Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wyjątkowy jubileusz w Marcinku

AleksandraP
AleksandraP
Rozmowa z Dorotą Wojnowską, której chór Canticum Novum w tym roku obchodzi 20-lecie działalności.

Zawsze uśmiechnięta, kochająca muzykę i muzykującą młodzież, przez 20 lat bez reszty oddana chórowi Canticum Novum, istniejącemu w poznańskim Marcinku – pani Dorota Wojnowska. Wychowała setki (prawie 400) chórzystów, którzy dzięki niej pokochali muzykę na zawsze. Wspaniały muzyk, dyrygent, organizator, kobieta z charyzmą. W tym roku chór pod jej dyrekcją obchodzi dwudziestolecie. Uroczysty koncert jubileuszowy odbędzie się 18 czerwca o godz. 18 w auli Gimnazjum i Liceum im. Karola Marcinkowskiego w Poznaniu. Pani dyrygent na ten dzień szykuje nie tylko wyjątkowy repertuar, ale także  wyjątkowy komunikat.

Aleksandra Paszkiewicz: Co skłoniło panią dwadzieścia lat temu do podjęcia decyzji o założeniu i poprowadzeniu chóru w Marcinku? Czy wtedy był to standard – dobry chór w każdym liceum?

Dorota Wojnowska: To nie był standard. Nie było chórów, bo skończyły się czasy prawdziwego wychowania muzycznego w szkołach. Tego wątku nie rozwinę, bo trzeba by przeanalizować kilkadziesiąt lat polskiej edukacji humanistycznej. Odpowiem na pytanie pierwsze. O założeniu chóru w I LO im. Karola Marcinkowskiego zdecydowałam dopiero w czwartym roku pracy w tej szkole. Dyrygentem zespołu może być człowiek, który posiada cechy przywódcze, a ja takich w sobie nie czułam. Jednak wydarzenia pewnego wrześniowego szkolnego poranka 1990 r. zadecydowały, że powołałam do życia chór w Marcinku. Otóż ówczesny dyrektor szkoły, pan Marek Rybarczyk, wezwał mnie na dywanik i rzekł: „Pani Doroto, albo pani założy chór, albo czekający na korytarzu pan, który ma na to wielką ochotę”. Nie dopuściłam do tego! Moja szkoła, moja młodzież, mój ci będzie chór…

AP: Młodzież ma coraz więcej rozmaitych zainteresowań, coraz więcej możliwości, których wcześniej nie miała, ale do pani chóru trafiają młodzi ludzie dla których, często mimo braku muzycznego wykształcenia, muzyka jest bardzo ważna. Czy właśnie to dawało pani zapał do pracy z nimi przez te wszystkie lata?

DW: Zapał do pracy dają mi ludzie, którzy chcą śpiewać i efekty, jakich dopracowujemy się pod koniec każdego roku szkolnego. Nie wiem, jak ważna jest muzyka dla tego czy innego młodego człowieka. Mam nadzieję, że dla każdego jest ważna, bo całe nasze życie oplatane jest muzyką, począwszy od wokalnych ptasich zabaw nad polem rzepaku, poprzez muzykę, której słucha się niechcący, aż do wyborów - bo ktoś nas czymś zachwycił, nauczył, podał, zaproponował. I tak dzieje się z każdą dziedziną poza szkolną ławą. Albo rodzic, nauczyciel, czy trener coś poda i tym zachwyci albo nie. Ja wierzę, że zachwyty można mnożyć i nie zatrzymywać się na jednym. Dlatego w ciszy cierpię, gdy chórzysta zwalnia się z części próby, bo biegnie do teatru, albo na ważną zbiórkę harcerską. Cierpię, bo nie wypracujemy razem tego, co zamierzyłam „na dziś”, ale cieszę się, że ten piętnasto- czy osiemnastolatek, skruszony przede mną biegnie, by "stawać się" dalej i pełniej.

AP: Skąd pani wie jakimi utworami i jakimi ich interpretacjami oczaruje pani dzisiejszą młodzież? Czy wie pani, że oni tu przychodzą aby usłyszeć i zaśpiewać to co wywoła u nich tzw. ciarki?

DW: Te „ciarki” to sens sztuki. Dzieło sztuki (szeroko pojętej) ma wywoływać emocje u odbiorcy. Wtedy sztuka spełnia swoje zadanie. Uczę, że każdy utwór wypracowujemy dla odbiorcy. Ale żeby tak się stało, my musimy czuć i rozumieć: formę, melodię, harmonię, kulminację i rozładowanie napięcia. A wybieram takie kompozycje, które te warunki, moim zdaniem, spełniają. To może być madrygał renesansowy, czy motet, ale równie dobrze "La cucaracha", albo "Ob-la-di ob-la-da".

AP: Musiało być w tym chórze coś niezwykłego, coś co dawało pani tak pozytywną energię przez tyle lat. Co to było? Co tak nieprawdopodobnie zachęcało do dalszej, coraz bardziej wytężonej pracy?

DW: Do każdej pracy zachęca pochwała, powodzenie i sukces, czyż nie? No, wielu powie, że godziwa zapłata, ale w warunkach polskiej oświaty ten argument trzeba odstawić na bok. Dla mnie sukcesem i powodzeniem są próby piątkowe, na które ostatnimi siłami po całym tygodniu, na drugie piętro docierają chórzyści, ale zmęczenie szybko mija, pojawia się zapał, uśmiech i nadzieja. Po chwilach wyłania się harmonia współbrzmień i często brawa wieńczące kilkutaktowe ćwiczenia. Siłę dają też wymierne sukcesy podczas konfrontacji z innymi chórami w Polsce i na arenie międzynarodowej. Podczas konkursów i festiwali nikt się nie opowiada w jakich warunkach pracuje zespół i czy młodzież ma przygotowanie muzyczne, wokalne itd. Oceniana jest muzyka i jej brzmienie, spektakl, jaki się tworzy, profesjonalizm, który często jest budowany z determinacji, rzetelności i wytrwałości, a wcale nie z wiedzy i doświadczeń uczestników. I wtedy tak bardzo cieszą pochwały i nagrody.

AP: Chórzyści przychodzili i odchodzili. Nietrudno jest sobie wyobrazić, zwłaszcza tym, którzy mieli okazję przekonać się o pani olbrzymim zaangażowaniu, jak trudne były takie rozstania. Ale pani potrafiła uwierzyć w to, że nowi chórzyści też będą wspaniali. Bez takiego patrzenia na tych stale zmieniających się, muzykujących, młodych ludzi zapewne nie byłoby tylu sukcesów w Polsce i za granicą. Które z osiągnięć chóru są dla pani wyjątkowe i dlaczego?

DW: Wyjątkowe to te, które dostarczają najwięcej emocji, bo wymagały olbrzymiego nakładu pracy i przyniosły rezultaty w postaci nagrody - tytułu laureata. Mimo iż każdy wyjazd wspominam z pozytywnym wzruszeniem, najbardziej przeżyłam pierwszy zagraniczny, w 1997 roku, na Wyspy Brytyjskie. W walijskim Llangollen śpiewałyśmy w olbrzymim na 4 tysiące osób namiocie, doskonale akustycznie przygotowanym, na scenie ozdobionej tysiącami świeżych kwiatów (pamiętam zapach). Miasteczko przyjęło 15 tysięcy uczestników, był porządek i doskonała organizacja. Wystąpiłyśmy w dwóch kategoriach i zdobyłyśmy drugie i czwarte miejsce. Przy okazji chór zaprezentował się na kilku koncertach w Walii, zwiedził kawałek Europy i wydłużył podróż o dobę, spędzając ją na rozgrzanym asfalcie portu w Calais, przy zepsutym autokarze. Było cudownie!

AP: Przez tyle lat współpracy z młodzieżą z pewnością zdarzały się zarówno te trudne chwile, jak i te dobre, które na długo zapadają w pamięć. Do jakich wspomnień z życia chóru najchętniej pani powraca? Czy są takie, które zawsze wywołują uśmiech na pani twarzy?

DW: Nie wywołują uśmiechu na twarzy tylko te chwile, w których akurat pracujemy i ktoś wykazuje niesubordynację. Ale gdy te wspominam po roku, dwóch, i one wywołują uśmiech na twarzy i myśl "Jeszcze się nażyją na baczność, wyluzuj".

By nie pozostać tylko na tym zdaniu powiem, że mnóstwo jest wspomnień do których wracam z radością: wyprawy kajakowe po Biebrzy, koncert dla koszykarzy w Pucku (zderzenie treningu fizycznego z „wysoką kulturą”), kąpiel w basenie w strojach chóralnych w Szwajcarii… Nie mogę pisać o wszystkim, bo to nasze tajemnice.

AP: Najtrudniej mi zapytać o najbliższą przyszłość chóru, bo wiem, że padną tu słowa, które ostatnio odebrały głos i umiejętność śpiewania całemu chórowi. Co chciałaby pani powiedzieć swoim aktualnym chórzystom i sympatykom chóru, dla których ta najbliższa przyszłość wydaje się wręcz niemożliwa?

DW: Cóż, przyszedł czas podsumowań, które właśnie się dzieją. Przyszedł czas na zmiany. Po dwudziestu latach z chórem, a po dwudziestu trzech latach z „Marcinkiem” rozstaję się. To trudna decyzja, ale bardzo chcę rozwinąć chór dziewczęcy w Poznańskiej Szkole Chóralnej, który prowadzę drugi rok. Niestety, nie dam rady, bez uszczerbku na poziomie któregoś z zespołów, prowadzić dwóch i pracować w dwóch szkołach... Trwam przy tym pytaniu i trwam. Żeby wyrazić to co w duszy, musiałabym wiele zdań napisać… Zostawię to na wieczorne rozmowy…

AP: Proszę obiecać, że nie zapomni pani o nas i że będzie nam pani „kibicować”, bo to właśnie pani obudziła w nas pasję, która chcemy, a nawet czujemy, że musimy dalej rozwijać.
DW: Wierzę, że nazwa Canticum Novum (Nowe Śpiewanie) będzie wiecznie aktualna. Nowa, młoda dyrygentka już się szykuje, już dopytuje. Jest pełna energii i zapału. Mam nadzieję przez kolejne lata przychodzić do Marcinka i w przepięknej, słonecznej auli zasiadać nareszcie na widowni i oklaskiwać nowe brzmienia, nowych śpiewaków, nowe utwory chóru.


miejsca,



które trzeba odwiedzić, konkurs
od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na poznan.naszemiasto.pl Nasze Miasto