znaleźć dla niego przeciwnika. Rafał pamięta, że pochodził z Ostrowca Świętokrzyskiego i dużego oporu nie postawił. – To było totalne nieporozumienie, walka trwała 8 sekund. W finale miałem się spotkać z policjantem o nazwisku Teresiewicz i ostrzyłem sobie zęby na ten pojedynek. Nie doszło niestety, do tego. Podobno przełożeni zakazali mu walk. To dziwne, bo po paru miesiącach już walczył – mówi Uszol.

Do 2006 roku stoczył pięć walk (cztery zwycięskie), z czego dwie za granicą – w Duisburgu i Coventry. Szczególnie pamiętna była ta druga, gdzie bardzo przypadł do gustu organizatorom z Cage Warriors i kibicom. Przygotował się do walki z równym sobie, ale przeciwko niemu stanął czarnoskóry Brazylijczyk Zulusinho. Rafał, przy dwumetrowym wzroście, ważył 130 kg. Rywal był o 40 kg cięższy.

– Pierwszy raz zmagałem się z kimś o tyle większym ode mnie. Mogłem walkę rozwiązać inaczej, ale byłem zbyt ambitny – chciałem go natychmiast powalić. Ubzdurałem sobie, że załatwię go jednym ciosem. Wymianki dużo mnie kosztowały, nadszarpnęły siły – wspominał.

Przegrał z honorem, otrzymując owację na stojąco, bo styl i odwaga liczą się nie mniej niż ostateczne zwycięstwo. – Przez wszystkie lata stadionowych bójek nikt mnie nigdy nie kopnął w głowę z taką siła, z jaką ten okaz z Amazonii bił z pięści – twierdził Uszol. Wytrzymał mnóstwo potężnych ciosów. Anglicy mówili, że Polak ma głowę z betonu.

Twierdził, że z takich walk można wyżyć, ale tylko wtedy, gdy występuje się dwa razy w miesiącu, najlepiej za granicą i ma znane nazwisko.

Dzisiaj zatrzymała go policja. I ponoć poszło o narkotyki.

Najważniejsze informacje z Poznania - zamów nasz newsletter

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na poznan.naszemiasto.pl Nasze Miasto