Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

XIV MFF Off Cinema: Kilkanaście godzin w kinie za nami

Redakcja
Za nami już 23 konkursowe pokazy 14. edycji festiwalu Off Cinema. Wśród zaprezentowanych filmów były dobre, były także słabsze, ale zobaczyliśmy także kilka wręcz świetnych obrazów.

Zobaczyliśmy dla Was wszystkie zaprezentowane do tej pory filmy. Trzeba przyznać, że tegoroczny Off Cinema zaczął się bardzo dobrze. Miesiąc miodowy może mylić tytułem, a Grzegorz Krawiec znalazł swojego bohatera w zakładzie karnym. Tomasz właśnie po siedmiu latach wychodzi na wolność, ale nie jest to takie zwyczajne opuszczenie więzienia. Poznajemy go w chwili, gdy w jednej z sal… bierze ślub. Potem wychodzi zza krat, panna młoda – zostaje. Teraz Tomasz musi się zmierzyć z rzeczywistością – nie ma pracy, nie ma zasiłku, ale kocha żonę i obiecał jej, że nie będzie kradł…

Choroba potrafi złamać nawet najmocniejszych. Ale może również dawać siłę. Bohaterka filmu Bartłomieja Żmudy nie ukrywa swojego lęku i obaw – czy rak nie powróci, czy życie potoczy się dalej bez cierpienia i choroby. W tych chwilach monologów widzimy ją odartą z makijażu i fasady, którą stworzyła sobie dla otaczającego ją świata. Ale to ta codzienna aktywność pozwala jej przetrwać – w przebraniu klauna odwiedza dzieci leżące na szpitalnych oddziałach, daje im radość, a rodzicom nadzieję. Znajduję ją także w sobie w tytułowych Pięciu minutach do nieba.

10 lat do Nashville to dokumentalny film drogi. Dwójka głównych bohaterów postanawia oszczędzać, by za rok polecieć do Stanów Zjednoczonych na festiwal muzyki country do Nashville. Ale poznajmy ich wcześniej. Ona to kobieta, która sprząta dworzec PKP. Zaczęła siedem lat wcześniej i „tak jakoś została”. On – absolwent akademii ekonomicznej, pracownik departamentu trudnych kredytów w jednym z dużych banków dosyć miał pracy, która nie tylko nie sprawiała mu przyjemności, ale wypalała psychicznie. Dlatego stał się dzierżawcą jednej z toalet na tym samym katowickim kolejowym dworcu. Łączy ich przyjaźń, ale już nie motywacje. Ona kocha country, on chciałby zobaczyć z bliska Statuę Wolności. Ale to wystarcza, by rok później wsiąść do samolotu i polecieć za ocean. Kamera towarzyszy im w tej przedziwej wyprawie dwójki różnych ludzi, których znajomość angielskiego jest mniej niż szczątkowa.

Pięć minut do niebaTrinkler

Trinkler Marie-Catherine Theiler to świetnie zmontowana paradokumentalna impresja o... krowim dzwonku. A właściwie o krowim dzwonie – bo powiększony został do rozmiarów sporego wiadra. Przed kamerą szwajcarskiej realizatorki pojawiają się różni ludzie – robotnicy, sprzedawcy, rzemieślnicy, kierowcy, rolnicy, lekarze, biznesmeni… Każdy z nich podchodzi do wielkiego rekwizytu, chwyta za olbrzymią skórzaną obręcz i dzwoni. Każdy w swoim stylu wydobywa z tego samego narzędzia różne brzmienia.

Zawsze mam obawy przed dłuższymi dokumentami pokazywanymi na Off Cinema i za każdym razem okazuje się, że są one dużo lepsze niż krótkie filmy w tym samym bloku konkursowym. Tak też było w przypadku holenderskiego Inhale / Exhale (Wdech / Wydech) Jeana Couneta. Zrealizowany na Łotwie film to pozbawiona komentarza opowieść o dniu powszednim wielkiego szpitala koło miasta Daugavpils. Przez 44 minuty poznajemy zaledwie skromny wycinek szpitalnego życia – ale nie o dokumentację medycznych technik autorowi chodziło. W krótkich migawkach pojawiają się przed nami lekarze – w czasie obchodu, zabiegów, porodu, trepanacji czaszki; pacjenci – cierpiący, leżący w śpiączce, zabijający szpitalną nudę dyskusjami, śpiewem lub grą w karty. To takie migawki z życia, które wciągają i tworzą niezwykle spójną opowieść bez głównych bohaterów, bez jednej historii, skonstruowaną właśnie na tej samej zasadzie, dzięki której żyjemy: „wdech – wydech”. Szkoda tylko, że polskiego tłumaczenia dokonano na podstawie nie najlepszego tłumaczenia angielskiego, zamiast posłużyć się oryginalną wersją rosyjskojęzyczną. Zniknęło wiele smaczków.

Inhale / Exhale (Wdech / Wydech)Pierwsze zdjęcie

Bardzo niedobrze, że następnym filmem zaprezentowanym widzom Off Cinema było Pierwsze zdjęcie Lucii von Horn Pagano. Ta studencka etiuda z łódzkiej szkoły filmowej zrealizowana została także w szpitalu – tym, razem położniczym. I kolejna opowieść szpitalna w jednym ciągu to za dużo naraz. A szkoda. Realizatorka w prosty sposób opowiedziała historię młodej pary czekającej na swoje dziecko – od rozmów, badań lekarskich, po rozmowy lekarzy przed zabiegiem cesarskiego cięcia aż do tytułowego pierwszego zdjęcia – przez szybkę inkubatora.

Legenda polskiej sceny operowej Maria Fołtyn już nie śpiewa, porusza się o lasce, ale cały czas zachowała niezwykłą żywotność – z pasją ruga młodą śpiewaczkę przygotowującą się do występu na scenie, opowiada o swoich miłosnych podbojach… Siedemnastominutowa etiuda zrealizowana przez Agnieszkę Smoczyńską zainteresuje nie tylko miłośników opery. Viva Maria!

Viva Maria!Smolarze

Smolarze Piotra Złotorowicza to jedna ze słabszych z dotychczasowych propozycji. Dwójka starszych ludzi żyje gdzieś w lesie i zajmuje się wypalaniem węgla drzewnego. Żyją własnym rytmem i takich właśnie pokazuje ich kamera. Niestety, za dużo jest w tym filmie obrazkowych dygresji, rozpraszających widza – a to kura goniąca motyla, a to pies obszczekujący przez dłuższy czas żabę. W przypadku 15-minutowego filmu kilkadziesiąt sekund obrazu to bardzo dużo.

W czasie poprzedniej edycji Off Cinema oglądaliśmy świetny dokument „Henio, Idziemu na Widzew” o niewidomym masażyście, fanie Widzewa, jeżdżącym na wszystkie mecze swojej ulubionej drużyny. W tym roku w konkursie bierze udział inny film, którego bohater jest także niewidomym łodzianinem - Spacer z przewodnikiem. Podobnie, jak bohater „Henia” także jest masażystą, jednak dokument Macieja Cendrowskiego jest opowieścią o jego pasji – poruszając się łódzkimi ulicami, nagrywa odgłosy miasta, tworząc swoistą dźwiękową mapę. Bo dźwięki są dla niego najważniejsze. I Cendrowskiemu udaje się o tym widza przekonać.

Spacer z przewodnikiemKarnawał

Szwajcarski Karnawał zrealizowany przez Augustina Rebeteza to najkrótszy film tegorocznej edycji Off Cinema. Ale jednocześnie jeden z najlepszych. Z samym słowem „karnawał” od razu kojarzymy feerię barw, doskonałą zabawę, czyste szaleństwo… Rebetezowi udało się to wszystko zmieścić w trzech minutach czarno-białego collage’u. Dynamiczny montaż bardzo krótkich ujęć, żadnych zdjęć trickowych do zupełnie niekarnawałowej muzyki i efekt jest zaskakująco dobry.

Dwuznaczność w tytule filmu Macieja Głowińskiego Do dna jest celowa i zamierzona. Może bowiem oznaczać zarówno toast wypijany dla pomyślności, jak i kierunek, w którym można podążać. To nurkowanie w odmęty życia przeżył bohater tej krótkiej filmowej opowieści. Jest niepijącym alkoholikiem, który w trzeźwości utrzymuje się dzięki dbaniu o kondycję fizyczną – widzimy go kąpiącego się w przerębli, półnagiego uprawiającego jogę na mroźnym warszawskim Starym Mieście, czy w końcu chodzącego na rękach po chodnikach dookoła i zakamarkach Dworca Centralnego. Tam spotyka się z dawnymi kolegami od kieliszka, próbuje przekonać ich, że z nałogu można wyjść, trzeba tylko chcieć. Głowiński przekonuje nas, że pasja potrafi zmienić życie człowieka, że od dna można się odbić.

Ziemia obiecana („The Promises Land”) Leny Geller to rosyjsko-niemiecka wersja problemów, z którymi my – Polacy – zmierzaliśmy się jakiś czas temu – zarobkowej emigracji całymi rodzinami. Dobrze zrobiony film, ale niestety, mnie nie wciągnął.

Do dnaObywatelka Dorotka

Kim jest Obywatelka Dorotka? To trzymilionowe dziecko, które czterdzieści kilka lat temu przyszło na świat w jednym ze śląskich szpitali. Dziś dorosłą już kobietę odnalazły Brygida Frosztęga-Kmiecik i Izabela Szukalska. Z tego spotkania powstał dziwny zapis – mieszanka rodzinnych historii, z których niewiele jest opowiedzianych wprost. Za dużo, by powiedzieć, że to słaby film, za mało, aby nazwać go niezłym.

Młodzi socjaliści spotykają się na letnim obozie. Towarzyszy im kamera Piotra Litwina, rejestrując fragmenty obozowego życia. Szkoda tylko, że twórcy filmu nie mogli się zdecydować czym „Lekcja demokracji” ma być. Czasami oglądamy sceny niby żywcem wyjęte z „Rejsu”, czasami gdy coś filmowego zaczyna się dziać na ekranie – dana scena się kończy. A szkoda, ponieważ po blisko 20 minutach Lekcji demokracji nie wiemy nic o jej bohaterach – poza tym, że śpiewanie rewolucyjnych pieśni średnio im wychodzi, a niektórzy z nich lubią długo dyskutować.

O ile w „Viva Maria” realizatorka potrafiła doskonale wykorzystać potencjał głównej bohaterki – Marii Fołtyn, to niestety Arek Biedrzycki w Gościem u siebie wręcz pogrzebał świetny filmowy temat. Stasys – mieszkający w Warszawie malarz, rysownik, rzeźbiarz – z urodzenia Litwin, dzięki talentowi – obywatel świata – powraca w swoje rodzinne strony. Trzeba wyjątkowego talentu, by z takiego „samograja” zrobić coś tak nudnego i złego, jak „Gościem u siebie”. Zamiast pokazać głównego bohatera przez pryzmat jego twórczości, w działaniu, oglądamy gadające głowy – znajomych, krytyków, marszandów, którzy o Stasysie mówią. Głównego bohatera oglądamy niestety także najczęściej mówiącego – może raz albo dwa na 20 minut filmu, pojawia się przy pracy.

Lekcja demokracjiKawalek lata

Jednym z obrazów, które zmuszają do zastanowienia i zatrzymania się na dłużej jest Kawałek lata Marty Minorowicz. Prosta w formie i treści opowieść przedstawiona została z ogromnym talentem. Kamera obserwuje relacje zachodzące między nastoletnim chłopcem a jego dziadkiem. Starszy mężczyzna jest smolarzem (to już drugi film tego Off Cinema z węglem drzewnym w tle) i mieszka gdzieś na zupełnym odludzi. Cywilizacja jest tu tylko wspomnieniem – dwójkę mężczyzn otacza tylko przyroda. Wydawałoby się, że wyrwany z miasta chłopak nie będzie w stanie odnaleźć się na tym pustkowiu, jednak stopniowo zaczyna rozumieć filozofię działania swojego dziadka, który chce by jego wnuk „był człowiekiem”. Ciepłe, mądre i świetnie sfilmowane.

Prawem serii – następy zaprezentowany w czwartek – Poza zasięgiem – to kolejny mocny kandydat do festiwalowych nagród. Jakub Stożek nie ukrywa, że bohaterkom swojego filmu nie tylko kibicuje, ale także pomaga. One także często zwracają się do niewidocznego z perspektywy widza realizatora. Nić porozumienia i sympatii zawiązuje się nie tylko między autorem a dwiema dziewczynami szukającymi swojej matki, ale także między nimi a widzami. Dwie siostry szukają kobiety, która kilkanaście lat temu urodziła je, a potem – gdy młodsza miała 2,5 roku – odeszła. Dziewczyny chcą ją poznać, zrozumieć dlaczego postąpiła tak a nie inaczej, dlaczego utrzymuje kontakt ze swoją rodziną, a z nimi nigdy nawet nie próbowała rozmawiać. Nie wiedzą o niej prawie nic – tyle tylko, że byłą poszukiwana listem gończym, podobno gdzieś na Zachodzie siedziała w więzieniu, ale deportowano ją do Polski. Korzystając z pomocy różnych ludzi udaje się w końcu doprowadzić do umówienia spotkania – w Paryżu, pod wieżą Eiffle'a…

Poza zasięgiemMarysina Polarna

Podejrzewam, że Marysina Polarna Grzegorza Zaricznego może być bardzo dobrym filmem. Podejrzewam – ponieważ jakość dźwięku nie pozwoliła tego ocenić. Bohaterami rozgrywającej się w scenerii gór na polsko-czeskim pograniczu opowieści jest czwórka juhasów – wypasających owce, dojących je, strzygących, wyrabiających oscypki i rozmawiających. O czym – tego do końca nie wiem, ze strzępków zrozumiałych dialogów domyślam się, że głównie o kobietach – oddalonych, wiernych i tych zdradzających. Fatalna jakość dźwięku nie pozwalała na zrozumienie wypowiadanych góralską gwarą treści. Zdecydowanie więcej szans film ma u anglojęzycznych jurorów – ponieważ wyposażony został w takie napisy. Owszem, można na ich podstawie zrozumieć sens wypowiedzi, ale traci się przy tym cały urok góralszczyzny.

O dwóch czwartkowych filmach postaram się jak najszybciej zapomnieć. Wspominam tylko ich tytuły gwoli przestrogi i z poczucia obowiązku: Paragraf na bierność i Mikrokosmos Sarajewo.

Natomiast bardzo interesującą propozycją wydaje się być Formalina (Formol)Noelii Rodrigez Dezy – ku swojemu pechowi wciśnięta w czasie prezentacji między dwa wyżej wspomniane gnioty. „Formalina” to kolejna na tegorocznym Off Cinema udana zabawa z formą. Realizatorka zabiera nas gdzieś na hiszpańskie bezdroża, do małej miejscowości opuszczonej przez jej mieszkańców. Zamiast robić sztuczki z najazdami i odjazdami kamery zdecydowała się na statyczne kadry przywołujące skojarzenia z pokazem slajdów. I tak by było, gdyby nie to, że nieruchome pozostałości po bytności człowieka – walące się ściany domów z zapadniętymi dachami, rdzewiejący krzyż na dachu kościoła, czaszki zwierząt, czy wielki baniak z formaliną. Nie spełniła jednak ona swojego konserwującego zadania, nie rozlała się na opuszczone domostwa zostając w plastikowym zbiorniku. Jako komentatorzy pojawiają się dawni mieszkańcy miasteczka – ich zniekształcone głosy przypominają głosy duchów wspominających dawne dzieje.

FormalinaNora wciąż żyje

Krajobraz nizinny z kołyską w tle to kolejna próba spojrzenia na alkoholizm. Sprawnie zrealizowany przez Arka Biedrzyckiego film niestety wpisuje się w dziesiątki, jeżeli nie setki mu podobnych opowieści o wygranej albo przegranej walce z nałogiem. Wyróżnia go jedno – autor pokazuje na ekranie swojego bohatera w trakcie popełniania przestępstwa jakim jest pojenie kota alkoholem. Jeśli płyn w szklance tylko wódkę udaje – wtedy to nie przestępstwo, a tylko oszustwo wobec widza.

Najważniejszym filmem pokazanym do tej pory w czasie XIV Międzynarodowego Festiwalu Filmowego Off Cinema jest zaprezentowany na koniec czwartkowych seansów niemiecki Nora wciąż żyje (Nora is Still Alive). Tytułowa bohaterka to niepełnosprawna dziewczyna – z deformacjami ciała i mózgiem, który zatrzymał się w rozwoju na poziomie trzymiesięcznego dziecka. Według lekarzy miała żyć najpierw 3 lata, później, 6, 9, potem wyrokowali, że nie przeżyje wieku dojrzewania i zmian jakie wtedy zachodzą w organizmie. Gdy  poznajemy Norę ma 24 lata i pomimo wszystkich chorób wydaje się być szczęśliwym dorosłym dzieckiem. Otoczona jest przez kochającą rodzinę i znajomych. Zajmują się nią, opiekują, dbają o jej potrzeby. To właśnie ta rodzina jest zbiorowym bohaterem opowieści Martina Jabsa. Opowiadają o swoim stosunku do Nory, zdradzają swoje sekrety. Mimo – wydawałoby się – ogromnego ciężaru, jakim jest stałą opieka nad 24 letnim niemowlęciem, wydają się być pogodni i szczęśliwi. Następne ujęcia pokazują tę samą rodzinę, ale 5 lat później, W ich życiu zaszły wielkie zmiany, niektórych bohaterów brakuje. Jednak pozostali z taką samą determinacją trzymają się normalnego, życzliwego stosunku do świata.

Nora wciąż żyje

Realizując film o takiej tematyce bardzo łatwo można popaść w sentymentalizm czy tkliwość. Jabsowi udaje się tego uniknąć. Oglądamy wciągającą opowieść o losach jednej rodziny – dokumentalny zapis działań i emocji opowiedziany z punktu widzenia przyjaciela, a nie chłodnego realizatora. To wielka sztuka i 70 minut filmu, który trzeba koniecznie zobaczyć. A wierzę,  że będzie jeszcze ku temu szansa w niedzielę, w czasie pokazu filmów nagrodzonych na tegorocznej edycji Off Cinema.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na poznan.naszemiasto.pl Nasze Miasto