Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wioletta Smul: Nigdy nie bałam się wysokości [ROZMOWA]

Błażej Dąbkowski
Wioletta Smul
Wioletta Smul Błażej Dąbkowski
Wioletta Smul, poznanianka, która wspięła się na najwyższy budynek w Europie, by ratować Arktykę opowiada nam o jednej z najbardziej spektakularnych akcji Greenpeace. Wioletta Smul odpowiada na pytania Błażeja Dąbkowskiego.

Jesteś ekoterrorystką?
Wioletta Smul: Rozumiem, że już tak jestem nazywana (śmiech).

Nie da się ukryć, że wielu ekologów, nie tylko z Greenpeace jest tak nazywanych
Wioletta Smul: W Polsce to hasło pojawiło się wraz z walką o dolinę Rospudy i tak już zostało. Greenpeace jest zresztą często wkładany do jednego worka z innymi ekologicznymi organizacjami, które zbiorczo określa się mianem ekoterrorystów. Ale rzeczywiście, wcześniej gdy zbierałam fundusze na rzecz ekologii zdarzało mi się usłyszeć, że jestem jednym z nich.

Ale po głośnej akcji w Londynie z ekoterrorysty stałaś się bohaterem. Tak o Tobie pisze się teraz na forach internetowych czy Facebooku.
Wioletta Smul: Ja przede wszystkim nadal czuję się sobą, a w akcjach Greenpeace brałam już udział znacznie wcześniej. Ta w Londynie, była po prostu kolejną, w którą włączyłam się wyłącznie dla idei. A, że wydźwięk jest spory, to tym lepiej dla naszej kampanii.

Niby kolejna, ale jednak bardzo nietypowa. Wspinanie się na szczyt najwyższego budynku w Europie trudno zaliczyć do "zwyczajnej” akcji na rzecz środowiska.
Wioletta Smul: Nietypowa, to prawda, można nawet rzec, że spektakularna. Ale dla wszystkich dziewczyn najważniejszy był cel i moim zdaniem został on osiągnięty, bo cały świat dowiedział się o planach dewastacji Arktyki przez międzynarodowe koncerny.

Wioletta Smul: Zobacz jak poznanianka wspinała się na Shard

Wioletta Smul - to Arktyka jest najważniejsza

A nie jest przypadkiem tak, że ludzie bardziej zwrócili uwagę na sam fakt dotarcia na szczyt sześciu kobiet z różnych kontynentów niż na to, jaki cel im przyświecał?
Wioletta Smul: Przy każdej rozmowie czy udzielanym wywiadzie najpierw opowiadam o Arktyce, bo to ona jest najważniejsza, ale sam fakt, że weszłyśmy na Shard jest też oczywiście nośnym tematem. Właśnie to chcemy wykorzystać, bo dzięki temu nawet osoba, której ekologia nie jest bliska, po tym jak usłyszy o kobietach zdobywających tak wysoki budynek może podpisać petycję w sprawie topniejącej Arktyki.

Co czułaś, gdy znalazłaś się na samym szczycie?
Wioletta Smul: Euforię. Czułam się wręcz cudownie. Kiedy otrzymałam informację, że Elisabeth, która miała wejść na szczyt ze mną nie zrobi tego, pomyślałam, że skoro już jestem tak daleko, to nie mogę się poddać. Ale oczywiście nie było łatwo, ponieważ ostatni odcinek nie był już wspinaczką przy szkle, tylko po balkonach – czyli najbardziej siłową częścią. Gdy jednak rozwinęłam flagę, zapomniałam o zmęczeniu, byłam z jednej strony szczęśliwa, ale z drugiej trochę osamotniona. Kiedy jest druga osoba obok ciebie, możecie wspólnie cieszyć się tą chwilą.

Cały świat trzymał jednak za Ciebie kciuki.
Wioletta Smul: Dowiedziałam się o tym dopiero na drugi dzień. Okazało się, że ludzie stojący wokół Shard dopingowali mnie, a gdy już weszłam na szczyt klaskali. Tylko, że wtedy ja tego nie słyszałam, na takiej wysokości kompletnie nic do mnie nie docierało. W tym czasie rozpościerał się pode mną piękny widok – panorama Londynu. Stolica Wielkiej Brytanii była niemal na wyciągnięcie ręki.

Na wysokości spędziłaś ponad 15 godzin. Nie czułaś strachu nawet przez chwilę?
Wioletta Smul: Nigdy nie bałam się wysokości. Jestem pewna swoich umiejętności i sprzętu, którego używam. W sumie przerażona byłam tylko w jednym momencie, gdy po 80 metrach wspinaczki spojrzałam w górę i zdałam sobie sprawę, że przed nami jeszcze bardzo długa droga.

Myślisz, że dyrekcję Shella szlag trafiał, gdy widzieli Cię w akcji?
Wioletta Smul: Mam taką nadzieję (śmiech). Później udało mi się poznać stanowisko koncernu, który powtarzał „respekt dla dziewczyn”, ale jednocześnie podkreślał, że odpowiedzialne odwierty w tamtym rejonie i tak przyniosą korzyści dla wszystkich. Ale moim zdaniem to po prostu niemożliwe.

Gdy obserwowałem Waszą wspinaczkę zastanawiałem się, jak przez tyle godzin załatwia się najprostsze czynności jak toaleta czy jedzenie. Facet z tym pierwszym zawsze da sobie jakoś radę, ale w przypadku kobiet już chyba nie jest tak łatwo…
Wioletta Smul: Każda z nas otrzymała plecak, w którym była woda i prowiant. Jeśli chodzi o toaletę, to zażyłyśmy wcześniej tabletki, które wstrzymywały wydalanie. Miałyśmy ze sobą także specjalne pojemniki dla kobiet i puste butelki. Z całej wspinaczki rzeczywiście najgorzej wspominam momenty, gdy chciałam skorzystać z toalety. Odczuwałam ogromną barierę psychiczną, bo na każdym piętrze tego budynku ludzie się na nas patrzyli, kibicowali nam, nagrywali, robili zdjęcia. To było bardzo pozytywne, ale w momencie gdy chciałam się załatwić, przeradzało się w tragedię (śmiech). Doszło do tego, że na jednym piętrze poprosiłam panów, by wyszli z pokoju i przestali się na mnie patrzeć.

Wioletta Smul - koleżanki były zdziwione moim wiekiem

Mimo tych problemów po akcji szczęśliwie powróciłaś na ziemię. Co wtedy sobie pomyślałaś?
Wioletta Smul: Że muszę usiąść. Naprawdę. Dopiero wtedy do mnie dotarło, że jestem potwornie zmęczona. Tymczasem musiałam czekać aż policja zarekwiruje nasz sprzęt i nas przeszuka.

Policjanci też Ci gratulowali?
Wioletta Smul: Tak, zarówno oni, jak i ekipa, która patrzyła nam cały czas na ręce i sprawdzała czy zdobywamy Shard bezpiecznie. Wszyscy byli zresztą dla nas bardzo mili, choć później trafiłyśmy do aresztu. Jednak najbardziej przyjemnym dla mnie wyrazem uznania były słowa aktywistki, która stwierdziła, że ja dla wiedzy o klimacie w Polsce zrobiłam więcej niż ona przez dwa lata rozmawiając na ten temat z naszymi politykami.

Jak długo przygotowywałaś się do akcji?
Wioletta Smul: W Londynie byłam już miesiąc wcześniej, wtedy zobaczyłam się z resztą dziewczyn i wspólnie poszłyśmy zobaczyć Shard. Zrobiłyśmy zdjęcia budynku, dokładnie się mu przyjrzałyśmy i po dwóch dniach wróciłam do domu. Ale przygotowania trwały nadal, ponieważ musieliśmy wykonać podobną konstrukcję, by sprawdzić jak można się na nią wspiąć. Wymyśliłyśmy nawet specjalne haki, który były później dla nas zrobione. Początkowo nie wyglądało to jednak różowo. Gdy pierwszy raz zobaczyłam zdjęcia wieżowca, byłam z jednej strony podekscytowana, ale z drugiej strony zaczęłam się martwić, czy jest to wykonalne. Dopiero próby, które wykonałyśmy dały mi taką pewność. Natomiast przed samą akcją, która rozpoczęła się w czwartek musiałyśmy jeszcze 3 dni wspólnie potrenować, by zbudować do siebie zaufanie. Byłam odpowiedzialna za robienie stanowiska dla jednej z koleżanek i asekurowanie drugiej, właśnie w takich momentach zaufanie jest kluczowe.

Miałaś przydzieloną bardzo odpowiedzialną funkcję, ale jednocześnie okazałaś się najmłodszą aktywistką w Waszej międzynarodowej grupie.
Wioletta Smul: Nawet moje koleżanki nie wiedziały w jakim jestem wieku, to wyszło dopiero podczas udzielania wywiadu, zaraz po tym jak zeszłyśmy z budynku. Były zdziwione, że mam niecałe 23 lata.

No właśnie, jesteś młodą osobą. Czy zadałaś sobie pytanie o co tak naprawdę walczysz i czy warto to robić?
Wioletta Smul: Moim priorytetem jest uratowanie Arktyki, dlatego na Shard zawiesiłam baner "Save The Arctic”. Niestety, takie koncerny jak Shell czy Gazprom planują tam odwierty. A to teren unikatowy, który zachował się bez ingerencji człowieka. Prawda jest taka, że w tych warunkach nie da się ich prowadzić bezpiecznie. Już w ubiegłym roku Shell musiał na rok zawiesić swoje prace w tamtym regionie, ponieważ doszło do urwania się z cumy i odpłynięcia platformy wydobywczej oraz pożaru na statku wiertniczym. To działo się od strony Alaski, tymczasem teraz oba koncerny chcą zająć się odwiertami od strony rosyjskiej. Stąd nasza akcja i petycja, która trafi do ONZ.

Czym się zajmujesz poza wchodzeniem na najwyższe budynki w Europie?
Wioletta Smul: Studiuje technologię drewna na Uniwersytecie Przyrodniczym w Poznaniu, poza tym zajmuje się wspinaczką przemysłową. A w Greenpeace działam od czterech lat. Po studiach chciałabym założyć wraz z koleżanką firmę, która będzie się zajmowała produkcją ręcznie robionych gadżetów promocyjnych z drewna, ale sądzę, że w 100 procentach spełniałabym się także jako ekolog. To fajne, że efekty naszej pracy widać, że często można skutecznie naciskać na koncerny i polityków, by zmieniały swoje stanowiska na proekologiczne.

Wioletta Smul weszła na Shard - TY PODPISZ APEL ONZ I URATUJ ARKTYKĘ

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wybory Losowanie kandydatów

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na poznan.naszemiasto.pl Nasze Miasto