Przed meczem dużo mówiło się, że w Legii może zabraknąć Takesure Chinyamy, któremu ponoć odnowiła się kontuzja kolana. Napastnik z Zimbabwe w piątkowy wieczór pojawił się jednak w pierwszym składzie Wojskowych. To jednak nie jego obecność, lecz Bartłomieja Grzelaka stanowiła największą niespodziankę przygotowaną przez Jana Urbana, który do tej pory grał zazwyczaj w ustawieniu z jednym napastnikiem.
Na taki wariant w piątek zdecydował się jednak Jacek Zieliński, czyli trener Lecha. Roberta Lewandowskiego mieli wspierać Jakub Wilk, Semir Stilić i przede wszystkim Sławomir Peszko.
Obiecujący początek Lecha
Mecz jak na szlagier kolejki obfitował w udane akcje i groźne strzały. Już w drugiej minucie po rzucie rożnym dość niespodziewany strzał oddał Peszko, ale na drodze piłki do siatki stanął Maciej Rybus.
Później przewagę uzyskała Legia. Jacek Zieliński przed meczem obawiał się przewagi warszawian w środku pola, ale legioniści łatwo przedzierali się pod pole karne głównie skrzydłami. W 9. minucie powinno być 1:0 dla gospodarzy. Bartłomiej Grzelak poradził sobie z Sewerynem Gancarczykiem i idealnie wyłożył Rybusowi. Jego strzał instynktownie obronił jednak nogami Grzegorz Kasprzik, który złapał też piłkę po dobitce Chinyamy.
Lech odpowiedział trzy minuty później. Dość niespodziewanie Peszko wygrał pojedynek z Dicksonem Choto i trącił piłkę w kierunku bramki Legii. Piłka minęła Jana Muchę, ale strzał był za słaby, by futbolówka zdołała wturlać się do siatki.
Później dalej atakowała Legia, ale groźniejsze sytuacje i tak stwarzał Kolejorz. W 39. minucie Peszko znakomitym podaniem obsłużył Semira Stilicia, który jednak zamiast próbować strzelać z pierwszej piłki, próbował ją przyjąć i minąć obrońcę.
Do przerwy bez bramek, ale nie bez emocji
Do przerwy bramki nie padły, ale chyba żaden z kibiców Legii jak i Lecha nie mógł narzekać na brak emocji. Fani Kolejorza na pewno z optymizmem wyczekiwali drugiej odsłony spotkania, licząc, że w końcu któryś z lechitów znajdzie drogę do bramki Muchy.
W 51. minucie bardzo bliski był tego Robert Lewandowski, ale po jego strzale głową jeden z obrońców wybił piłkę z linii bramkowej. Nie minęło pięć minut, a „Lewy” znów miał wyborną okazję, ale w idealnej sytuacji uderzył prosto w Muchę.
Grzelak otwiera wynik, a Chinyama rozstrzyga losy meczu
W 62. minucie przebudzili się legioniści i to tak, że zaczął się koszmar Kolejorza. Chinyama zagrał do wchodzącego z lewej strony Grzelaka, który w łatwo sposób poradził sobie z Bartoszem Bosackim i precyzyjnym strzałem umieścił piłkę w siatce.
Wydawało się, że stracony gol tylko podrażni Lecha, który rzuci się do ataku – Zieliński zdjął nawet Stilicia i wprowadził Hernana Rengifo - ale nic z tego. Zamiast wyrównującego gola dla Lecha, padła druga bramka dla Legii. Tomasz Bandrowski stracił piłkę przy wyprowadzaniu akcji z własnej połowy. Futbolówka trafiła do Chinyamy, który idealnie przymierzył – piłka minęła ręce Kasprzika, odbiła się od słupka i wpadła do bramki.
Lechici bez wiary
Wyrównanie strat w tym momencie znacznie się oddaliło, bo przypomnijmy, że w siedmiu poprzednich meczach Legia straciła zaledwie jednego gola, a w tym momencie Lech musiał zdobyć dwa. Piłkarze Kolejorza jakby mieli tego świadomość, bo od tej pory nie byli w stanie wypracować sobie żadnej klarownej sytuacji. Słabo grali właściwie wszyscy – od Kikuta po Peszkę i jeśli ktoś miał tego wieczoru zdobyć jeszcze bramkę, to chyba bliżej była tego Legia.
Żaden gol już jednak nie padł i Lech całkiem zasłużenie poległ na Łazienkowskiej 0:2. Dla poznaniaków to pierwsza porażką z Legią od 3 lat. Tym boleśniejsza, że pozwoliła rywalom w tabeli odskoczyć aż na pięć punktów.
Trenerzy o meczu:
- Udało nam się powstrzymać skrzydła Lecha, dzięki agresywnej grze w bocznych sektorach boiska – cieszył się po meczu trener Legii, Jan Urban.
- Uważam, że w polu nie byliśmy jednak gorszym zespołem, byliśmy jednak nieskuteczni. Trzeba będzie coś zmienić w ataku, bo mamy ostatnio problem ze strzelaniem bramek – mówił po meczu z Legią, trener Jacek Zieliński.
W następnej kolejce lechitów czeka kolejny szlagier – do Wronek przyjedzie Wisła. ** Legia Warszawa - Lech Poznań 2:0 (0:0)**
Bramki: 62. Grzelak, 70. Chinyama
Żółte kartki: Bosacki, Gancarczyk.
Sędziował: Robert Małek (Zabrze).
Legia: Mucha - Kiełbowicz, Choto, Astiz, Rzeźniczak - Iwański, Smoliński (78. Giza) - Rybus, Grzelak (82. Mięciel), Radović - Chinyama (90. Szałachowski).
Lech: Kasprzik - Kikut, Bosacki Ż, Djurdjević, Gancarczyk Ż - Bandrowski (73. Zapotoka), Injac - Peszko, Stilić (68. Rengifo), Wilk (81. Chrapek) - Lewandowski.
Przeczytaj także: |
Gorący doping Fyrtla Ejbrów nie pomógł Lechowi W piątkowy wieczór niemal cały Poznań żył meczem Lecha z Legią Warszawa. Najgorętsza atmosfera panowała w wypełnionym po brzegi pubie Fyrtel Ejbrów. |
Mój Modny Poznań serwis specjalny | 7 CUDÓW POZNANIA Weź udział w plebiscycie | KONKURSY MM POZNAŃ sprawdź co możesz wygrać |
Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?