Adam jest studentem drugiego roku turkologii na UAM. Do Gruzji pojechał 4 lipca jako wolontariusz. - Byłem w Gruzji 6 tygodni. Fakt, mieliśmy niewielki dostęp do informacji z zewnątrz, ale tam, na miejscu, nic nie zwiastowało wybuchu wojny – relacjonuje. – Wręcz przeciwnie, mieszkańcy twierdzili, że jej nie będzie. Wszyscy byliśmy zaskoczeni atakiem – mówi.
Po ataku na Osetię, wszyscy zaczęli uciekać. – Ludzie wychodzili z domów w samych kapciach, nie wiedzieli dokąd się udają i gdzie spędzą kolejne dni. Najważniejszą rzeczą dla nich było znaleźć się możliwie jak najdalej od tego koszmaru. Nic dziwnego – z Gori praktycznie w tym momencie została smużka dymu – opowiada.
A jak wybuch wojny wyglądał dla Polaków znajdujących się w tamtej chwili w Gruzji? - Na drugą noc po wybuchu wojny Rosjanie zbombardowali Gruzję. Znajdowałem się wtedy bardzo blisko granicy z Osetią, więc postanowiliśmy uciec do Batumi. Ale dobrze wiedzieliśmy, że także tam nie jesteśmy bezpieczni – mówi.
- W nocy przy świetle świec (w Batumi z obawy przed bombardowaniem wyłączono prąd) pakowaliśmy swoje rzeczy, dokumenty, pieniądze, aby w każdej chwili być gotowym na ewakuację. Rano skontaktowaliśmy się z konsulatem. Jesteśmy im ogromnie wdzięczni. Co chwila dostawaliśmy SMS-y z ambasady w Tbilisi z informacjami o przebiegu akcji. Ewakuacja przez Turcję przebiegła nadzwyczaj sprawnie.
Na pokładzie samolotu, którym leciał Adam, znajdowało się około 75 Polaków wracających do kraju. Polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych ogłosiło, że w Gruzji nie ma już żadnych Polaków, których trzeba ewakuować.
Protesty przeciwko wojnie odbywają się w całym kraju, także w Poznaniu - zobacz artykuł "Poznań solidarny z Gruzją".
Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?