Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Żebractwo to naprawdę dobry biznes

Zenon Zabawny
Zenon Zabawny
Zenon Kubiak
- Na opłacenie mieszkania i miesięczne utrzymanie muszę „orać” około tygodnia, później mam wolne – mówi Kamil, który uważa się za prawdziwego profesjonalistę w żebraniu.

Kampania "Żebractwo to wybór, nie konieczność", którego celem jest przekonanie poznaniaków, aby nie wspierali datkami osób żebrzących na ulicach, budzi kontrowersje. Wiele osób bierze w obronę osoby, które klęcząc na chodniku, wyciągają ręce po choćby złotówkę, a miejską akcję nazywa bezduszną.

Eksperyment naukowy za 1050 złotych

A jak jest w rzeczywistości? Na Starym Rynku zaczepia mnie młody, zupełnie normalnie ubrany młody chłopak.
- Słuchaj, prowadzę taki eksperyment naukowy. Sprawdzam, ile jest w Poznaniu osób dobrej woli. Szukam 1050 osób, które dadzą mi po złotówce, na razie znalazłem około 700 takich ludzi. Może do nich dołączysz? – pyta bez specjalnej nachalności

Daję mu 2 złote, ale ku mojemu zdumieniu, bez chwili wahania chłopak wydaje mi złotówkę reszty. Po krótkiej rozmowie Kamil (imię zmienione na jego prośbę) daje się naciągnąć na zdradzenie tajników swojej „akcji”.
- Tak naprawdę 1050 zł jest mi potrzebne na opłacenie mieszkania. Zebranie takiej sumy powinno mi zająć nie dłużej niż tydzień – przyznaje.

W pełnie potwierdza informacje, że rzeczywiście z żebrania można żyć na całkiem niezłym poziomie.
- Nie nazywamy tego żebraniem tylko „oraniem”. Ja „oram” ludzi, czyli zwyczajnie naciągam ich na drobne datki. W tej kwestii jestem prawdziwym ekspertem. Od kilku lat się z tego utrzymuję – mówi z uśmiechem na twarzy. - Utrzymywałem się z tego, mieszkając w Krakowie, Wrocławiu i Lublinie, muszę przyznać, że w Poznaniu jest duża konkurencja.

W Poznaniu trwa kampania informacyjna dotycząca żebractwa.

„Na skradziony bilet”

Sposób na „eksperyment naukowy” to tylko jedna z metod wyciągania drobnych od przechodniów. Kamil zaczynał od pociągów.
- Jechaliśmy z kumplem na koncert do Warszawy. Nie mieliśmy kasy na bilety, więc przeszliśmy przez wszystkie wagony, mówiąc pasażerom, że nas okradziono i zbieramy na bilety. Prosiliśmy, aby każdy dał nam chociaż po 50 groszy. Uzbieraliśmy tyle, że starczyło nam nie tylko na bilety kupione u konduktora, ale zostało nam jeszcze po 30 złotych w kieszeniach. Po dotarciu do Warszawy mieliśmy jeszcze dużo czasu do koncertu, więc ruszyliśmy w kolejną trasę, na której zbieraliśmy pieniądze. Bawiliśmy się za nie przez cały weekend – opowiada Kamil.

Chłopak przyznaje, że podstawą w „oraniu” jest dawanie ludziom poczucia, że nie są oszukiwani, ale naprawdę pomagają. Kamil opowiada, że, gdy mieszkał w Krakowie, nie wydał na jedzenie ani złotówki. Zawsze bez problemu znajdowała się osoba, która zgodziła się kupić mu coś do jedzenia. Inny sposób to naciąganie na bilet kolejowy.

- Przychodzisz na dworzec i pytasz w informacji, do jakiej miejscowości możesz dojechać za 20 zł. Następnie wyciągasz z kieszeni 5 zł i podchodzisz do ostatniej osoby stojącej w kolejce po bilet. Tłumaczysz, że np. w banku nie chcą ci wydać pieniędzy, bo nie masz dokumentów i właśnie chcesz po nie jechać do domu, ale masz tylko 5 zł. Tłumaczysz, że nie chcesz uchodzić za naciągacza i dajesz tej osobie te 5 złotych, prosząc, czy może ci dołożyć brakujące 15 zł. Gwarantuję, że na cztery osoby, jedna się zgodzi, kupi i da ci bilet. A ty go bierzesz i zwracasz w kasie, inkasując zwrot – opowiada Kamil.

„Na jedzenie dla pasa”

Inny sposób to żebranie tradycyjne, czyli siedzenie na chodniku z kubeczkiem na pieniądze.
- Jest grupa chłopaków, którzy siedzą z psem i twierdzą, że zbierają na jedzenie dla niego. „Wyciągają” na tym dziennie ok. 120 zł, a cała ich praca polega tylko na tym, że od czasu do czasu naleją psu wody do miski – mówi Kamil.

Lepiej żebrać niż projektować strony internetowe
Kamila spotkałem w drodze do Muzeum Archeologicznego, do którego szedłem na konferencję naukową „Żebractwo jako kwestia społeczna”. Przedstawiono na niej m.in. szczegóły programu mającego weliminowanie zjawiska polegającego na tym, że osoby niepotrzebujące pomocy traktują żebractwo jako prosty sposób na zarobienie całkiem niezłych pieniędzy.

- W Poznaniu liczbę żebraków szacujemy na ok. 150 osób, ale latem ta liczba wzrasta. Zaledwie 10 procent z nich to naprawdę osoby potrzebujące, dla reszty to sposób na życie – wyjaśnia Kazimiera Król z Kolegium Służb Społecznych w Poznaniu. – Wiele z nich mieszka w innych miastach jak normalni obywatele, przyjeżdżają do Poznania, aby tu odgrywać rolę żebraków.   

Gdy rozmawiałem z Kamilem, spytałem, czy żebractwo jest dla niego jedynym zajęciem zarobkowym.
- Nie, czasem też projektuję strony internetowe, ale to tylko, jak akurat mi się chce...

Czytaj też:
Jałmużna, która nie pomaga

"Żebractwo to wybór, nie konieczność". "Nie ma dających, nie ma biorących" - plakaty z takimi hasłami pojawiły się w Poznaniu. To część miejskiego programu przeciwdziałania żebractwu.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Dlaczego chleb podrożał? Ile zapłacimy za bochenek?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na poznan.naszemiasto.pl Nasze Miasto