Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Bakero nie wykorzystuje potencjału Lecha

Maciej Lehmann
W piątkowym meczu ze Śląskiem Lech grał dobrze tylko przez pół godziny
W piątkowym meczu ze Śląskiem Lech grał dobrze tylko przez pół godziny M. Zakrzewski
Kiedy w 60. minucie meczu ze Śląskiem Semir Stilić opuszczał boisko, najpierw rozległy się gwizdy, a potem oklaski. Kibice Lecha pokazali, co myślą o decyzji Jose Marii Bakero, a potem pożegnali brawami Bośniaka.

Tej zmiany nie rozumiał chyba nikt, kto zasiadł w piątek na trybunach stadionu przy Bułgarskiej. Stilić nie grał może olśniewająco, ale to piłkarz, którego warto trzymać na boisku, bo w jednej chwili genialnym zagraniem może rozstrzygnąć losy meczu. Pokazał to w meczu z Arką i w meczu z Jagiellonią. Po zejściu Bośniaka Lech grał dużo gorzej i miał wiele szczęścia, że zdołał wywalczyć punkt.

Rozczarowanie piątkowym remisem jest ogromne. Po pierwsze strata punktów spowodowała, że Lech może już zapomnieć o obronie tytułu mistrza Polski. Łudziliśmy się jeszcze do meczu ze Śląskiem, bo przecież forma krakowskiej Wisły też nie rzucała na kolana. Wiele punktów lider zdobywał szczęśliwie, przebudowywaną praktycznie od podstaw drużynę "Białej Gwizdy" mógł jeszcze dopaść kryzys. W tej chwili jednak przewaga krakowskiego zespołu jest tak duża, że Robertowi Maaskantowi można już gratulować zdobycia tytułu. Holender swoje zadanie wykonał. Z zawodników, których odziedziczył i pozyskał, "wycisnął" maksimum. Czy to samo można powiedzieć o Bakero?

Wystarczy przyjrzeć się zespołom, z którymi Lech wiosną stracił punkty. To jest drugi z powodów, dlaczego ten remis ma tak gorzki smak. Przecież zarówno Cracovia, jak i Śląsk to są drużyny złożone z piłkarskich anonimów. Ilu graczy "Pasów" chcielibyśmy mieć w Lechu? O ilu piłkarzach Śląska można powiedzieć, że ich cena rynkowa przekracza pół miliona euro? Może tyle wart jest Sebastian Mila, może do tego poziomu zbliża się Przemysław Kaźmierczak. Lech nie potrafił poradzić sobie z zespołami, które były dobrze zorganizowane w obronie, nieźle wybieganymi, ale nic poza tym i to jest smutne.

Bakero nie odziedziczył po swoich poprzednikach rozbitej, skłóconej, pozbawionej motywacji i chęci do pracy ekipy. Dostał ambitny kolektyw, zgrany, zaprawiony w bojach na europejskiej arenie, który miał już wypracowany swój styl. Brakowało może tylko ducha walki do końca, umiejętności odpowiedniej motywacji w pojedynkach z teoretycznie słabszymi drużynami. Głośno mówiło się, że ta drużyna zatraciła tylko umiejętność odrabiania strat. Jeśli przeciwnik pierwszy zdobywał gola, Lech przeważnie gubił punkty. To miał zmienić Bakero.

Dlatego na pomeczowej konferencji Hiszpan krytykował swoich piłkarzy. - Brakowało wykończenia i prostopadłych piłek. Nie podobało mi się, że drużyna nie starała się o zmianę wyniku do ostatniego gwizdka. Przy stanie 2:2 można było jeszcze zdobyć zwycięską bramkę. To kolejna rzecz do poprawienia - powiedział Hiszpan.

Niestety, Bakero chyba nie rozumie, że najwięcej pretensji powinien mieć do siebie. Przecież zmieniając Stilicia sam pozbył się piłkarza, który w poprzednich meczach potrafił przechylić szalę zwycięstwa na korzyść Lecha. Można zapytać też szkoleniowca Kolejorza, czy w polskiej ekstraklasie widzi piłkarza, który potrafi lepiej niż Bośniak prostopadłymi podaniami obsługiwać napastników? I na koniec jeszcze jeden "kwiatek" z pomeczowej wypowiedzi Bakero.

- Nam to się nie udało wykorzystać wszystkich sytuacji. Zwłaszcza przy stałych fragmentach byliśmy mniej groźni - wyznał Hiszpan i zwłaszcza ta wypowiedź szokuje tych wszystkich, którzy pamiętają sytuację z 79. minuty meczu, kiedy to po faulu obrońców Śląska do ustawionej 20 metrów od wrocławskiej bramki piłki podszedł Seweryn Gancarczyk i kopnął w mur na wysokości kolan rywali. A może gdyby strzelał Stilić...

Czytaj także: Stilić: Byłem rozczarowany decyzją o zmianie

Wystarczyło przecież wymienić niewiele wnoszącego do gry Dimitrije Injaca i na jego miejsce, a nie za Bośniaka wprowadzić Rafała Murawskie- go. Serb wiosną spisuje się dużo gorzej niż w mistrzowskim sezonie. Niewiele wnosi do gry. Przewaga Śląska w drugiej linii to też wynik jego słabej postawy. Bakero jednak przywiązał się do Injaca i wyglądało to tak, jakby bał się podjąć ryzyko.

Tymczasem Murawski na pewno dałby sobie radę z zadaniami obronnymi i wniósłby to, czego szczególnie w drugiej części brakowało Lechowi, odważnych wejść z drugiej linii pod pole karne. Jak groźne mogą to być akcje, pokazał tuż przed przerwą Hubert Wołąkiewicz. Reprezentant Polski podholował piłkę w okolice 20. metra i huknął jak z armaty. Odbita od poprzeczki piłka trafiła do Ubiparipa i było 2:1. Trudno sobie przypomnieć, kiedy w ten sposób próbował budować akcje Injać. Trudno też zrozumieć, dlaczego przy tak rozbudowanym systemie rotacyjnym Wołąkiewicz dopiero w piątek otrzymał prawdziwą szansę na pokazanie, że może być silnym punktem Kolejorza, czy to na środku obrony, czy to w roli defensywnego pomocnika.

Dziwne jest też to, że Jose Bakero nie potrafi tak ustawić drużyny, by od pierwszej minuty grali obok siebie Stilić, Kriwiec i Murawski. Tłumaczenie, że ten ostatni był zmęczony po wojażach kadry i szkoleniowiec zobaczył go dopiero na ostatnim treningu przed meczem też nikogo nie przekona, bo to samo można powiedzieć przecież zarówno o Wołąkiewiczu, jak i Kriwcu. Murawski w dwóch meczach zespołu Franciszka Smudy zagrał w sumie tylko 90 minut, więc nie jest to obciążenie, z którym nie poradziłby sobie tak profesjonalny piłkarz jak Murawski. Argument, że będzie bardziej potrzebny we wtorkowym meczu z Podbeskidziem, też jest absurdalny, bo gdyby trener w sposób wyjątkowy traktował to spotkanie, musiałby też oszczędzać Białorusina.

Smutny był to weekend dla wszystkich kibiców Kolejorza. Cieszyliśmy się, że nasza drużyna będzie grała wreszcie na idealnej murawie, zobaczymy dobre widowisko i w niezłym stylu sięgnie po trzy punkty. Tymczasem obserwowaliśmy tylko przebłyski dawnego walczącego, agresywnego, ładnie dla oka grającego Lecha, który po zdobyciu gola stara się zdominować przeciwnika i go dobić. Niemal całą drugą połowę mistrzowie Polski sprawiali wrażenie, że nie mają pomysłu, jak strzelić trzecią bramkę. Grali nerwowo, bez wiary we własne umiejętności, nie potrafili podjąć ryzyka.

Znamienne jest to, że mająca za sobą najgorszy sezon od ponad 40 lat warszawska Legia (ostatni raz osiem porażek miała w 1975 roku, dziewięciu przegranych chyba nikt nie pamięta ) ciągle wyprzedza w tabeli Lecha! To też nie najlepiej świadczy o trenerach, którzy prowadzą przecież najdroższą w dziejach drużynę Kolejorza.

Czytaj także: Oceniamy lechitów ze Śląskiem: Kriwiec i Ubiparip najlepsi

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na poznan.naszemiasto.pl Nasze Miasto