Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

„Chińczyk” jest zły! Trwa renesans planszówek!

Redakcja
Gry planszowe nie polegają na tym samym co "Chińczyk" i "Monopoly". Teraz aby grać trzeba nauczyć się myśleć!

Gracze uważają, że przyznanie się do grania w „Chińczyka” i „Monopoly” uważając, że się zna gry planszowe to najnormalniejszy wstyd. Już od kilkunastu lat w grach planszowych trzeba stosować strategie i myśleć. Zwyczajny rzut kostkami i przesuwanie pionków po planszy nie mają nic wspólnego ze współczesnymi planszówkami!

- Wszystko zaczęło się od „Osadników z Catanu” w 1994 roku – wyjaśnia Sławomir Bernatowicz z Gramajdy, organizatora wielkiego Games Roomu w ramach Salonu Hobby. – To była pierwsza nowoczesna gra planszowa. Spodobała się ludziom, zaczęli kupować i grać. Zrobił się z tego ogromny biznes: wielu wydawców, setki sklepów... W samej Polsce co tydzień powstaje nowy sklep internetowy z grami.

Do Polski moda na gry planszowe przyszła z Niemiec. Tamtejszy rynek nie tylko jest już ogromny, ale cały czas dynamicznie się rozwija. W czasie, gdy w Poznaniu trwa Salon Modelarstwa, Zabawek i Gier Towarzyskich Hobby, w Essen odbywają się targi gier. Są tam setki wystawców i tłumy gości, w zeszłym roku targi w Essen odwiedziło ponad 150 tys. ludzi. Już wiadomo, że w tym będzie ich więcej. Między innymi w powodu nowości.

- W ciągu ostatnich 10 lat ukazało się około pięć tysięcy nowych gier – tłumaczy Sławomir Bernatowicz. – To daje średnio 500 tytułów rocznie, jednak trzeba pamiętać, że na samym początku było ich zdecydowanie mniej.

O tym, że w czasie Salonu Hobby gry planszowe cieszą się wielką popularnością może świadczyć prawie zawsze stojąca kolejka po wypożyczenie planszówki, a także to, że organizatorzy w sobotę kilkukrotnie donosili stoliki, żeby nie zabrakło miejsca dla wszystkich chętnych. Wśród graczy najwięcej jest zupełnie początkujących – rodziców z dziećmi, którzy przyszli na targi niejako przy okazji zajrzeli do Games Roomu. Dla nich przeznaczone są najprostsze gry, z trzema-czterema zasadami, które bez problemu zrozumie pięciolatek. Nie brakuje jednak i osób, które przyszły tutaj specjalnie by pograć w planszówki.

- Już sobie wypróbowaliśmy dwie gry i jeśli nam starczy czasu to jeszcze sobie jakąś wypożyczymy – zdradza Jakub, który z kolegą grają aktualnie w „Osadników z Catanu”. - Przyszliśmy tu po to, żeby poznać jakieś nowe gry.

Jakubowi ta gra średnio przypadła do gustu, chociaż – jak przyznaje – „jakoś im idzie”. – Zbieramy surowce, zaczynamy budować osady i drogi – dodaje.

Do zagrania w „Osadników” namówił go Bartek, któremu ta planszówka bardzo się podoba.
- Grałem w nią kiedyś, jak byłem w podstawówce – wyjaśnia.

W Games Roomie można spotkać także doświadczonych graczy, którzy przychodzą tu, aby rozegrać skomplikowane pojedynki i poznać nowości na polskim rynku. Jeżeli ktoś nie zna zasad danej gdy, a chciałby spróbować w niej swoich sił, to ludzie z Gramajdy w przystępny sposób wytłumaczą wszystkie reguły.

- Mamy również gry, których tłumaczenie zasad trwa 20-30 minut i trzeba wtedy je szybko zrozumieć, a potem grać – dodaje Sławomir Bernatowicz.

Każdy z graczy ma swój własny podział gier. Można je różnicować na logiczne, strategiczne, ekonomiczne czy rodzinne. Można, tak jak Sławomir Bernatowicz, stosować bardziej ogólny podział – na eurogry i ameritrash.

- W eurograch liczy się punkty jest jakaś strategia, ekonomia, trzeba się dopasować do mechaniki gry, liczyć, kalkulować wszystkie swoje ruchy - wyjaśnia. – W ameritrash należy się wczuć w rolę odgrywać jakąś sytuację, kooperować. Na przykład w „Battlestar Galactica” opracowanej na podstawie serialu telewizyjnego, lecimy tytułową Galacticą, a wśród nas jest Cylon. To typowa gra kooperacyjna z elementem zdrajcy. Nie należy w niej obliczać czy ten ruch da mi 6 punktów czy 7, tylko rozmawiać z graczami, aby wyczuć kto jest zdrajcą, kto wśród nas jest Cylonem. W eurograch liczymy punkty. Są takie gry, gdzie się siedzi, patrzy 15 minut na planszę, potem „O! Wiem jaki zrobić ruch!” Bach, bach, bach – 22 punkty i potem następny gracz.

Wśród eurogier są także „lżejsze”, przy których się człowiek bawi, ale są też takie ekstremalne przypadki. Przy grach amerykańskich należy się po prostu bawić, należy się wczuwać.

W czasie każdego Games Roomu organizowanego przez Gramajdę są też tacy, którzy przychodzą po to, by przed kupnem wypróbować kilka gier.
- Bo z dziewczyną w coś trzeba grać, z rodzicami... Są też studenci, których jest sześciu i czasem trzeba coś robić – dodaje.

Ludzie z Gramajdy chcą pokazać ludziom, że planszówki to doskonała rozrywka, przy której nie trzeba siedzieć przy komputerze. - Dla nas to taka misja, jesteśmy troszeczkę zakręceni i chcemy ludziom pokazywać gry planszowe – mówi Sławomir Benratowicz. - Walczymy ze stereotypem, że gra planszowa to „Chińczyk” i „Monopoly”. To gry, które polegają na rzucaniu kostką. I to jest całą ich ideologia. A nie na tym teraz polegają gry planszowe. Trzeba w nich patrzeć co się rodzi, widzieć, co się dzieje na planszy i trzeba dostosowywać swoje ruchy. I myśleć.

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na poznan.naszemiasto.pl Nasze Miasto