Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Znowu Wielki Szu(m)

Józef DJACZENKO
Było o nim głośno, gdy rządził miejską przestrzenią i inwestycjami. Ostatnio znów stał się bohaterem – gdy apelował do władz Poznania, by nie sprzedawały gruntu rodzinie Kulczyków.

Było o nim głośno, gdy rządził miejską przestrzenią i inwestycjami. Ostatnio znów stał się bohaterem – gdy apelował
do władz Poznania, by nie sprzedawały gruntu rodzinie Kulczyków.

Jacek May to jedna z najbardziej tajemniczych i kontrowersyjnych osób w Poznaniu. Gdy odrodził się samorząd, a miasto najechali inwestorzy, przez jego ręce przechodziły wszystkie decyzje dotyczące powstawania nowych obiektów. Przez osiem ważnych lat podlegały mu problemy zagospodarowania przestrzennego, inwestycji.

– Od małego budziłem kontrowersje, nawet w rodzinie – potwierdza Jacek May.

Z urzędnika wiceprezydent

Jak to się stało, że tak ważne sprawy trafiły w jego ręce? Na początku lat 90., 30-letni Jacek May, z zawodu architekt pracował w Urzędzie Miasta.

– Od 1983 r. związany byłem z urbanistyką, potem przeniosłem się do Urzędu Wojewódzkiego, by wrócić do magistratu. Trochę udzielałem się w komitetach obywatelskich, napisałem strukturę nowych służb planistyczno-urbanistycznych, zostałem zauważony– mówi J. May.

– Szukałem ludzi do pracy – wspomina Wojciech Szczęsny Kaczmarek, prezydent miasta trzech kadencji. – Dowiedziałem się, że w Wydziale Urbanistyki pracuje młody, inteligentny człowiek. Zaproponowałem mu posadę wiceprezydenta w Zarządzie Miasta. Ujął mnie tym, że nie zgodził się natychmiast. Mówił, że ta funkcja jest tak odpowiedzialna i zaszczytna, że musi mieć czas do namysłu.
Według prezydenta nominacja ta nie miała związku z polityką.

– Poglądy nie miały dla mnie znaczenia. Jacek May jest człowiekiem zdecydowanie apolitycznym – zapewnia W. Sz. Kaczmarek. Jego kandydaturę do władz miasta gorąco popierali architekci z SARP. – Prawdopodobnie liczyli, że będzie im posłusznym, że za jego pośrednictwem to oni będą rządzić miejską przestrzenią. Szybko udowodnił, że ma kręgosłup. Od tego czasu dla architektów stał się wrogiem – mówi osoba współpracująca wówczas z Jackiem Mayem.

Dariusz Urbanowicz, były rzecznik prasowy prezydenta, zapamiętał Jacka Maya jako człowieka o fotograficznej pamięci. – Żadna kartoteka, żaden komputerowy system nie mógł się równać z tym, co miał w głowie – opowiada.

Człowiek bez wizji?

Mniej entuzjastycznie wypowiada się były współpracownik Jacka Maya w Zarządzie Miasta pierwszej kadencji – Andrzej Porawski: – Dla mnie był zawsze urzędnikiem. Nie miał wizji rozwoju miasta, wyobraźni przestrzennej. Jako urzędnik nie potrafił przeciwstawić się innym urzędnikom.

– Dziwię się, że Andrzej tak szybko zmienił o mnie zdanie –
komentuje J. May. – Przecież w czasie pamiętnego przesilenia, gdy chciał zastąpić prezydenta Kaczmarka, proponował mi funkcję w Zarządzie Miasta.
Andrzej Porawski przypomina, że o urzędnikach wydziału, z którego wywodzi się Jacek May, opinia była fatalna. Mówiło się wprost o korupcji, ale dowodów nikt nie miał. – Kiedy przychodził do mnie interesant i mówił, że urzędnicy „biorą”, dawałem mu kartkę, długopis i kazałem wszystko opisać. Wtedy mój rozmówca się wycofywał. Wiedział, że mówić można wszystko – opowiada.
Potwierdza to Jacek May. – Opinie rzeczywiście były złe, ale trzeba pamiętać, że tak jest zawsze na styku urząd-obywatel.

Zdaniem A. Porawskiego wiceprezydent May był uzależniony od swego środowiska. – Czy maczał w tym palce, czy tylko nie potrafił się temu przeciwstawić – tego nie wiem – podkreśla Andrzej Porawski.

Korupcja w magistracie

Jacek May poddawany był stałej krytyce architektów. Jaki jest dziś ich pogląd na te sprawy? – Krytykowałem w przeszłości Jacka Maya głównie za jedno – twierdzi Piotr Wędrychowicz, były prezes SARP. – Był w zarządzie prywatnej spółki, która miała określony cel działania – szukanie gruntów pod inwestycje, przygotowywanie inwestycji, robienie interesów z inwestorami zagranicznymi, wykonywanie projektów, itp. Jednocześnie, w ramach obowiązków pełnionych jako wiceprezydent Poznania, organizował i nadzorował przetargi na sprzedaż miejskich gruntów i inwestycje. Było to moim zdaniem niewłaściwe, nie mogłem tego nie skrytykować.

Jacek May dementuje: – Nigdy nie pracowałem w żadnej firmie zajmującej się projektowaniem i obrotem nieruchomości. Może jestem wariatem, ale nie aż takim. Są granice, których nie przekraczam.

Błędy urbanistyczne

Piotr Wędrychowicz przy różnych okazjach krytykuje sposób zagospodarowania poszczególnych fragmentów miasta za czasów wiceprezydenta Maya i dzisiaj. Twierdzi że zbudowanie w sercu Rataj, przy Rondzie Starołęckim „Selgrosu” to był zły pomysł i błąd. To samo można powiedzieć o ulokowanych przy ul. Serbskiej halach Makro, Castoramie i TTW. Przecież takie obiekty buduje się w Europie poza granicami miasta jako najtańszą architekturę. Nie sprzedaje się pod takie obiekty cennych, uzbrojonych w infrastrukturę techniczną terenów w centralnych częściach miasta.

Podkreśla jednak, że jego uznanie wzbudziło inne postępowanie Jacka Maya – zwrócenie uwagi władzom Poznania, że sprzedaż następnego terenu przy ul. Kościuszki i nieskorzystanie z prawa pierwokupu terenu parku przy ul. Ogrodowej, jest działaniem niewłaściwym. – Szkoda tylko, że sam nie stosował takich zasad gdy pełnił funkcję wiceprezydenta – dodaje Piotr Wędrychowicz.

Skalał swoje gniazdo?

Architekt nawiązuje tu do słynnego ostatnio listu Jacka Maya do prezydenta Poznania i przewodniczącego Rady Miasta, ostrzegającego przed niekorzystną dla miasta transakcją – taniej sprzedaży cennego gruntu.

Inne osoby komentują postawę Maya inaczej. – Trudno wiarygodnie traktować uwagi kogoś, kto krytykuje inwestora, od którego brał za konsultacje pieniądze dwa tygodnie wcześniej – mówi jeden z doświadczonych radnych. Podkreśla, że właśnie fakt, iż pod pismem podpisał się Jacek May spowodował, że nie potraktował poważnie jego zastrzeżeń.
J. May wyjaśnia, że współpracę z właścicielami Starego Browaru zakończył w listopadzie 2001 r., a pismo wysłał rok później. – Od państwa Kulczyków nigdy nie otrzymałem nawet złotówki. Nie mam sobie nic do zarzucenia – dodaje. Podkreśla, że długo bił się z myślami, czy wysłać listy. – Prezydent powinien działać pro publico bono, a państwo Kulczykowie to osoby prawie publiczne. Mimo tego granice dobrego smaku zostały podczas tej transakcji przekroczone. Nie mogłem milczeć – mówi.

Czas Arcady

Proszące o anonimowość osoby, wskazują na wcześniejsze związki Jacka Maya z prywatnymi firmami, np. z Arcadą. Otrzymywała ona od inwestorów atrakcyjne zlecenia na projektowanie obiektów nie wymagających wielkich architektonicznych kwalifikacji. Arcada projektowała Castoramę, sklep TTW Dom i Ogród.

– Za projekt Castoramy można było otrzymać 2 mln zł. Według moich informacji, Arcada dostała kilka razy więcej Trudno nie nabrać podejrzeń, że był to element rozliczeń inwestora z urzędnikami – sugeruje informator „Gazety Poznańskiej”, podkreślając, że to tylko jego domysły.

– Najlepiej zwrócić się do tych firm i spytać, czy to prawda – odpiera zarzuty J. May.
Przez kilka lat o Jacku May było zupełnie cicho. Pojawił się jesienią u boku kandydującego w wyborach prezydenckich Wojciecha Szczęsnego Kaczmarka. Wiele osób ostrzegało przed tym kandydata.

– Wszystkie plotki na jego temat, na swój zresztą też, dobrze znałem, więc nie robiło to na mnie wrażenia – mówi W. Sz. Kaczmarek. – May chciał pozostać na uboczu. Nie miało to sensu, bo i tak wszyscy wiedzą, że współpracujemy.
Na Jacka Maya padało w przeszłości wiele podejrzeń. Postępowanie w jego sprawie prowadził UOP. Chodziło o zaniedbanie prawa miasta do pierwokupu gruntów. Nikt mu jednak nigdy formalnie nie postawił żadnych zarzutów.

– Próbowano mnie wrobić w aferę Ławicy, ale się nie
udało. Byłem najdokładniej kontrolowanym urzędnikiem. Nikt niczego nie znalazł. Spałem i śpię spokojnie. Pewnych granic nigdy nie przekroczę, bo nie chciałbym podczas golenia zobaczyć w lusterku świńskiego ryja – mówi.

Co dziś robi Jacek May?

Wykorzystuje wiedzę, jaką zdobył w samorządzie. Współpracuje z inwestorami. – Jestem wolnym strzelcem na rynku nieruchomości – mówi. Pracuje nie tylko w Poznaniu, ale i w innych miastach. – Tam zarobiłem nawet więcej niż tu. Nie powiem jednak, gdzie to jest – twierdzi. Działa też w Fundacji Rozwoju Miasta Poznania, wspierającej przedsięwzięcia służące miastu. Szefem Fundacji jest Wojciech Szczęsny Kaczmarek.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Znowu Wielki Szu(m) - Poznań Nasze Miasto

Wróć na poznan.naszemiasto.pl Nasze Miasto