Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Człowiek, który połączył naukę z prawdziwym życiem

Mateusz Pilarczyk, Małgorzata Linettej
Profesor jest autorem ponad 100 patentów i zgłoszeń patentowych
Profesor jest autorem ponad 100 patentów i zgłoszeń patentowych Grzegorz Dembiński
Profesor Bogdan Marciniec wybitnym Wielkopolaninem jest! I to niezaprzeczalnie. Przed czterema miesiącami otrzymał nagrodę Fundacji na rzecz Nauki Polskiej, zwaną potocznie „Polskim Noblem”. Jest ona przyznawana za wybitne osiągnięcia i odkrycia naukowe. Nie było to jednak powodem, dla którego kolegium redakcyjne „Polski Głosu Wielkopolskiego” zdecydowało się w tym roku przyznać Nagrodę Pracy Organicznej właśnie prof. Marcińcowi. Od lat jest on znany ze swojej działalności na rzecz połączenia nauki z gospodarką i wspierania młodych naukowców.

Jak mówi, jego konikiem jest sprzężenie nauki z gospodarką.
– To, co robię, musi mieć jakieś zastosowanie. Jak go nie ma, to po co to robić? – pyta profesor. Powiązanie to zaszczepił w Bogdanie Marcińcu, jeszcze za czasów studenckich, prof. Wieńczysław Kuczyński. Przedwojenny profesor zrobił duże wrażenie na młodym człowieku.

– Wtedy właśnie zacząłem się zajmować nauką – mówi prof. Marciniec. Był rok 1962. Krótko potem, jako magister, objął stanowisko asystenta na ówczesnym Wydziale Matematyki, Fizyki i Chemii UAM.

Dziadek prof. Marcińca był założycielem Polskiego Związku Ogrodniczego jeszcze w czasach zaborów. Do śmierci w 1938 był jego honorowym przewodniczącym. Stryj profesora budował w Poznaniu palmiarnię, a jego brat założył w Koźminie szkołę ogrodniczą. – Pochodzę, więc z ogrodniczej rodziny, ale sam mam tylko ogródek przy domu – śmieje się profesor.

Bogdan Marciniec podkreśla, że czuje się w 100 procentach poznaniakiem i jest bardzo związany z Wielkopolską. Choć, jak zdradza, nie urodził się w naszym regionie. – Moja mama była ze mną w siódmym miesiącu ciąży, kiedy została wysiedlona do Kielc. Urodziłem się koło Włoszczowy, ale poczęty zostałem w Poznaniu – śmieje się profesor.

Ważnym zwrotem w życiu profesora był zagraniczny staż.
– W 1970 roku wyjechałem do USA. Było to jeszcze za czasów Gomułki. Wróciłem za Gierka i zachłysnąłem się tym, co się działo w kraju. To był inny świat, a Gierek nie był komuchem z Moskwy. Przeszedł drogę francuskiego komunizmu – wspomina profesor.
Ważniejsze były jednak wzorce, jakie późniejszy kierownik Zakładu Chemii Metaloorganicznej podchwycił w Stanach. Miały one zaprocentować po upadku komunizmu.

Profesor znany jest w międzynarodowym środowisku naukowym głównie za sprawą książki wydanej w 1990 roku, którą nazwano… Biblią. – Podręcznik hydrosililowania był moją ambicją. W jednej książce zebraliśmy informacje z 30 lat badań prowadzonych na całym świecie – nie kryje dumy profesor. Piętnaście lat później podczas sympozjum w Vancouver ktoś podszedł do profesora i powiedział, że trzeba napisać nową książkę, bo badania poszły naprzód. I tak powstała kolejna publikacja nazwana przez Johna F. Harroda, jednego z twórców procesu hydrosililowania, Nowym Testamentem w tej dziedzinie.

W 1988 roku Bogdan Marciniec został rektorem UAM. Profesor nie kryje, że należał wówczas do PZPR. Jednak kiedy w 1990 roku na budynku Komitetu Wojewódzkiego PZPR przy ul. Święty Marcin zawisł transparent „Komitet na Uniwersytet”, to rektor Marciniec doprowadził do przekazania tego gmachu uczelni.
W budynku po PZPR swoją siedzibę chciało mieć PKO i, jak mówi profesor, pewnie tak by się stało. Rektorowi udało się jednak dojść do porozumienia z bankiem i wynajął mu część pomieszczeń. Za pieniądze z transakcji powołał Fundację UAM, która, pomijając osiągnięcia naukowe, jest chyba największym dziełem profesora. To fundacja stworzyła Poznański Park Naukowo-Technologiczny – miejsce, w którym biznes spotyka się z nauką.

– Park jest zwolniony z podatku od zysków z działalności gospodarczej, bo przekazuje je fundacji, a ta przeznacza je na stypendia. Mam z tego wielką satysfakcję – podkreśla profesor, który jest prezesem Fundacji UAM i zarazem dyrektorem parku. Poprzez stypendia stara się powstrzymać młodych i zdolnych naukowców przed wyjazdem z kraju.

Zasługi profesora docenia środowisko UAM. – To naukowiec światowej klasy, znakomity organizator, człowiek oddany uniwersytetowi, swoim uczniom i pracy naukowej – podkreśla prof. Bronisław Marciniak, rektor UAM. – Jednocześnie, co jest rzeczą unikalną, wyśmienicie zna się na wdrażaniu do gospodarki wyników swych badań i przekonuje do takiego sposobu działania społeczność uniwersytecką.

Zdaniem rektora, Nagroda Pracy Organicznej dla profesora Marcińca jest uhonorowaniem jego zasług. Można powiedzieć, że rok 2009 był jego rokiem, a zanosi się, że i rok 2010 zakończy się wielkimi sukcesami.

Dzień profesora Marcińca zaczyna się o 7.30 w Swarzędzu. 45 minut później profesor wchodzi do budynku Collegium Chemicum przy ul. Grunwaldzkiej. Dokładnie wiadomo, kiedy pojawia się w Zakładzie Chemii Metaloorganicznej. Słychać wtedy na korytarzu charakterystyczny donośny śmiech.

– Jest bardzo wymagający, ale jednocześnie to osoba, która w razie jakichś niepowodzeń potrafi wesprzeć – mówi dr Piotr Pawluć, który od początku swojej kariery pracuje w zespole profesora Marcińca. – Kreatywny, pomysłowy. Stawia nam wszystkim wysoko poprzeczkę i mobilizuje do pracy – opisują swego szefa pracownicy.

Nawet studenci nie narzekają. Z ich relacji wynika, że profesor jest łagodny i wyrozumiały. Niektórzy z nich już od trzeciego roku przychodzą do Zakładu Chemii Metaloorganicznej, aby rozwijać się pod okiem prof. Marcińca. – Profesor mówi z pasją o chemii. Jest zaangażowany w prowadzenie wykładu i zawsze żywo gestykuluje – wspomina zajęcia świeżo upieczony magister Dawid Frąckowiak.

Profesor swój macierzysty wydział opuszcza dopiero koło godz. 18. – Oprócz tego dwa razy w tygodniu jestem w Poznańskim Parku Naukowo-Technologicznym, którego jestem dyrektorem. Z racji pełnionych funkcji często jeżdżę do Warszawy – wymienia profesor.

Do tego dochodzą jeszcze wyjazdy zagraniczne i konferencje. Pozostaje mało czasu na życie rodzinne. Szczególnie biorąc pod uwagę, że profesor woli wykonywać pracę naukową w domu. – Jestem wtedy bardziej skoncentrowany. Nikt nie dzwoni – mówi z uśmiechem.

Twierdzi, że podejmując się nowego zadania, odpoczywa od pozostałych. Kiedy przychodzi już chwila wytchnienia, to siada przed telewizorem.
– Ostatnio odpoczywam, oglądając jakieś byle jakie filmy, albo programy przyrodnicze na National Geographic. Żona lubi oglądać komedie romantyczne, ja się przyłączam – nie ukrywa profesor. Państwa Marcińców łączy wspólna pasja: taniec. – Na to zawszę znajdę czas – zapewnia.

Po informacji o przyznaniu Nagrody Pracy Organicznej profesor nie krył wzruszenia. Cieszył się, że został dostrzeżony, także poza środowiskiem naukowym, i to w ukochanym Poznaniu. Dziś podczas uroczystej gali profesor odbierze nagrodę z rąk Adama Pawłowskiego, redaktora naczelnego „Polski Głosu Wielkopolskiego”.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na poznan.naszemiasto.pl Nasze Miasto