Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Żyjemy pod terrorem seriali

Redakcja
O festiwalu Off Cinema, poznańskiej publiczności, kondycji polskiego filmu dokumentalnego oraz o telewizji publicznej rozmawiamy z Marią Zmarz-Koczanowicz, dokumentalistką, przewodniczącą konkursowego jury.

Radek Rakowski: Patrząc na werdykt jury, to chyba mieliście państwo w tym roku trudy wybór – podwójne nagrody, kilka wyróżnień…

Maria Zmarz-Koczanowicz: Było sporo dobrych filmów, albo takich – powiedziałabym – równorzędnych, jeśli chodzi o jakość. Było nam żal, że któryś nagrodzimy, a któryś pominiemy, więc podzieliliśmy dwie nagrody – Brązowy i Srebrny Zamek. Było przynajmniej 7-8 filmów ciekawych. W ogóle było bardzo dużo ciekawych, ale niektóre były takie… „telewizyjne”. A te nagrodzone miały jeszcze to, że były interesujące artystycznie i coś było w nich wspólnego. Z jednej strony - człowiek na uboczu, z drugiej – takie wnikanie bardzo blisko bohatera. Czasami niemalże mieliśmy wrażenie, że oglądamy film fabularny. Tak blisko byliśmy tych bohaterów.

Gdy obejrzałem „Wycieczkę”, pomyślałem, że to film, który mógłby wygrać, ale w porównaniu z innymi raczej nie ma szans, bo jest zbyt kameralny, zbyt mało się w nim dzieje. Stąd tym większe moje pozytywne zaskoczenie, gdy przyznaliście mu pierwszą nagrodę. Czy jest w polskiej przestrzeni filmowej miejsce na tego typu filmy jak „Wycieczka”- kameralne, wyciszone?

Byłam bardzo zaskoczona, gdy ten film zobaczyłam. Operuje takimi bardzo delikatnymi niuansami. Dla nich jest oczywiście miejsce w szkole filmowej, bo tam jest taka bezgraniczna wolność artystyczna i studenci zajmują się właściwie tylko szukaniem i myślą przede wszystkim o takim efekcie artystycznym najszlachetniejszej próby. Wszyscy doszliśmy do wniosku, że ten film jest taką perłą –w tym zgiełku filmów, gdzie na różny sposób krzyczą różne problemy świata, nagle autor zobaczył dwójkę ludzi, którzy jadą na wycieczkę i podziwiają zachód słońca. A pewien dramat jest ukryty, niedopowiedziany do końca. Ta relacja między dziadkiem a wnuczką, tego, że coś się kończy w tej relacji, to, że ona staje się dorosła, a on jest coraz bardziej stary i czuje to. Uważam, że to było bardzo piękne. Ten film jest tak bardzo kunsztownie zrobiony i w sensie dźwięku i obrazu, że mieliśmy wszyscy poczucie, że w nim niczego nie brakuje, niczego nie jest za dużo.
Oczywiście wchodził w grę film „Takie życie”, który też jest takim niezwykłym filmem, z jedną bardzo niezwykłą sceną – przyjazdu rodziny do tej staruszki, ale tam z kolei czuliśmy, że coś jest na początku zaburzone z konstrukcją, czegoś nam tam zabrakło. A w „Wycieczce” mieliśmy poczucie, że to jest taka skończona, pełna wypowiedź.

A jednocześnie okazało się, że wśród głównych nagród są same polskie filmy.

Mi się bardzo podobał rosyjski film „Sania and Sparrow”, który dostał wyróżnienie. Dla mnie to był wstrząsający film. Ja nawet byłam za tym, żeby dostał lepszą nagrodę. Tylko mieliśmy poczucie, że pewien genialny temat, genialny kontakt z bohaterem, niestety został troszeczkę zaprzepaszczony zdjęciami, montażem, brudnym dźwiękiem. Tutaj takiej precyzji zabrakło, mimo że temat jest wstrząsający i naprawdę niezwykły był kontakt z bohaterem. Dla mnie ten film może zasługiwał na więcej, jednak - że tak powiem - poddałam się reszcie. Bo żeśmy się jeszcze pokłócili o ten drugi rosyjski film o szpitalu, który był dużo lepiej zrobiony…

A w rzeczywistości holenderski film zrobiony w łotewskim szpitalu, mówiony po rosyjsku…

No tak. No właśnie (śmiech). Tam były genialne zdjęcia. Tylko miałam poczucie, że jest tam taki „wszystkoizm”, że to jest tylko takie patrzenie, że tam nie ma jakiegoś losu człowieka, ani wyraźnego spojrzenia, że jest to bardziej rejestracja.

Bardziej portret szpitala niż ludzi?

Tak. My z kolei mamy w głowie „Szpital” Kieślowskiego, więc mamy jakiś wzór filmu, który można by wycisnąć z tego tematu. Ten film („Inhaust Exhaust” – przyp. RR) nie wydał mi się ciekawy w sensie autorskim, całości, która z niego powstała. A „Sania i Wróbel” rzeczywiście na mnie zrobił olbrzymie wrażenie.

A abstrahując trochę od Off Cinema, chciałbym zapytać, jaka jest właściwie kondycja polskiego dokumentu? Jest dofinansowywany, źródła finansowania się znalazły – czyli te problemy, które jeszcze kilka lat temu były największą bolączką – zniknęły. Ale film nie istnieje bez publiczności.

No właśnie. Jest z tym duży problem. Uważam, że jest duży potencjał filmowców. Jest oczywiście możliwość robienia filmów. Sama sobie w tej chwili kupiłam taką małą kamerę HD. Ale problemem jest po prostu telewizja publiczna. Nie ma chyba bardziej misyjnego produktu niż film dokumentalny. Tymczasem mam wrażenie, że w telewizji publicznej jest w tej chwili kompletna zapaść, nie ma zupełnie ludzi, którzy by coś inicjowali. To jest skandal, że nie powstały żadne filmy o krzyżu, takie robione z różnych stron.

Już od afery Rywina nie ma nawet ochoty, żeby filmy dokumentalne robić. Tak jakby się ktoś czegoś obawiał, albo wszyscy mają to…. Nikogo to nie obchodzi. Sama zresztą z ostatnim moim filmem taką drogę cierniową przeszłam przez biurokrację telewizyjną, że to się zaczyna mijać z celem. Skoro trzeba rok czekać, żeby budżety przeszły przez biura prawne, bura siakie, owakie…. Takie procedury biurokratyczne zabiją film dokumentalny. Musi być możliwość reagowania natychmiast. Decydujemy się, że robimy film bo coś się dzieje, a pieniądze się potem jakoś załatwi. W tej chwili z jednej strony jest biurokracja, z drugiej – kompletny marazm, z trzeciej – lęk, że można coś zrobić o tej rzeczywistości. Efekt jest taki, że coś co powinno kwitnąć, jest na marginesie.

Pracuję w szkole filmowej, wiem, że jest mnóstwo młodych, zdolnych ludzi i widzę, że ten potencjał jest marnowany. Coś, co jest świetne, misyjne i mogłoby być pokazywane w telewizji jest kompletnie ignorowane. Nie wiem, dlaczego tak się dzieje.

Paradoksalnie coraz częściej dokumenty pokazują stacje komercyjne.

Miałam dokładnie taki sam przypadek – filmu o emigracji ‘68, który zrobiłam dla telewizji publicznej nikt nie chciał tam obejrzeć. Akurat udało się, że w TVN się tym zainteresował, chciał zrobić reklamę i króciutki film oparty o wywiady miał półtora miliona widzów. To pokazało, co można zrobić z gorącym tematem. Pokazało, że historyczny temat jest bardzo gorącym tematem. Ludzi to interesuje i chcieli to oglądać. Rozmawiałam potem w telewizji publicznej i mówię im „mieliśmy komercyjny sukces tym filmem, a wyście go nie chcieli” na co padła odpowiedź, „tak, ale tam przecież taka reklama poszła”. A kto broni taką reklamę zrobić w telewizji publicznej? Dzieje się coś niedobrego. Jest zupełny paraliż decyzyjny, zanik dobrym menadżerów, dobrych decydentów. Paraliż telewizji publicznej jest dużym problemem dla kultury.

Czy jest w takim razie szansa, że ten potencjał tkwiący w tych młodych ludziach – bo na 46 filmów to co najmniej połowa była przyzwoitym poziomie – że nie zostanie on zmarnowany, że nie pójdą oni w stronę komercji, reklamy?

Wie pan, oczywiście żyjemy w lepszych czasach. Jest tani sprzęt i jak ktoś ma potrzebę takiej wypowiedzi, to będzie to robił. Z drugiej strony ludzie pójdą w stronę komercji, bo muszą z czegoś żyć. Ja się tylko martwię, że ci utalentowani ludzie są wsysani przez takie bardzo atrakcyjne dla nich finansowo rzeczy jak seriale. Bo oni tam od razu zarabiają dobre pieniądze. Oczywiście, ci którzy mają taką potrzebę twórczości, to na tym nie poprzestaną. W sumie jest dobrze, że istnieje taki boom na festiwale filmów dokumentalnych w Polsce i na świecie. Istnieje takie życie, tylko że mogłoby być coś jeszcze. Mi się udało pracować w takiej telewizji, gdzie byli bardzo fajni ludzie, którzy o czymś decydowali, jak taki Jurek Kapuściński, który był dyrektorem artystycznym „Dwójki”. On zamawiał filmy. Mogę powiedzieć, że większość swoich filmów, które mi zrobiły nazwisko, zrobiłam dla drugiego programu telewizji. To były filmy albo zamawiane, albo ja coś chciałam zrobić. Była w telewizji publicznej przychylność w stosunku do dokumentalistów – nie tylko do mnie, której teraz kompletnie nie ma. Dawniej uczestniczyliśmy w kolaudacjach, czy też w pracach nad filmami. Teraz nie jesteśmy tam potrzebni. To jest trochę frustrujące.

Kiedyś, jak był na przykład festiwal w Krakowie, to potem przez tydzień w telewizji były projekcje najlepszych filmów. Mam wrażenie, że chociażby  telewizja regionalna powinna te filmy pokazać. Jest tak, jakby nikt nie wierzył, że ludziom jest potrzebne coś więcej niż „Taniec z gwiazdami”, a to jest nieprawda. Jesteśmy teraz pod terrorem takich gustów. Nie mam nic przeciwko nim ani serialom, ale jeśli w telewizji publicznej zasuwa siedem seriali fabularnych, to mógłby być jeden dzień, kiedy od godz. 22 pokazywano by dobry dokument. To niczego by nie rozwaliło, a nikt nie chce takiej decyzji podjąć.

Udaje się obejrzeć polskie dokumenty na Planete, National Geographic. Ostatnio HBO pokazywało poprzedzony wielką reklamą „Czekając na sobotę”. HBO produkuje dokumenty, co prawda specyficzne, pod pewnym kątem, ale zawsze coś się dzieje..

Oni są śmieszni. (śmiech) Pamiętam, kiedyś przy okazji jakiegoś warsztatu było spotkanie z takim panem z HBO. Powiedział: „tak, produkujemy filmy dokumentalne, ale tylko o tematyce seks i przemoc”. Nie wytrzymałam i zapytałam „Boże, proszę pana, a dlaczego nie miłość i pokój?” Po roku przyszedł  znowu i powiedział: „w tym roku mamy inny temat: miłość i pokój”. (śmiech) Oni rzeczywiście szukają bardziej komercyjnego dokumentu, ale mi się podoba, że jest taka próba. W TVN-ie mają ten cykl „Ewa Ewart poleca”, ale bardziej kupują dokumenty niż produkują sami. To też jest troszkę niebezpieczne. Ale może się to wszystko zmieni? Może będziemy robić filmy i ktoś je będzie kupował, jak będą dobre i wylansowane przez festiwale. Może to kiedyś będzie inaczej funkcjonować? Na razie jest, jak jest.

Jest jeszcze seria wydawnictw płytowych Polskich Wydawnictw Audiowizualnych…

Tak, ale oni też mają kłopoty finansowe, więc nie wiem, ile im się uda wydać. Z tego co wiem, mają w planie wydanie filmów ze szkoły filmowej Wajdy i najlepsze etiudy z łódzkiej szkoły filmowej. Tylko boję się, tam też nie ma aż tak wiele pieniędzy na to, bowiem przygotowanie takiego wydawnictwa to jest bardzo duży koszt.

Zwłaszcza, że są one wydane bardzo starannie…

Tak, są tłumaczone na cztery języki. Można to pokazywać za granicą. Uważam, że jest to rewelacyjny pomysł i wiem, że ludzie to kupują. Tylko z jakiegoś powodu to się też nie opłaca. Więc nie wiem, co się dzieje.

Obserwując chociażby to, co dzieje się na Off Cinema pozwolę sobie jednak być optymistą – widać, że z roku na rok poziom prezentowanych filmów jest coraz wyższy, publiczności także nie brakuje…

Świetnie, że dyrektorem merytorycznym jest Mikołaj Jazdon. To jest autor świetnych książek. Jego książka o Kieślowskim to jedna z lepiej napisanych książek o dokumencie. To super, że Mikołaj się tym zajmuje. Taki mózg i od razu wszystko żyje.

Muszę panu powiedzieć, że w zeszłym roku byłam w jury w Krakowie. To jest niby największy festiwal filmu dokumentalnego w Polsce, a przynajmniej najstarszy. I tam było bardzo marnie z publicznością. Były tylko niektóre seanse, na które przychodzili ludzie, publiczność wychodziła, dyskusje były takie strasznie „odwalane”. Nie miało się poczucia, że to jest takie żywe, tylko raczej informacyjne. Tu byłam bardzo pozytywnie zaskoczona bardzo żywo reagującą publicznością, a także tym, że dyskusje nie były tylko takie „uprzejme”, że ludzi coś interesowało. Tu jest bardzo dobra atmosfera.

Czyli do zobaczenia następnym razem w Poznaniu?

Ja bardzo chętnie!

Przeczytaj więcej o festiwalu Off Cienma:
XIV Off Cinema: "Wycieczka" - najlepszym filmem!

"Wycieczka" Bartosza Kruhlika decyzją jury XIV Międzynarodowego Festiwalu Filmowego Off Cinema została wybrana najlepszym konkursowym filmem.

XIV Off Cinema: Jury będzie miało trudne zadanie

Obejrzeliśmy już wszystkie konkursowe filmu XIV Międzynarodowego Festiwalu Filmowego Off Cinema. Teraz pozostaje już tylko oczekiwanie na werdykt jury.

XIV Off Cinema: Coraz więcej bardzo dobrych filmów

Za nami kolejny festiwalowy dzień. Już wiadomo, że bardzo trudno będzie wybrać te filmy, które w sobotę wieczorem otrzymają Złoty, Srebrny i Brązowy Zamek - główne nagrody Off Cinema.

XIV MFF Off Cinema: Kilkanaście godzin w kinie za nami

Za nami już 23 konkursowe pokazy 14. edycji festiwalu Off Cinema. Wśród zaprezentowanych filmów były dobre, były także słabsze, ale zobaczyliśmy także kilka wręcz świetnych obrazów.

14. festiwal Off Cinema rozpoczęty

XIV Międzynarodowy Festiwal Filmowy Off Cinema to ostatnia impreza odbywająca się w obecnej Sali Kameralnej Zamku. To w tej samej sali odbywały się festiwalowe projekcje przez kilka pierwszych lat istnienia Off Cinema.

VIVE LA FRANCE
czyli malarstwo francuskie z kolekcji galerii
Artykwariat

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na poznan.naszemiasto.pl Nasze Miasto