O sprawie, za pośrednictwem Facebooka, poinformowała Fundacji „Duch Leona”, która odebrała psa.
- Coffie przez 10 dni siedział zamknięty w tej budzie. Przez cały ten czas miał na pysku kaganiec, dwie porządnie zaciśnięte obroże, szelki i coś, czego zupełnie nie widać - niewiele grubszy od żyłki dławik, który tak wbił się w skórę, że po odcięciu trzeba go było odrywać, do dławika i szelek przypięte były dwie smycze
- wskazują przedstawiciele fundacji.
Czytaj też: Do Jeziora Kierskiego od ponad 20 lat wpływają ścieki! "Nikt nie chciał mi wierzyć"
I dodają:
- Coffie wyprowadzany był w ten sposób dwa razy dziennie na krótkie spacero-treningi, na których mógł napić się wody i załatwić potrzeby fizjologiczne. Przez ten czas pies nie jadł, ponieważ "nie chciał podejmować" jedzenia, w sposób, w jaki życzyli sobie trenerzy. Ósmego dnia żuchwa Coffiego utknęła w szparach kagańca i tak została do momentu przyjazdu właścicielki 10 dnia pobytu w tym miejscu. Oznacza to, że przez ten czas pies również nie pił, bo zwyczajnie nie miał jak.
Przedstawiciele fundacji wyjaśnili, podkreślili, że "to kolejny zgnojony i upodlony do granic pies", który trafił do nich "z tej pseudo szkoły i pseudo fundacji".
Do sprawy odniosła się założycielka ośrodka szkoleniowego dla psów "Mam psa. I co teraz?" z Poznania, skąd odebrany został Coffie. Na nagraniu opublikowanym na Instagramie wyjaśnia sytuację.
Informacja z wyjaśnieniem ukazała się także na facebookowym profilu "Mam psa. I co teraz?".
- W kwietniu i sierpniu 2023 kontaktowała się z nami pani, która jest właścicielką około 2-letniego agresywnego, straumatyzowanego goldena, który przeszedł wiele szkoleń, ale jego stan był bardzo trudny. Miał problem z dotykiem, agresją, obroną zasobów i zdarzyły mu się pogryzienia. Ze względu na to, według informacji właścicielki, pies był przywiązywany w domu dla bezpieczeństwa domowników. Właścicielka nie mogła zapewnić psu odpowiednich warunków, dlatego chciała znaleźć dla niego nową rodzinę. Uzgodniliśmy, że weźmiemy psa na miesiąc, żeby określić, czy jesteśmy w stanie pomóc i przyjąć go pod opiekę fundacji
- tłumaczą pracownicy ośrodka szkoleniowego.
I dodają:
- Właścicielka przywiozła psa w szelkach, smyczy behawioralnej, obroży oraz w kagańcu, który nie pozwalał na swobodne zianie, dlatego zaproponowaliśmy wymianę na bardziej komfortowy – taki, w którym mógł bez przeszkód pić, przyjmować pokarm oraz ziać. Właścicielka oznajmiła, że ona nie jest w stanie tego zrobić, ponieważ boi się psa, gdyż ten wykazuje zachowania agresywne. Zaproponowała wtedy wizytę u weterynarza, aby przeprowadzić sedacje i przygotować Coffeego do pobytu u nas. Otrzymała od nas jasne informacje, w jaki sposób będziemy pracować z psem w pierwszych dniach oraz jakie będzie miał u nas warunki (buda oraz kaganiec, dławik i podpięte smycze dla bezpieczeństwa pracowników i samego goldena) i wyraziła na to zgodę.
Dalej wskazują, że nie mogli umieścić psa w kojcu ani w klatce, ponieważ miały być one zajęte przez inne psy, dlatego zaproponowano właścicielce by umieszczenie Coffiego w budzie.
- Przyznajemy, że błędem było przyjęcie Coffeego na takich warunkach. Byliśmy jednak z właścicielką w stałym kontakcie – wysyłaliśmy informacje oraz filmy
- zapewniają przedstawiciele ośrodka.
I wyjaśniają:
- Aby ograniczyć stres, pies wychodził 2 razy dziennie. Mógł wtedy załatwić potrzeby fizjologiczne i oswoić się z otoczeniem – spędzał czas z trenerami na placu, swobodnie obserwując i eksplorując, by nabrać zaufania. Miał też kontakt z innymi psami przez płot. Coffee pił poza budą, ale miał również dostęp do wody z elektrolitami w budzie. Podawaliśmy mu karmę – suchą rozsypywaliśmy na legowisko w budzie, na trawę i do miski, ale też podawaliśmy mokrą karmę w misce. Ze względu na brak zaufania do człowieka oraz agresywne zachowania, Coffee nie był karmiony z ręki, ale zaczął jeść samodzielnie po kilku dniach. Poruszał się nieco sztywno, co również było widoczne na filmikach przesyłanych do właścicielki – tutaj chcemy zaznaczyć, że pies nieustannie był zestresowany i pomimo spacerów oraz pobytów na placu, nie oddał stolca. Zrobił to dopiero w dniu odbioru. Obserwowaliśmy psa, jednak po małym progresie był bardzo duży regres i w poniedziałek (18.09.2023) przekazaliśmy właścicielce decyzję, że nie jesteśmy w stanie pomóc Cofeemu i prosimy o jego odebranie.
Dalej czytamy, że właścicielka miała poinformować, że nie ma co zrobić z psem, dlatego pies został do rozwiązania sytuacji.
- W środę okazało się, że golden uszkodził kaganiec, dlatego niezwłocznie poinformowaliśmy właścicielkę o tej sytuacji z prośbą o jak najszybszy odbiór psa. Ze względu na agresywne zachowanie Coffeego, nie mogliśmy poprawić kagańca, czy wymienić go na nowy. Właścicielka przyjechała w czwartek w towarzystwie innej osoby. Odbierając psa podpisała oświadczenie, że Coffee jest w dobrej kondycji zdrowotnej i nie ma zastrzeżeń dotyczących jego stanu zdrowia w dniu odbioru. W uwagach zmieściliśmy informacje o sztywności ciała oraz niewielkiej utracie masy ciała (waga w dniu przyjęcia: 30,0 kg, waga w dniu odbioru: 29,28 kg)
- wyjaśniają pracownicy ośrodka.
I podkreślają:
- Zapewniamy, że zrobiliśmy co w naszej mocy, by pomóc Coffemu. Jednak widząc, że nasza praca nie przynosi efektów, a po tygodniu pies nadal jest zestresowany, sfrustrowany i nie współpracuje, dla jego dobra podjęliśmy decyzję, iż nie przyjmiemy go na fundację i poprosiliśmy właścicielkę o jego odbiór.
AKTUALIZACJA godz. 18
Z naszą redakcją skontaktowała się pani Alicja Mańkowska, która w czwartek odebrała psa razem z jego właścicielką. Kobieta wskazała, że w cytacie osoby z "Mam psa. I co teraz?" pojawiły się nieścisłości:
- W czwartek na moje pytanie, czy pies miał dostęp do jedzenia z miski, odpowiedzieli, że miał szansę „podjąć jedzenie z trawy, ze skrzynki”. Nie potwierdzili, że miał swobodny dostęp do miski z jedzeniem, ponieważ ich metoda treningowa zakłada jedzenie jako nagrodę za trening z człowiekiem, ta metoda nazywana jest pracą nad „relacją i motywacją”.
- W wypisywanym formularzu zostały zgłoszone zastrzeżenia do stanu zdrowia, które zamieściłam ja, a nie szkoła - wymieniona sztywność ciała i niska masa ciała.
- Na miejscu trenerzy zaoferowali wystawienie „papierka do uśpienia”, ponieważ według osób obecnych nikt nie byłby w stanie sobie poradzić z tym psem w Polsce, „ewentualnie mój ojciec” mówił Piotr Kaczmarek, który oddawał psa, jednocześnie mówiąc, że nie jest to jego szkoła i że nie jest odpowiedzialny za ten temat. Właścicielka szkoły była nieobecna.
- Chciałam jeszcze dodać, że poznałam metody "Mam psa. I co teraz?" z prawie 3 lata temu, gdy sama szukałam pomocy ze swoim psem i od tego czasu widzę, że się niestety nie zmieniły. Po pobycie na 1 noc w hotelu oraz dwóch zajęciach z socjalizacji, zrezygnowałam z ich usług ze względu na błędną diagnozę i specyficzne metody treningowe
- wskazała pani Mańkowska.
Jesteś świadkiem ciekawego wydarzenia? Skontaktuj się z nami! Wyślij informację, zdjęcia lub film na adres: [email protected]
Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?