Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Gwiazdy nad Maltą: Roby Lakatos zdobył serca poznaniaków

Lilia Łada
Lilia Łada
Dyrygent z batutą w... zębach, tłumy szalejących poznaniaków i genialny Roby Lakatos - takiego koncertu w Poznaniu dawno nie było...

Koncert z cyklu "Gwiazdy nad Maltą", będący tradycyjnym już zakończeniem sezonu Poznańskiej Filharmonii, odbył się już po raz czwarty. Tym razem gwiazdą był wybitny cygański skrzypek i wirtuoz Roby Lakatos. Ten niezwykły muzyk jest nie tylko jednym z największych wirtuozów skrzypiec. Mówi się o nim "skrzypek diabła", bo potrafi zagrać dosłownie wszystko, od klasyki po folk i jazz, słynie też z ogromnego poczucia humoru i doskonałego kontaktu z publicznością.

To wszystko w połączeniu z programem koncertu, w którym można było znaleźć między innymi fragmenty "Carmen" Bizeta i "Skrzypka na dachu" przyciągnęły nad Maltę tłumy poznaniaków. Miłośnicy klasyki szczelnie zapełnili trybuny i plac przed scenę, mimo że pogoda raczej zachęcała do szukania ochłody w kąpieli, a nie do smażenia się na wystawionych na słońce trybunach...

Jednak nikt, kto przyszedł - nie żałował. Roby Lakatos okazał się dokładnie takim geniuszem skrzypiec, jak zapowiadał dyrektor filharmonii Wojciech Nentwig. Słuchanie go i patrzenie na to, jak gra, było niezwykłą muzyczną rozkoszą. Jego zwodnicza, niedbała wręcz lekkość grania urzekała od pierwszego doskonałego dźwięku - i od pierwszego wejrzenia.

Doskonale wypadli też poznańscy filharmonicy pod dyrekcją Jurka Dybała - a nie jest łatwo grać z narzucającymi ogromnie wyczerpujące tempo cygańskimi muzykami.

Na szczęście dyrygent prawie dorównywał poczuciem humoru i temperamentem muzycznym Roby'emu Lakatosowi i mimo kilku potknięć prowadził orkiestrę pewną ręką. Ba, w którymś momencie dyrygował także publicznością: z batutą w zębach, żeby nie przeszkadzała, nadawał tempo rytmicznym oklaskom, jakie wielokrotnie dały się słyszeć podczas tego koncertu.

Trudno też nie wspomnieć o prowadzących, którzy na tym koncercie pełnili rolę wisienki na torcie: Filip Jaślar z kwartetu MoCarta i Marcin Łukawski byli doskonale przygotowani także od strony merytorycznej: widzowie poza zapowiedziami kolejnych utworów dowiedzieli się co nieco o historii muzyki cygańskiej (stworzyli ją... Cyganie) i czym jest improwizacja (o improwizacji mówimy wtedy, kiedy muzyk gra, co mu ślina na palce przyniesie).

Dowiedzieli się też, że najpopularniejszymi cygańskimi utworami są "Dziś prawdziwych Cyganów już nie ma", "Ore, ore" i "To nie ja byłam Ewą"... Jednak największy aplauz wywołały negocjacje Filipa Jaślara z Robym na temat ewentualnego trzeciego bisu.
- Bo wiara mówi, że im się podoba, tej - tłumaczył Jaślar, w końcu rodowity poznaniak, węgierskiemu muzykowi. - To może by jeszcze coś zagrać?

No i okazało się, że Roby Lakatos nie może się oprzeć prośbom poznaniaków i dał się namówić na trzeci bis. Był to utwór, którego aranżację węgierscy muzycy przygotowali specjalnie na poznański koncert i który miał być niespodzianką dla publiczności - "Ostatnia niedziela" Jerzego Petersburskiego. Ale sam Petersburski miałby niejakie problemy z rozpoznaniem utworu: węgierscy muzycy obdarzeni przewrotnym poczuciem humoru początek zagrali a la Chopin, a koniec w klimacie bossa novy. Nic dziwnego, że publiczność absolutnie nie chciała wypuścić muzyka ze sceny, a koncert trwał ponad dwie godziny...

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na poznan.naszemiasto.pl Nasze Miasto