Rozmowa z Kamilą Frątczak, siatkarką Winiar Kalisz,
reprezentantką Polski.
Czy dobry występ w Pucharze Świata zmienił pani życie? Czy czuje się już pani gwiazdą?
- Swoje sukcesy traktuję ostrożnie, a do określeń typu ,,gwiazda’’ odnoszę się sceptycznie, bo w sporcie wszystko się szybko zmienia. To że pokazali mnie w telewizji, w żaden sposób nie zmieniło mojego życia. Może poza tym, że teraz więcej osób rozpoznaje mnie na ulicy, zaczepia, interesuje się i pyta - jak tam po mistrzostwach?
Czy wielu starych znajomych przypomniało sobie teraz o pani?
- To nie tak. Rodzina i znajomi dzwonili do rodziców z gratulacjami. To było bardzo sympatyczne.
Wcześniej grywała pani w reprezentacji prowadzonej przez trenera Krzyżanowskiego, ale raczej jako rezerwowa. Czy zaskoczyło panią powołanie na zgrupowanie kadry i wyjazd do Japonii?
- Wcześniej nie byłam w kadrze znaczącą postacią. U trenera Krzyżanowskiego wchodziłam bardzo rzadko, na zmiany, na podwyższenie bloku. Byłam bardzo zaskoczona decyzją trenera Niemczyka i długo zastanawiałam się, dlaczego akurat mnie powołał. Pewnie pasowałam do jego koncepcji.
Czy jest pani zadowolona z występów w Japonii?
- Jestem zadowolona, że w ogóle mogłam tam zagrać. A z gry tak nie do końca, bo mogło być jeszcze lepiej.
Zapewne w tym siatkarskim maratonie trudno było utrzymać wysoką dyspozycję. Jednak skoki formy były zadziwiające.
Były mecze, w których wszystko pani wychodziło, np. z USA i takie, w których nic się nie udawało?
- Z Amerykankami grało mi się dobrze, bo ich styl jest podobny do europejskiego. Dla mnie znaczącym przeżyciem był jednak pierwszy mecz z Turcją, w którym wchodziłam na zmiany. Bardzo przeżywałam to, że dostałam swoją szansę.
A potem przyszyła niespodziewana porażka z Dominikaną i mecze przegrane w końcówkach, np. z Japonią. Czy azjatycki styl gry rzeczywiście wam nie odpowiada?
- Z Dominikaną przegrałyśmy, bo robiłyśmy za dużo błędów. Wszystkie zagrałyśmy słabiej. A drużyny z Azji? To była pierwsza konfrontacja z tamtym stylem gry i w sumie nie było tak źle.
Czy przed turniejem liczyła pani, tak jak trener Niemczyk, na miejsce w pierwszej szóstce? Czy ósma pozycja to sukces czy klęska?
- Trudno być rozczarowanym ósmym miejscem, gdy rywalizuje się z najlepszymi drużynami świata. Pewnie, że mogło być lepiej. Najbardziej szkoda porażki z Dominikaną i meczu z Japonią, a także dwóch setów z Kubankami, kiedy prowadziłyśmy 24:22.
Trener twierdzi, ze przegrałyście mentalnie, że nie wierzyłyście w wygraną. Choć z drugiej strony pokonanie USA świadczy o czymś innym.
- Mecz z USA pokazał na co nas stać. Pokonałyśmy jakąś barierę, a to chyba dobrze rokuje na przyszłość. Tylko Chinek mogłyśmy się trochę przestraszyć, bo wcześniej oglądałyśmy je w akcji i widziałyśmy co wyprawiają pod siatką. Tak naprawdę było więcej strachu niż to było warte, bo przecież także z nimi można powalczyć, np. silniejszą zagrywką. Ósme miejsce pozwoli nam być pewniejszymi siebie.
Czyli przed wyjazdem do Japonii nie była pani pewna swojej wartości?
- Nie myślałam o tym. Jak wchodziłam na zmiany, to chciałam pomóc drużynie. Potem chciałam, żebyśmy wygrywały i wychodziło to raz lepiej, raz gorzej.
Jak ocenia pani szanse Polski w turnieju w Baku? Czy jesteście w stanie wygrać z Włoszkami i Rosjankami?
- Nie wiem w jakiej dyspozycji są Rosjanki. Z Włoszkami
przegrałyśmy na własne życzenie, po serii prostych błędów. Ja też zrobiłam ich mnóstwo. Na pewno są do ogrania jedne i drugie.
Czy przełożenie dwóch kolejek ligowych i długie zgrupowanie przed tym wyjazdem, to dobry pomysł?
- Brakuje nam zgrania, bo jesteśmy zespołem zmontowanym na ostatnią chwilę. Na pewno wspólne przygotowania są potrzebne.
Zgrupowanie i wyjazd z kadrą trwają kilka tygodni. Jak znosi pani tak długie rozłąki z domem?
- To jest mój zawód, więc nie mam wyjścia.
Wszyscy kojarzą panią z Kaliszem, tymczasem pierwsze kroki stawiała pani w Turku? Kto był pani pierwszym trenerem?
- Wypatrzyła mnie pani Bożena Baranowska. Ona zabrała mnie na trening siatkówki, ale zawsze dużą wagę przywiązywała do ćwiczeń ogólnorozwojowych, gimnastyki. Tamte treningi procentują dzisiaj. Do Kalisza przeniosłam się w liceum.
Kto panią zauważył?
- Trener Stanisław Frankowicz.
A któremu szkoleniowcowi zawdzięcza pani najwięcej?
- Od każdego czegoś się nauczyłam. Na pewno najwięcej od trenera Czesława Tobolskiego.
To bardzo dyplomatyczna odpowiedź.
- Mówię zupełnie serio. Zresztą moje dobre występy i to, że w ogóle znalazłam się w kadrze, są efektami dobrze przepracowanego okresu przygotowawczego z trenerem Tobolskim.
Kto jest pani najlepszą koleżanką w Winiarach i w kadrze?
- Kasia Sielicka i Mariola Barbachowska.
Jak pani spędza wolny czas?
- Zwyczajnie, oglądam filmy, czytam książki. No i szkoła.
Co pani studiuje?
- Inżynierię środowiska.
Dzisiaj Iga Świątek kończy 23 lata!
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?