– Nie chciałem skrzywdzić tygrysa. Nic złego mu nie zrobiłem. Znalazłem się w nieodpowiednim miejscu i tak wyszło, że jakoś zakłóciłem jego spokój – mówił podczas wczorajszego procesu Bartosz B. Mężczyzna jest oskarżony o znęcanie się nad jednym z tygrysów w poznańskim zoo. Śledczy zarzucili mu, że dręczył zwierzę poprzez dźganie tygrysa kijem, a wcześniej wdarł się na teren zakazany dla turystów.
Przypomnijmy, że do kontrowersyjnego zdarzenia doszło w maju ubiegłego roku. Wtedy to grupa osób wtargnęła na niedozwolony teren przy tygrysiarni. Jeden z mężczyzn miał kłuć kijem tygrysa. Mimo natychmiastowej dyrekcji zoo oraz poinformowania policji, nikt nie został zatrzymany. Podejrzany mężczyzna sam zgłosił się na policję po tym jak zostało opublikowane jego zdjęcie.
W środę Bartosz B. poinformował w sądzie, że przyznaje się jedynie częściowo do zarzucanego mu czynu. – Przyznaję, że wtargnąłem na teren niedozwolony dla turystów, ale nie przyznaję się do drażnienia i dźgania zwierzęcia – wyjaśniał Bartosz B.
Opowiadał również, że feralnego dnia udał się do zoo ze swoją kuzynką i kuzynami. – Było tak dużo osób, że nie mogliśmy zobaczyć tygrysów w miejscu dozwolonym. Wpadłem na głupi pomysł, że wezmę swojego kuzyna na niedozwolony teren – tłumaczył oskarżony mężczyzna.
Zobacz też: Nowe Zoo Poznań: Podpici zwiedzający dźgali kijem tygrysy
Bronił się również twierdząc, że nie było żadnego znaku, który zakazywałby wejścia na teren przy tygrysiarni. Jednocześnie mówił, że on i jego kuzyni chcieli, żeby tygrys odwrócił się w ich stronę, by zrobić sobie z nim zdjęcie.
– Zobaczyłem w płocie dziurę wielkości pięści. Sięgnąłem po patyk i „pojeździłem” nim po drugiej siatce, przy której był tygrys. Ona była oddalona o jakieś dwa metry od siatki, przy której staliśmy. Później dałem patyk kuzynowi. On zrobił to samo i poszliśmy – mówił Bartosz B.
Oprócz niego w środę w sądzie przesłuchiwana była również Ewa Zgrabczyńska, dyrektor poznańskiego zoo, które występuje w sprawie jako oskarżyciel posiłkowy. Ona nie ma wątpliwości, że to Bartosz B. jest odpowiedzialny za całe zdarzenie. Jak twierdzi, dowodzą tego m.in. monitoringi z kamer.
– Ponadto rozmawiałam ze świadkami, którzy widzieli całe zdarzenie – mówiła Ewa Zgrabczyńska.
Jednocześnie podkreślała, że cała sytuacja mogła być bardzo niebezpieczna dla tygrysa. – Ten kij (którym był dźgany tygrys – dod. red.) to fragment krzewu o zdrewniałej łodydze. Można nim wykłuć oko zwierzęciu. Ten tygrys jest łagodny i spokojny. Gdyby to zdarzenie trafiło na jego matkę, mogłoby dojść do zniszczenia ogrodzenia, jeśli zwierzę zostałoby pobudzone – opowiadała dyrektor Zgrabczyńska.
Zobacz też: Zoo Poznań: Podpici zwiedzający zrobili dziurę w płocie i dźgali kijem tygrysy
Zeznawała również, że Bartosz B., by dostać się w miejsce zdarzenia, musiał przejść przez zamknięty szlaban albo zignorować tablice ostrzegawcze i sforsować las. Dyrektor zoo mówiła także, że mężczyzna zachowywał się wobec niej agresywnie. – Groził mi, że pozbawi mnie pracy i mieszkania, a ponadto będzie robił to, na co ma ochotę. Można było wyczuć od niego alkohol – zeznawał Ewa Zgrabczyńska.
Sam Bartosz B. zaprzeczał, by przed przyjściem do zoo lub na terenie ogrodu spożywał alkohol. Przypomnijmy, że wobec niego toczy się jeszcze jedno postępowanie, w którym mężczyzna jest podejrzany o zniszczenie siatki na terenie zoo. Tam również nie przyznaje się do winy.
Jak postępować, aby chronić się przed bólami pleców
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?