Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Armin Van Buuren na poznańskich targach. Film i zdjęcia

Marcin Kostaszuk
Holenderski didżej Armin Van Buuren w sobotę Armin wystąpił w hali nr 5 MTP ze swym show „Armin Only–Mirage”. Na targach pojawili się także prawie wszyscy wokaliści i muzycy, którzy współpracowali z bohaterem wieczoru przy nagrywaniu albumu "Mirage".

Zobacz film: Armin Van Buuren na poznańskich targach

Urodził się 25 grudnia w małym miasteczku. Po trzydziestu latach życia wszędzie, gdzie się pojawił, pozdrawiały go tysiące wyznawców. W ten weekend był w Poznaniu.

Stary Browar, piątek godzina 18.37
- Elvis przyjechał? - pyta mnie starszy człowiek, kręcąc z niedowierzaniem głową na widok kilkusetmetrowej długości ludzkiego węża. Prawie 1000 osób karnie stoi w kolejce owijającej się wokół filarów przed Empikiem w Starym Browarze tylko po to, by dostać autograf jakiegoś didżeja.

Miał być o 18.45, jest osiem minut wcześniej. Bardzo wysoki blondyn błyska uśmiechem filmowej gwiazdy, gdy w otoczeniu ochroniarzy mija szpaler ludzi i siada na czarnej kanapie.

- Jak się macie? Dzięki, że przyszliście - woła do mikrofonu, a tłum krzyczy radośnie "Armin, Armin". Barierki to iluzja - można je przekroczyć jednym skokiem. Ale nikt się nie wyłamuje, wszyscy czekają cierpliwie. Ochroniarze instruują: położyć kartkę na stole, nie dotykać Armina, zdjęcia robić tylko zza barierek. Ale sam "obiekt" się wyłamuje ze schematu, podaje ręce, pozuje i zagaduje. "Asia?", Justine?", "Marcin?" - upewnia się, a potem autografem uwiecznia spotkanie.

Niewiele brakowało, a ów zamaszysty podpis znaliby tylko klienci pewnej amsterdamskiej kancelarii adwokackiej. W rodzinie Van Buurenów muzyka była obecna dzięki pasji taty Armina, zapalonego kolekcjonera płyt. Jego brat Eller poszedł o krok dalej - został gitarzystą. Armin zdobył zaś dobry zawód prawnika, tyle że na studiach polubił puszczanie muzyki na imprezach.

Sobota, godzina 13.27 hotel Sheraton
- Łączyłem pracę w kancelarii z graniem imprez w weekendy. Było naprawdę ciężko - mówi o tamtych czasach Armin, zapewne nie zauważając, jak dziwnie słowo "ciężko" brzmi w zestawieniu z jego roześmianą twarzą wiecznego chłopca.

Siedzimy na fotelach w pokoju hotelu Sheraton, ale o intymności nie ma mowy - wokół tłoczą się ochroniarze, dźwiękowcy, kamerzyści, oświetleniowcy i mnóstwo innych ludzi zapewne niezbędnych w czasie wywiadu. Armin jest przesympatyczny, odpowiada na pytania chętnie, szybko i ciekawie. Raz tylko na chwilę milknie, ale nawet gdy mówi, że nienawidzi porównania didżeja do duchowego przywódcy, uśmiech nie schodzi z jego ust.

Stary Browar, piątek, godzina 19.40
- Wiem na pewno, że to będzie pamiątka do końca życia - mówi śmiertelnie poważnie Piotrek z Tarnowa Podgórnego, trzymając w ręce podpisaną przez Armina płytę . - Zakochałem się w jego piosence "In And Out Of Love" dwa lata temu. Potem zacząłem słuchać asotów i kolejnych płyt. Gdy go słucham, czuję się inaczej w swoim świecie - ekscytuje się 20-latek, a rumieńce na jego policzkach jasno dowodzą, że przed chwilą przeżył coś niezwykłego.

Podpisywanie trwa już godzinę, siedząca nieopodal na krzesełku żona Armina nerwowo spogląda na zegarek, ale Paweł Szlanga z MSM Events co chwila pokazuje jej kolejne flagi w rękach fanów i wybranka didżejskiego serca wraca do rozmowy z przyjaciółmi. Tym sposobem spotkanie, które miało trwać pół godziny, trwa drugie tyle. Armin w końcu podnosi się, ochroniarze wskazują drogę do sekretnego wyjścia, ale on jeszcze raz idzie do zawiedzionych trzygodzinnym, bezowocnym oczekiwaniem fanów i podpisuje karteczki, bluzy, koszulki i flagi.

- Świetny koleś - kwituje Marta z Katowic, która autograf dostała i na pytanie czy to już jest spełnienie jej marzeń, odpowiada: - Teraz oczekuję niezapomnianej imprezy.

Sobota godzina 22.45 wejście na MTP
Prawie 10 tysięcy ludzi jest już w środku, ale atmosfery imprezy nie widać. Raczej zmęczenie, a może raczej wkurzenie. Dopiero teraz rozładowała się kolejka do wejścia, w której przez ponad godzinę tkwiły dziewczyny odziane w śladowe spódniczki i niewątpliwie rozgrzewające rajstopy-kabaretki. Następnego dnia napiszą o tym na forum FTB i nie zostawią suchej nitki na organizatorach.

- Wejście rzeczywiście było porażką. Niemal wszyscy chcieli być od samego początku, choć wiadomo, że Armin będzie na scenie znacznie później. Było trochę za mało bramek, ale nie mogliśmy wpuścić ludzi inaczej, niż przez budynek World Trade Center - przyznaje Wojciech Mytko z MSM Events. Kilka lat wcześniej sam bywał w tym imprezowym tłumie, dziś pracuje przy organizacji imprez i już przyzwyczaił się, że spędza je z komórką przy uchu, dbając o tysiące drobnych spraw. Nie może mi poświęcić więcej czasu, bo właśnie jest problem z jakimś Rosjaninem, który ma przedarty bilet, a zaklina się, że wyszedł tylko na chwilę do samochodu i nie zrozumiał, że nie ma już powrotu.

Niedziela, godzina 0.05 hale 5 i 6 MTP
Rosjanin w końcu wraca, a może wchodzi na gapę. Ale jego determinacji trudno się dziwić: targowa hala nr 5 robi wrażenie wielkiego tanecznego parkietu. O problemach przy wejściu zapomniano, gdy Armin Van Buuren najpierw pojawia się na telebimach, a tuż po północy pokazuje we własnej osobie. Ci, którzy w tym czasie są w strefie gastronomicznej lub przy szatniach biegną na złamanie karku, by nie przegapić tego momentu. Las komórek w uniesionych do góry rękach, oczy sycą niesamowite komputerowe wizualizacje jakichś wymarłych miast. Geometryczne wzory na wielkich ekranach omamiają, głęboki bas wprawia ciało w drżenie, stroboskopy podgrzewają czoła. Sala staje się raptem mała, rytm kołysze, jest wreszcie uśmiech na twarzach mocno umalowanych dziewczyn i muskularnych chłopaków.

Uśmiecha się też Armin. Wyciąga kamerę i filmuje rozentuzjazmowany tłum.

Niedziela, godzina 5.45 hala 5 MTP
W hali się przerzedziło. Ale warto było czekać. Na ostatni kwadrans imprezy znikają barierki dzielące sektory i teraz każdy może próbować podejść jak najbliżej sceny. Wszyscy mogą zobaczyć jak Armin Van Buuren odbiera Złotą Płytę, a potem zaprasza wszystkich swoich muzyków i wokalistów i intonuje przebój "Drowning".

Epilog - niedziela, popołudnie
Armin odsypia występ. Fani wchodzą na fora i YouTube, by podzielić się zdjęciami, filmami i kąśliwymi uwagami dla organizatorów. I wyrazami uwielbienia - wiadomo dla kogo.

Show "Mirage" do tej pory odbył się tylko w Utrechcie, Buenos Aires, Melbourne, Bejrucie, Kijowie i Sankt Petersburgu. Ci, którzy nie zaliczyli imprezy w Poznaniu mają jeszcze szansę w Los Angeles, Sao Paulo, Budapeszcie, Moskwie i Bratysławie.

-----------------------------------------------------

Jestem częścią tłumu
Z Arminem Van Buurenem rozmawia Marcin Kostaszuk

Gdy widzisz tysiące ludzi przed sobą, czujesz się czasem jak ksiądz?
Nie wierzę w boską moc didżeja, ani to, że Bóg jest didżejem. Przede wszystkim nie uważam się za kogoś, kto góruje nad ludźmi. Czuję się częścią tłumu. Chciałbym, żebyś mnie dobrze zrozumiał - nie jestem żadnym bogiem, nienawidzę takich skojarzeń. Jestem tylko didżejem, grającym muzykę, która daje ludziom przyjemność.

Cała rozmowa z Arminem w piątek w "Magazynie" Głosu Wielkopolskiego

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na poznan.naszemiasto.pl Nasze Miasto